Z głębokości koca przesyłam Wam ciekawe i bardzo ciekawe linki o tym, co w życiu ważne. O owcach, dinozaurach i Lee Pace. No to lecimy.
W 1954 roku The Texas Company wypuściło film edukacyjny o hodowaniu owiec. Dowiemy się z niego pożytecznych rzeczy odnośnie zalet konkretnych gatunków i dobroci, która spływa na ludzkość ze strony puchatych stad. Wszystko to przy akompaniamencie muzyki niczym z megaprodukcji z okresu klasycznego Hollywood, z pięknymi vintage ujęciami Ameryki mlekiem i miodem płynącej i głosem komentatora, który przypomina mi nieco Cary’ego Granta. Jeśli to nie jest wspaniałe, to nie wiem co jest.
Z cyklu “Bohaterowie dnia codziennego” – dwudziestojednoletnia blogerka opisuje swoją walkę z rakiem. A jednocześnie robi sobie słodkie fotki na instagrama podczas chemioterapii czy pozując w różnych perukach. Lub bez peruk. Śmiem stwierdzić, że bez włosów wygląda jeszcze bardziej kól.
Pewien młody człowiek robi najpiękniejsze na świecie marionetki. Czy jak to tam nazwać. Zgadza się, niektóre mają formę dinozaura. Inne kurczaka. Potem kręci o nich filmiki, w których śpiewają, upijają się i irytują kota. Myślę, że to musi być bardzo, bardzo fajny młody człowiek.
W internecie nie należy dyskutować w ogóle, ale czasem każdy ma chwilę słabości. Wtedy trzeba zrozumieć, kiedy odejść od klawiatury, bo dalsza rozmowa jest dla Ciebie potwarzą. Dla mnie w ten weekend ten moment nastąpił, gdy przeczytałam „na chuj mi socjologia, psychologia i historia skoro wystarczy się rozejrzeć wokół?”. Każdy ma prawo do swojej opinii, niemniej jednak wiele z tych opinii jest żenujących. A już tych opartych na dowodach anegdotycznych to niemal 100%. Kasia Gandor tłumaczy, dlaczego.
Lee Pace ma instagram. Lee Pace na instagramie trzyma kurę i rzuca psu piłkę, a także protestuje przeciw Trumpowi. Na razie mało zdjęć, ale każde potwierdza, że z niego spoko ziom.
Pozostając w temacie Trumpa. Połówka cebuli w plastikowej torebce próbuje zdobyć więcej followersów na twitterze od niego. Póki co ma ich 768 tysięcy. Cel szczytny, ja tam cebulę wspieram. Niezaprzeczalnie jest zdrowsza od Donalda.
Odkąd skończyłam terapię i czuję się dobrze, nieco odrzuca mnie od tematu depresji i nerwic. Dominowało mnie to tak bardzo, że gdy choć na chwilę czuję się wolna, nie mam nawet ochoty myśleć o otchłani. Wiem jednak z Waszych maili i wypowiedzi w ankiecie, że wiele osób skorzystało z moich tekstów, więc chcę podrzucić wam filmik Hani Es. Wiem w jak ciężkim stanie była i to, że sobie poradziła jest wielkim zwycięstwem. Porusza też kwestię, która dotyczy chyba każdego, kto zmaga się z tym stanem i z którą każdy ma problem. “Przecież nic mi nie jest, inni mają większe problemy, muszę wziąć się w garść”. Jasne, gdzieś ktoś zawsze ma większy problem. Ja myślałam, że jestem niewdzięczna, bo mam przecież takie super życie. Po czym gdy miałam opowiedzieć o sobie terapeutce, “nie mam problemów” przestało trzymać się kupy przy czwartym zdaniu, które wypowiedziałam. A największym z moich problemów było to, że zawsze brałam się w garść i udawałam, że nic się nie stało.
Ale żeby na koniec nie było nam wszystkim bardzo smutno – z tego da się wyjść. I znowu jest dobrze.
Miłego tygodnia!