Zawsze wydawało mi się, że nie mam żadnej ekspertyzy w temacie miłości, bo ilość moich miłości i związków jest mniej więcej tak samo imponująca jak ilość kobiecych postaci we Władcy Pierścieni. Bynajmniej nie żałuję, zawsze myślę sobie, że idę w jakość, nie ilość. Poza tym jestem staromodna, nudna i w ogóle beznadziejna i choć nie wierzę w przeznaczenie ani dwie połówki jabłka, to zawsze interesowały mnie jedynie wielkie romanse na zawsze. A przynajmniej “prawie na zawsze”. Tak sobie myślę, że wiele osób interesuje jednak to samo, nawet jeśli się nie przyznają. I chcą czytać o miłości, i ten temat wymieniają jako najbardziej interesujący, i nawet pytają mnie o zdanie. No to piszę, skoro pytają. Ostatnio pytano o związki na odległość.
Ja jestem na tak. Z prostych przyczyn. Jeśli mówimy o wielkich romansach na zawsze (albo “prawie na zawsze”, wiadomo) to w moim świecie nieodzownym elementem takiej relacji jest rozłąka. Tęsknota. Związek na odległość. Piszę o moim świecie, bo innego nie znam, a sama byłam w takim związku przez około pięć lat. Ten tekst jest zatem dla wszystkich, którzy zastanawiają się czy warto.
Odpowiedź jest prosta: Dla mnie było warto. Dla Ciebie? Nie wiem, to zależy. Zależy od tego, jaką jesteś osobą. Ile masz lat. Ile czasu jesteście razem. Jaka odległość Was dzieli. Ile kosztują bilety. Czego chcesz od życia. Czego chce druga osoba. Ile ma trwać rozłąka. Co potem. Jak zdecydujecie, co potem.
Związek na odległość sam w sobie jest stylem życia. Spędzasz mnóstwo czasu rozmawiając przez telefon czy skype. Nie wyobrażacie sobie, jak ja nie znoszę skype’a…Wszystkie pieniądze, które mogłyby pójść na nowe ciuchy czy wino wydajesz na słabej jakości transport. Przeżywasz wciąż dramatyczne wzloty i upadki, nawet jeśli tylko w swojej głowie. To okropny czas. To wspaniały czas. Intensywny. Bardzo emocjonalny. Namiętny. Romantyczny. Ale też wkurzający, bo często nie ma Cię kto przytulić i trzeba radzić sobie samemu z wszystkimi pająkami pchającymi się do wanny.
Uważam, że taki związek lepiej sprawdza się na pewnych etapach w życiu niż na innych. W moim przypadku był to okres studiów. Przerabialiśmy trasę Glasgow – Edynburg, Glasgow – Warszawa, Glasgow – południe Anglii. Podróż z Glasgow do Edynburga trwa co prawda czterdzieści minut pociągiem, ale kogo wtedy było stać na pociąg. W autokarze trzeba było spędzić półtorej godziny za połowę ceny biletu kolejowego, a i tak była to równowartość sporej ilości jedzenia. Ach ten magiczny okres w życiu, kiedy wydawałam dziennie mniej niż obecnie wydaję na lunch. Dochodzimy do tego, że jeśli wydajesz te wszystkie pieniądze, które w innym przypadku można by wydać na piwo albo kanapkę, a czas, który można by spędzać na dziesięciu tysiącach ciekawszych czynności spędzasz w śmierdzącym autobusie albo w tanich liniach lotniczych, to musisz wierzyć, że warto. Że to jest ta jedyna, najwspanialsza, najlepsza osoba. Możesz marnować czas z kimś niewartym Twej uwagi, jeśli masz do niego kilka przystanków tramwajem. Jeśli musisz wsiadać w pociąg, samolot czy inną amfibię, Twój czas staje się nagle o wiele cenniejszy.
Żeby nie było. Nawet, jeśli jesteś z najcudowniejszą osobą na świecie, shit happens. Będą dramy. Poleje się krew. Nie potrafię zliczyć, ile razy rzucaliśmy słuchawką i ogłaszaliśmy definitywny koniec. W sumie, o dziwo, tej dramy było o wiele więcej przy spotykaniu się raz na tydzień niż raz na miesiąc. Ale jeśli w tym wszystkim wciąż macie ochotę się widywać zamiast dać sobie spokój i znaleźć kogoś w bloku naprzeciwko, to musi być miłość.
Kiedy mój związek musiał być na odległość, nie byłam z tego powodu zadowolona, cierpiałam, tęskniłam i nie mogłam doczekać się zmiany sytuacji. Z perspektywy czasu jednak niczego bym nie zmieniła. Związek na odległość to etap w życiu. Uważam, że bardzo potrzebny. Ale to kwestia mojego ogólnego poglądu na związki, bycia jedynaczką, romantyczką, introwertyczką. To był konstruktywny okres, w którym robiłam mnóstwo rzeczy, których być może nie robiłabym, gdybym mogła być cały czas z ukochanym. Bo miałam tendencje do leżenia i tulania się jako sposobu na życie. A tak musiałam czymś się zająć, żeby nie musieć cały czas tylko tęsknić. Uważam też, że gdyby nie czas spędzony w tym dziwnym zawieszeniu, zapewne znudzilibyśmy się sobą. A dziś bylibyśmy innymi osobami. Mimo pewnych oczywistych problemów, które ze sobą mam, wcale nie chciałabym być inną osobą.
Osobiście nie wiem czy zdecydowałabym się na podobną relację dzisiaj. Studia to studia, dorosłe życie to dorosłe życie. Pająki robią się większe, więc potrzeba więcej przytulania. Ale niektóre kobiety wychodzą za marynarzy i większość życia same ubijają pająki, więc pewnie da się tak żyć, jeśli jest się bardzo dzielnym i twardym. Albo ma dobry środek owadobójczy. W pewnym wieku mamy już swoje nawyki, preferencje i środowisko, do którego niekoniecznie pasują regularne wyjazdy. Koniec studiów jest tym momentem, w którym decyzja co dalej jest jakoś tak łatwiejsza niż gdy ma się trzydzieści lat. Łatwiej rzucić wszystko i przeprowadzić się na drugi koniec kraju czy świata, bo mnóstwo Twoich znajomych robi to samo. Łatwiej określić, w którym momencie i kto się przeprowadza. Wyrwanie się ze znanego sobie środowiska nie boli aż tak bardzo. Chociaż mnie na przykład bolało. Ale to już zupełnie inna historia…
Jaka jest pointa? Przychodzi mi na myśl tylko jedna. Gdyby książę Bołkoński ożenił się z Nataszą Rostową tak od razu, pewnie znudziłby się nią równie szybko co swoją zmarłą Lizą. A tak wyszło na jaw, że nie są sobie pisani i mógł sobie spokojnie skonać, stając się wspaniale tragicznym bohaterem. Lepiej umrzeć od ran i żalu niż z nudy, prawda? No dobrze, może nie prawda. Ale jeśli to idealna osoba dla Ciebie i zależy Wam na sobie tak samo mocno, odległość to tylko potwierdzi. Więc nie ma co się jej bać. A po latach będzie co wspominać.
PS Idąc ulicą rozmawiałam z koleżanką o życiu w Londynie. Podobno związek między osobami mieszkającymi po dwóch różnych stronach rzeki to już związek na odległość. Właściwie ciężko się dziwić, to mniej więcej tak, jakby jeździć z Glasgow do Edynburga pociągiem, a i finansowo nie jest to też specjalnie tańsze…