Przy ostatnim tekście z tego cyklu, miałam wrażenie, że to by było na tyle. Wyczerpałam listę, w ogóle pewnie nie przeczytałam w życiu wiele więcej niż wymieniłam, a jeśli nawet, to zlewa się to wszystko w wielką rozmytą szarą bryłę treści, które co prawda podobały mi się, ale ciężko nazwać je najważniejszymi.
Aż tu nagle siedzisz sobie w pociągu, stoisz pod prysznicem czy idziesz po bułki i przypominasz sobie jak bardzo jakaś treść była dla Ciebie ważna. Wbrew pozorom, to nie zawsze musi być epokowe arcydzieło. Czasem może to być książka całkiem błaha. A czasem Biblia.
| Dzieci z Bullerbyn | Astrid Lindgren |
Mam wrażenie, że całe moje dzieciństwo opierało się o książki Astrid Lindgren. W przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej opowiadań z tomu Nils Paluszek, które są smutne, magiczne i niepokojące, Dzieci z Bullerbyn to taka sielska wizja dziecięcej przyjaźni, której sama nigdy nie doświadczyłam. A przynajmniej nie w tak stabilnej i beztroskiej formie, bo dużo się przeprowadzałam i moje znajomości były zawsze brutalnie przerywane. Do dzisiaj elementy poetyki tej książki są ważną częścią mnie, mam tendencje do wymyślania straszliwie egzaltowanych głupot nadawania zwierzętom pompatycznych imion.
Pamiętam też film, w którym wszyscy nosili takie cudowne ubrania, swetry, grube skarpetki i spódniczki w kratkę. Mogłabym tarzać się w tym cieplutkim, puchatym, pachnącym trawą szwedzkim świecie. Jeśli istnieje niebo, może przypominać Bullerbyn.
| Buszujący w zbożu | J.D.Salinger |
To sztampowe, bo to taka książka, którą zachwycają się pretensjonalne nastolatki i nie da się ukryć, że jest ona napisana trochę tak, żeby być ważną i szokującą. ALE…Dzięki tej książce trafiłam na cytat psychologa Wilhelma Stekela, który utkwił mi w głowie na wieki wieków i dzisiaj uderza mnie wciąż tak samo jak wtedy.
„Dla człowieka niedojrzałego znamienne jest, że pragnie on wzniośle umrzeć za jakąś sprawę; dla dojrzałego natomiast – że pragnie skromnie dla niej żyć. „
Kiedy pierwszy raz się z nim zetknęłam, byłam w bardzo wojowniczym nastroju do zmieniania świata i umierania młodo. Dzisiaj jestem po drugiej stronie. Ale wciąż o tym myślę i zastanawiam się i gniecie mnie ten cytat. A co do samego Buszującego…no, coś tam trochę pamiętam.
| Dinotopia | James Gurney |
Jest to jedna z absolutnie najpiękniejszych wizualnie książek, jakie w życiu widziałam. Przypomniała mi się ostatnio w kontekście pytań z okazji dziesięciu tysięcy fanów na fanpage’u, gdy ktoś spytał, na jakim dinozaurze jeździłby Thranduil. Świat przedstawiony na cudownych ilustracjach Dinotopii wygląda niemal dokładnie tak, jak wyglądałoby Śródziemie, gdyby wprowadzić do niego dinozaury. Sam pomysł opowieści o wiktoriańskim naukowcu, który po zatonięciu statku trafia do świata, w którym ludzie współistnieją z dinozaurami, wart jest olbrzymiego lizaka, jeśli nie Nobla. Ja poproszę namiary na ten statek, chętnie się nim rozbiję.
| Biblia |
Nie wiem czy cokolwiek na świecie napisane jest językiem piękniejszym niż Biblia. Może fragmenty Sklepów Cynamonowych? Ale chyba nie. Może fragmenty Silmarillionu? Ale one ewidentnie imitują ten język. Chętnie poczytam Wasze sugestie.
Nie znam lepszego początku opowieści niż “Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami.” To jest po prostu skończenie pięknie. Aż ciarki przechodzą po plecach.
Nie chcę tutaj rozpisywać się nad walorami religijnymi, bo byłabym głupia próbując napisać coś konstruktywnego w paru zdaniach wpisu o książkach, które lubię najbardziej. Jednak niezależnie od poglądów na wiarę, uważam, że nie znać Biblii to grzech przeciwko literaturze. Ciężko w ogóle mieć o literaturze coś do powiedzenia, nie mając Biblii jako punktu odniesienia. Poza tym w Biblii jest wszystko, czego można chcieć od życia. Moda (i to jaka moda!) i morderstwa, dramaty i heheszki (serio, całkiem sporo heheszków), owce i anioły. W tym zawiera się wszystko co kiedykolwiek było i będzie napisane.
| Dobry Omen | Terry Pratchett i Neil Gaiman |
Skoro padła już wybitna myśl “lubię Biblię”, to kontynuujmy w tej tematyce i niech padnie myśl “lubię książkę, w której anioł i diabeł przyjaźnią się i próbują powstrzymać Apokalipsę, bo lubią życie w Londynie”. Też lubię życie w Londynie, więc zupełnie ich rozumiem.
Tak jak lubię Pratchetta, a jego książki bawią mnie niezmiernie, tak wydaje mi się być dość powtarzalny i przewidywalny w swoim humorze. To wspaniały humor, ale po przeczytaniu trzech pozycji można darować sobie resztę. We współpracy z Gaimanem, który dodaje do opowieści trochę swojej melancholijnej magiczności, ten humor wydaje mi się czymś mocno odświeżonym.
No i mój ulubiony fragment, czyste złoto.
(…) co kilka miesięcy Crowley wybierał roślinę rosnącą zbyt powoli albo ulegającą więdnięciu liści czy brązowieniu, albo też po prostu nie wyglądającą tak dobrze jak inne i obnosił ją wśród pozostałych.
— Pożegnajcie się z waszym przyjacielem – mawiał. – Po prostu nie potrafił dać sobie rady…
Następnie opuszczał mieszkanie z występną rośliną i wracał około godzinę później z wielką, pustą doniczką, którą ustawiał w widocznym miejscu.
Rośliny były najprzepyszniejsze, najzieleńsze i najpiękniejsze w całym Londynie. A także najbardziej przerażone.
Więcej książek nie pamiętam, ale na pewno sobie przypomnę. Właśnie kupiłam śliczne wydanie Moby Dicka, więc watch this space. Na widok zdania “Call me Ishmael” cierpnie mi z ekscytacji skóra.