Kochany Święty Mikołaju,
Piszę do Ciebie na blogu już po raz piąty. Tym razem trochę później niż zwykle, ale nie martw się, nie zażyczę sobie nagle niczego wydziwionego i nie będziesz musiał rabować w ostatniej chwili sklepu albo budować na rano domu w centrum Londynu. Możesz odetchnąć spokojnie.
Przy okazji, chciałam Ci podziękować. Oprócz tego szczeniaczka, o którego męczyłam Cię od 2012 roku, właściwie mam już mnóstwo rzeczy, o które Cię przez lata prosiłam. Mam fajny zegarek, takie buty jak lubię, kapelusze, szaliki, wymarzone perfumy, pracę w Londynie. Mieszkania na własność co prawda nie mam, ale sobie odkładamy i jestem dobrej myśli. Niczego specjalnie mi nie trzeba, jeśli coś mi się podoba i mocno chcę to mieć, to sobie kupuję. W zeszłym roku prosiłam Cię o propozycję wydania książki i też ją dostałam. Nic z tego w końcu nie wyszło z przyczyn leżących po obu stronach umowy, ale uwierzyłam, że mogę. Im dłużej o tym myślę, naprawdę mam Ci za co dziękować.
Już wiem, że wyczuwasz mój podstęp. Już Ty mnie znasz, he he. Nie chcę niczego materialnego. Chcę czegoś o wiele, wiele droższego. Chcę siły, motywacji i wiary w siebie, żeby skończyć moje pisanie w takim czasie, żeby wszystkie postaci, które w mojej wyobraźni mają twarze Keiry Knightley, Jamesa Nortona, Lee Pace’a, Alexandra Skarsgarda, Jennifer Connelly, Benedicta Cumberbatcha i Evy Green, miały szansę być zagrane przez aktorów, których do nich przypasowałam. To jest bardzo dużo siły, motywacji i wiary w siebie, bo choć to wszystko są bardzo piękni ludzie, to daję im mniej więcej pięć lat. Później wszyscy będą za starzy. Elfy nie mogą mieć zmarszczek. A wiadomo, że negocjacje kontraktów, międzynarodowych wydań i praw do ekranizacji, będą się pewnie ciągnąć. Tak więc czas ucieka. Nie zniosłabym, gdyby moje wymyślane od kilkunastu lat postaci miały mieć twarz np. Emmy Watson. Tego moje małe serce by nie wytrzymało.
To właściwie wszystko, o co chcę Cię prosić. No, może jeszcze, żeby w kolejnej kolekcji Zary były ładniejsze sukienki.
Do tej pory mnie nie zawiodłeś (przemilczymy kwestię szczeniaczka), wierzę zatem, że jak zwykle poradzisz sobie fenomenalnie. Tymczasem ja siedzę i czekam na spłynięcie tej siły, motywacji i wiary. Bardzo, bardzo czekam.
Cmok, do zobaczenia rano.
Twoja kochająca Riennahera