Tematy związane z miłością związkami w ogóle są szczególnie ekscytujące i każdy ma przy ich okazji coś do dodania. W przypadku tematów okołoślubnych emocje sięgają zenitu. Widać też wyraźnie wydzielone gangi, zwalczające się nawzajem jak Kapuleci i Monteki. Jedna grupa to osoby zainteresowane ślubem z intensywnością zbliżoną do zainteresowania, które Tom Cruise przejawia do bycia dziwnym. Czyli 100% oddania w tej kwestii. Wiedzą wszystko, mają “fantazję”, znają wszelkie konwenanse i uznają ich przestrzeganie za niezwykle ważne. Koszta nie grają roli. Druga grupa to głos rozsądku, ale taki do bólu. Ślub? Da się go załatwić między śniadaniem a wyjściem na pocztę. Sukienka? Można i w piżamie. Wesele? Lepiej iść na rower. I tak dalej i tak dalej.
Pod dyskusją o pierścionkach zaręczynowych znajdziemy zatem kobiety, które dokładnie wiedzą ile powinien kosztować i nie zaakceptują niczego, co nie pasuje do ich idealnej wizji. Zwykle można dowiedzieć się też jak to pierścionki nie mają żadnego znaczenia, prawdziwa miłość nie potrzebuje blasku diamentów i to w ogóle chwyt marketingowy, wszyscy zadowoleni są z pierścionka za sto złotych i w ogóle nie wiadomo, kto je kupuje, skoro dla nikogo się nie liczą.
Jeśli chodzi o mnie, to w przypadku 90% tematów, które da się wymyślić (od rozważań nad najlepszym dinozaurem czy ciastem świata po sens życia czy pytanie o istnienie Boga), moje zdanie brzmi dokładnie tak samo. TO ZALEŻY. Ale w sumie tym razem mam dość sprecyzowaną opinię. Moim zdaniem liczą się bardzo i mają duże znaczenie.
Już pewnie się denerwujesz, że jestem taka pusta, nie znam się i w ogóle straszna ze mnie osoba. Zaczekaj. Uważam bowiem, że pierścionek i same zaręczyny są papierkiem lakmusowym relacji. Są niejako jej symbolem. Podjęcie decyzji o spędzeniu z kimś życia (ewentualnie wyboru osoby, z którą będzie się kiedyś rozwodzić i dzielić majątek, ale ja jestem jednak romantyczką) to ważny moment. Nie uważam, że najważniejszy, ale ważny. I dobrze, jeśli ten moment sprawia radość, wspominasz go z rozrzewnieniem i wszystko jest na swoim miejscu. Kiedy przekonujesz się, że osoba proponująca małżeństwo Cię zna i wie jak Cię uszczęśliwić. Ewentualnie przekonujesz się, że jest słodkim nieogarem i nie ma pojęcia jak Cię uszczęśliwić, ale rozczulają cię te niezręczne starania i potrafisz się z nich szczerze śmiać. To też jest miłość.
W ogóle nie wartościuję tutaj czy lepsze są zaręczyny podczas uroczystego obiadu z rodziną czy w obecności jedynie drzew w lesie. Czy pierścionek być musi czy w ogóle nie jest potrzebny. Ani czy oświadczać ma się mężczyzna czy kobieta. Ważne, co komu w duszy gra. Ale zdecydowanie uważam, że te wszystkie formy mają znaczenie. Wyobrażam sobie cudowne zaręczyny z pierścionkiem za milion dolarów. Wyobrażam sobie równie wspaniałe zaręczyny z pierścionkiem z automatu z badziewiem za złotówkę. Ani jedne ani drugie nie byłyby wspaniałe DLA MNIE, ale na pewno są osoby, dla których byłyby najlepsze na świecie.
Mam znajomą, która zażyczyła sobie od narzeczonego innego pierścionka niż jej kupił. Musiała mieć większy diament, na obrączce wysadzanej małymi diamentami, a całość kosztowała w okolicach pięciu-sześciu tysięcy funtów. Nie jestem mężczyzną, więc nie do końca się znam, ale wyobrażam sobie, że gdyby była moją narzeczoną, to po takiej akcji byłaby już byłą narzeczoną. Nie znam jednak ich relacji, nie wiem jacy są w swoim towarzystwie, może to jest jej normalne zachowanie, które w ogóle mu nie przeszkadza? Mam też inną znajomą, której ukochany oświadczył się przed meczem rugby. Naniósł do domu kwiatów, świec i ciastek, ułożył je w salonie i czekał na nią z wielkim pierścionkiem. Po wszystkim obejrzeli mecz. Była zachwycona.
Nasze zaręczyny odbyły się na szczycie góry Snowdon w Walii, po kilku godzinach mojego przeklinania i marudzenia, że dalej nie idę. Usłyszałam, że na szczycie będzie niespodzianka i byłam pewna, że chodzi o batona. “Wsadź sobie tego swojego batona, ja umieram”, powiedziałam. Było mi potem bardzo głupio, że cały dzień zachowywałam się jak najgorsza jędza. A po zejściu z góry poszliśmy do marnego pubu i zjedliśmy na spółkę trzy obiady. Pierścionek był idealny, prosty, z diamentem w retro stylu. Kosztował tyle, na ile mogliśmy sobie pozwolić trzy lata temu. Dzisiaj moglibyśmy pozwolić sobie pewnie na przynajmniej dwa razy większy, ale to zapis konkretnego etapu w życiu i absolutnie go uwielbiam. Jest totalnie mój i pasuje tak do sukni wieczorowej jak i dresu. I cieszę się, że go mam. Byłoby mi smutno, gdybym go nie miała.
Tak jak wspominałam, z pewnością są osoby, które marzą o pierścionkach z najwyższej półki. Tak jak i osoby, które obwiną sobie palec trawą i będą najszczęśliwsze, źle natomiast czułyby się z diamentami i wydawaniem pieniędzy na coś, co nie jest dla nich ważne. Ani te pierwsze nie są głupie, ani te drugie nie są tanie. Żadne nie mają absolutnej racji.
Myślę natomiast, że jeśli pierścionek jest nie taki, wszystko jest nie takie, nieładne, niemiłe i w ogóle foch i nieszczęście, to jest to dość poważny problem. Przy czym pierścionek to tylko wskazówka, nie powód. Warto zastanowić się poważnie czy to najlepszy moment i najlepsza osoba dla nas. Oczywiście nie ma jednoznacznej odpowiedzi. TO ZALEŻY.