Nie ukrywam, że ostatnio przez większość czasu jestem raczej smutna niż radosna. Nie jest to najprzyjemniejszy stan umysłu, ale cóż począć. Siedząc sobie w mętnym świecie własnej głowy uznałam, że napisanie czegoś pozytywnego, dla przełamania ponurego nastroju, dominującego ostatnio na blogu, nie jest najgorszym z pomysłów na poprawę sytuacji. Nawet jeśli niczego nie zmieni, to pomyślę o czymś miłym, no nie?
Zaczęłam wypisywać momenty, które kocham. Nie wielkie życiowe wydarzenia, tylko okruszki codzienności. Spisywałam je siedząc w pracy, jedząc śniadanie, jadąc na spotkanie, przed pójściem spać. Nie było wcale bardzo łatwo. Dobre rzeczy jakoś łatwiej umykają z głowy niż te złe. Jestem przekonana, że wypisanie pięćdziesięciu najgorszych momentów w życiu poszłoby jak z płatka. Nad poniższą listą siedziałam pięć dni. Ale jest. Mogę ją teraz czytać i przypominać sobie, że hej, nie jest tak źle, skoro jest pięćdziesiąt razy doświadczyłam czegoś, co sprawiło, że byłam szczęśliwa. Nie jest to totalnie zły wynik. Szczegóły poniżej.
- Wschód Słońca. Widok to jedno, ale fakt, że skończyła się noc i mogę wreszcie spać bez strachu – cudowne uczucie.
2. Wyjście od fryzjera. Sam czas spędzony w salonie to wymuszona rozmowa, nawet jeśli fryzjer jest wyjątkowo dobrym rozmówcą. Przede wszystkim również lęk co wyjdzie. Nawet jeśli fryzjer jest wybitnym specjalistą. Ale kiedy jest już po wszystkim i wyglądam porządnie, to jest jak stąpanie po czerwonym dywanie.
3. Stąpanie po czerwonym dywanie. Nie chodzę na żadne wielkie uroczystości wielkiego świata kultury, ale miewam gale służbowe. Dywan bywa czasem czerwony, a czasem nie ma w ogóle dywanu. Na wejściu wszyscy się do siebie uśmiechają, są piękni i eleganccy i to jest miłe. Potem trzeba przejść do small talków i networkingów, które bywają uciążliwe, ale chwile przed nimi są naprawdę przyjemne.
4. Jak ktoś mnie narysuje. Po plecach przechodzą przyjemne ciarki.
5. Kiedy znajdę naprawdę świetną piosenkę, której wcześniej nie znałam. Na przykład taką.
6. Gdy zrobię dobre selfie.
7. Gdy wyjdę chudo na zdjęciu.
8. Kiedy wieje ciepły wiatr. Najlepiej, gdy do tego jeszcze się ściemnia.
9. Gdy mieszkanie jest posprzątane. Właśnie w takim siedzę. Mrrr.
10. Ulubiona sukienka właśnie wyschła po praniu.
11. Ktoś mówi, że mam jakąś ciekawą cechę. Słyszałam już w życiu, że bardzo delikatnie dotykam rzeczy, właściwie muskam je palcami. Słyszałam, że potrafię wprowadzić kogoś w zakłopotanie milczeniem i spojrzeniem. Słyszałam, że nigdy nie wiadomo, jakie będę mieć na dany temat zdanie. Oczywiście w żadne z tych stwierdzeń nie wierzę, ale miło, że ktoś o mnie w ogóle myśli.
12. Czytanie książek Vonneguta lub Balzaca. Mam wrażenie, że wbrew przepaści czasowej, mają dość zbliżony styl pisania i całkiem podobne podejście do życia. Chcę być jak oni.
13. Gdy znajdę sukienkę idealną.
14. Kiedy ląduje samolot. Statystycznie to o wiele bardziej niebezpieczne niż znajdowanie się na wysokości przelotowej, właściwie to jeden z najbardziej niebezpiecznych momentów. Ale serce tego nie wie.
15. Kiedy zdobywam sama nowego klienta.
16. Kiedy oddaję komuś ubrania albo inne rzeczy, nagle mam więcej miejsca i jeszcze na dodatek za tymi rzeczami nie tęsknię.
17.Kiedy mój mąż domaga się uwagi. Jest większym introwertykiem ode mnie, przychodzi jak kot i za długo go głaskać nie można. Ale jak już przychodzi, to musi znaczyć, że kocha, nie?
