Taka okazja. Pierwsza rocznica ślubu. Mogłabym napisać jakiś głęboki tekst o miłości, bo wszyscy kochają czytać o miłości. To znaczy ja nie znoszę, ale ja jestem niszowa, więc się nie liczę. Miłość się klika. Miłość się sprzedaje. Zacieram zatem ręce, jak to sprytny bloger cwaniak. Siadam przed komputerem. I…no i nic. Nie mam absolutnie nic do powiedzenia. Zupełnie nic. Chyba nie nadaję się do tego fachu.
Tak sobie czasem myślę, co w związku jest najważniejsze. To znaczy myślę o tym, kiedy piszę o związkach na blogu, albo kiedy ktoś mnie pyta, albo kiedy przeczytam coś, co mnie bardzo zdenerwuje, albo usłyszę kolejną piosenkę, która jest kiczowata. Więc nie bardzo często. No i pomyślałam o tym dzisiaj, nad rocznicowym obiadem. Jak wyglądał, zapytacie? (wiem, że nikt nie pyta i pewnie nikogo to nie obchodzi, ale dla potrzeb tego tekstu udajmy, że pytacie i obchodzi, ok?) Czy były kwiaty w wazonie i instagramowalne talerze? Czy był park, piknik, małe zwierzątka? Designerska restauracja? Szampan i prezenty? Nie. Po dwóch dniach chodzenia po górach marzyliśmy tylko o take awayu. Zjedliśmy go oglądając nowy odcinek serialu z Lee Pacem. Było najwspanialej. I już wiem, co w związku jest najważniejsze.
W związku najważniejsze jest mieć gdzieś cały świat. Jeśli jesz sobie tego take awaya i jest ci dobrze i masz gdzieś, co ktokolwiek może o tym sądzić, bo masz wszystko, czego potrzeba Ci do szczęścia, to jest to. Bardzo dużo osób próbuje na każdym etapie życia mówić Ci co masz robić i jak żyć, co jest fajne, a co beznadziejne i czego masz pragnąć. Jakie prezenty kupić sobie pod choinkę, na której randce iść do łóżka i z iloma osobami, żeby nie być ani frajerem ani puszczalską i kiedy powiedzieć komuś bez obciachu, że się go kocha. Życie wśród tych wszystkich reguł jest niesamowicie frustrujące.
Po trzech latach razem wyjechaliśmy do osobnych miast w innym kraju. Mnóstwo osób mówiło mi, że to bez sensu, ale miałam ich rady gdzieś. Wydawaliśmy głupio pieniądze na bilety, żeby się odwiedzać i żyliśmy na mrożonej pizzy. Łatwiej byłoby być z kimś na miejscu i w ogóle, jeśli ktoś nie rzuci dla Ciebie wszystkiego to nie jest wart uwagi, nie? Kłóciliśmy się okropnie i zrywaliśmy chyba z milion razy, ale nigdy na dobre. Po co być z kimś jak się tak kłócisz? Po zaręczynach poszliśmy do najtańszego, najmniej stylowego sieciowego pubu dla starych dziadów i z głodu zjedliśmy trzy obiady i był to absolutnie cudowny dzień. Kto chodzi do takich badziewnych miejsc? W TAKI dzień?
Jeśli masz kogoś z kim możesz mieć gdzieś resztę świata i być w tym stanie zadowolonym z życia, to jest to. Jeśli możesz z tym kimś z tego świata się po godzinach naśmiewać jak z nikim innym, więcej nie trzeba. Nie umiem i nie lubię pisać o miłości, bo przez znakomitą ilość czasu nie muszę o niej pisać. Szczęście polega na tym, że jest mi dobrze i nie potrzebuję o tym nikomu opowiadać.