Kiedy ktoś powierza Ci sekret, ekscytujesz się. To jak komunia dusz. Oznacza zaufanie, a zaufanie prowadzi do, nie bójmy się tego powiedzieć, może nawet do przyjaźni? Ale pod świecącym papierkiem sekret to przede wszystkim odpowiedzialność i jeszcze większa niezręczność, kiedy musisz z nim sekretem żyć.
Powierzono mi niedawno sekret, którego treść interesowałaby bardzo moje otoczenie. Codziennie musiałam patrzeć w oczy ludziom, którzy go nie znali, a kiedy w końcu przedostał się do powszechnej wiadomości, musiałam udawać, że mnie zaskakuje. Wciąż udaję.
Sekret to bagaż. Ale gdybym naprawdę została nim zaskoczona, być może byłoby mi przykro, że o nim nie wiedziałam…
Z doświadczenia wiem, że sekrety warto zachować dla siebie. Tym bardziej, im bardziej są ekscytujące. Jest z nimi trochę jak ze słodyczami. Nie idziesz na jednego drinka i nie zjesz jednej kostki czekolady. Jeśli zdradzisz sekret jednej osobie, ciężej na tym poprzestać niż nie zdradzić go w ogóle nikomu. Zwłaszcza, jeśli jest przyjemny, bo mówiąc o nim czujesz ekscytujące mrowienie w żołądku. To podobne mrowienie jak przy pierwszym pocałunku. A potem okazuje się, że o tajemnicy wie już nie jedna, ale trzy, pięć, siedem osób. Zanim się zorientujesz, zaczyna się robić gorąco.
Opowiadanie cudzych sekretów nie jest specjalnie mniej przyjemne. Stawia Cię w pozycji czcigodnego mędrca, trzymającego w garści wiedzę o świecie. Jako, że nie jest Twoim problemem, o wiele łatwiej zachłysnąć się adrenaliną towarzyszącą puszczaniu go w świat. A kiedy wypuszczasz go w świat, on już sobie sam świetnie radzi. Tyle, że po swojemu.
Tak jak wspomniałam, z sekretami jest jak ze słodyczami. Raz na jakiś czas się skuszę, choć najlepiej trzymać się od nich z daleka. Przypominają też kolorowe drinki z palemką. Zabawa trwa, dopóki nie obudzisz się w barowej toalecie. Ale to już zupełnie inna historia…