Podobno Fear Of Missing Out jest ubocznym produktem social mediów i smartfonów. Podobno cierpią na nie podli i rozwydrzeni millenialsi, którzy bez technologii nie poradziliby z przejściem na drugą stronę ulicy. Taka choroba cywilizacyjna degenerującego się pokolenia, w którą samo się wpędza. Bez żadnego udziału “poważnych dorosłych”. W ogóle żadniusieniego, nawet najmniejsiuniejszego.
Gówno prawda.
Są takie momenty, kiedy zaczynasz WSZYSTKO rozumieć. Elementy wszechświata stają się nagle widoczne jak na dłoni i wyśpiewują ci całą prawdę o życiu. To jest taki moment.
FOMO dopadło mnie pierwszy raz w tej samej chwili, kiedy w gimnazjum polonistka omawiała z nami słynny utwór Horacego. Carpe diem, chwytaj dzień, żyj tak, jakby każdy dzień był Twoim ostatnim. Utwór jak utwór, Horacy wybitnym poetą był i nie zamierzam tego kwestionować. Ale od tego momentu carpe diem pojawiało się wszędzie i zawsze tam, gdzie nie musiało, ale MOGŁO. Jak pies, który usłyszał dźwięk rozwijanego z papierka cukierka. Do końca gimnazjum podczas odpytywania Carpe Diem pojawiało się, jeśli tylko udało mu się wcisnąć na chama. Najczęściej zupełnie bez kontekstu reszty utworu. Samo. Bez kontekstu. Oderwane. Albo raczej przyczepione jak rzep do psiego ogona. Chwytaj. Chwytaj. Obejrzyj ten film, mówili. Przeczytaj książkę. Kapitanie, mój kapitanie. Czy aby na pewno chwytasz dzień? Chwytaj, no co nie chwytasz!
Pamiętam ten lęk gimnazjalnego wrażliwego serduszka. Czy jeśli cały dzień chcę leżeć pod kocem czytając Sapkowskiego (nie mieliśmy wtedy jeszcze dzisiejszych seriali) to chwyciłam dzień? Co jeśli więcej dni nie będzie? Może powinnam robić coś bardziej chwytającego, żeby chwycić? I ile dni z rzędu muszę chwytać? Jeśli chwyciłam wtorek i środę to czy mogę sobie odpuścić czwartek? Może zamiast Sapkowskiego lepiej czytać Tołstoja jadąc na koniu przywiązanym do odrzutowca? Tymczasem ja siedzę pod kocem jak ostatnia sierota, z tą swoją sierocą herbatą. Hańba.
Nie było wtedy jeszcze żadnych social mediów, nawet grono.net jeszcze nie było, a wysłanie smsa kosztowało prawie 50 groszy. Ten jeden cytat sprawiał, że cierpiałam i drżałam. Miał wielką moc. A kiedy mama zabraniała mi w liceum pójścia do klubu, bo gdzieś w jakimś klubie kiedyś kogoś zabili, wiedziałam, że moje życie jest skończone. Bo teraz to już na pewno nie schwytam ani dnia, ani nocy. A na polskim znowu było o Horacym.
Oczywiście, że technologia pozwoliła się nam ranić skuteczniej, dotkliwiej i boleśniej. Zamiast dynamitu dostaliśmy do rąk broń jądrową. Ale FOMO miało swoje zupełnie analogowe początki. Gdybym tylko mogła cofnąć się w czasie, poprosiłabym Horacego, żeby napisał jeszcze jedną pieśń. Na przykład “chwytaj dzień, ale zacnym jest i chwytanie kakao, pod kocem patrząc w gwiazdy nie jesteś wcale pośmiewiskiem bogów i jeśli nawet innego dnia nie będzie to zginiesz szczęśliwy, to też jest spoko”. Czy coś w tym stylu.