18. Spence Bakery. To piekarnia z miejscami do siedzenia przy Church Street na Stoke Newington. Pracuje tam moja koleżanka i za każdym razem kiedy tam trafię, jest cudownie. Dołączają zwykle inne koleżanki, heheszkujemy z obsługą, robimy ogólny raban. Wszyscy bawią się i dokazują. Spence Bakery to stan umysłu.
19. Heheszkowanie z klientami na eventach. Jeśli ktoś z Tobą heheszkuje, choć płaci Ci pieniądze, to znaczy, że serio uważa Cię za zioma.
20. Kiedy spakuję się na wyjazd i wszystko do siebie pasuje.
21. Jak dużo osób szeruje i lajkuje moje teksty, statusy, zdjęcia. Ja wiem, że tru blogerzy z powołania twierdzą, że to nie jest ważne. Ja twierdzę, że kłamią. Każdy lubi, jak ktoś go lubi. Jeszcze lepiej, jeśli jest to wielu ktosiów. Przynajmniej dla mnie jest to bardzo ważne.
22. Jak dobrze się ubiorę.
23. Kiedy na ściance zrobię ruch, którego nie byłam w stanie zrobić tydzień wcześniej. Mówimy oczywiście o wspinaniu, nie o lansowaniu.
24. Kiedy mam pomysł na tekst i czuję, że jest dobry.
25. Pisanie dobrym długopisem.
26. Kiedy w wolny dzień wstaję wcześnie i jestem aktywna, zamiast leżeć z komputerem do południa.
27. Gdy kot sąsiadów zagląda do mnie przez drzwi do ogródka. Zwykle rzuca mi kilka namiętnych spojrzeń, a kiedy zaczynam zachęcać go do wejścia, postanawia, że wcale nie jestem fajna i wychodzi. Spoko ziom.
28. Kiedy wygram pieniądze w zdrapce. Te 49 zł wygrane kiedyś w Kapitana Kasę. Najlepsze wspomnienia.
29. Jak na dworcu St Pancras przypadkowe osoby grają na pianinie.
30. Kiedy zobaczę naprawdę dobry film. Przy czym moje kryteria dobrego filmu są bardzo moje. Musi wywoływać konkretne emocje, wyglądać w konkretny sposób. Jednymi z najlepszych filmów są dla mnie Mulholland Drive, Don’t Look Now, The Fall z Lee Pacem czy ostatnio The Lost City of Z. Kocham też Dolinę Lalek z Sharon Tate, którą krytycy zgodnie uważają za straszną szmirę.
31. Kiedy uczę się jakiejś nowej rzeczy. Nawet jeśli to lepszy sposób na parowanie skarpetek.
32. Kiedy moje pismo odręczne wygląda ładnie.
33. Kiedy w jakimś miesiącu udaje mi się odłożyć większą sumę. Przynajmniej taka sama radość jak nowa sukienka z Zary.
34. Kiedy opublikuję tekst i obawiam się Waszej reakcji, a potem spotyka się on z pozytywnym przyjęciem. Paradoksalnie z negatywnym przyjęciem spotykają się najczęściej wpisy, które uważam za neutralne i mało kontrowersyjne…
35. Kiedy nie mam nic do zrobienia i mogę iść spać. Albo jak mam coś do zrobienia, ale zasnę zanim się za to zabiorę.
36. Kiedy nie mam nic do zrobienia i mogę porysować.
37. Kiedy przeprowadzę dobrą współpracę na blogu. Moją absolutnie ulubioną do tej pory był tekst o dwujęzyczności.
38. Gdy daję znajomym przeczytać kawałek mojej powieści, a oni chcą więcej i słuchają, kiedy im o niej opowiadam. Mam cudownych znajomych, wyglądają na tak bardzo zainteresowanych. Głęboko wierzę, że za umiejętności aktorskie dostaną kiedyś wszyscy Oscary, a za dobroć serca Pokojowe Noble.
39. Wymyślanie fanfików na temat własnych postaci. Fanfikocepcja.
40. Kiedy wygrywam w niezręczność z naprawdę niezręcznymi osobami. Na przykład jednym z moich szefów
41. Fotogeniczny piknik. Taki jak na dzisiejszych zdjęciach.
42. Kiedy trafiam na kierowcę autobusu 214. Już zaczęłam się w życiu poddawać i przestałam w ogóle wierzyć w jego istnienie, on znowu mnie podwiózł.
43. Kiedy wychodzą mi kapkejki.
44. Gdy w oglądanym właśnie odcinku Attack on Titan nikt nie umiera.
45. Kiedy chwilowo wszystko ogarniam, niczego nie zapomniałam, nic nade mną nie wisi czekając na zrobienie. Niezbyt często mam okazję
46. Gdy ktoś zachwyca się czymś co mam, a ja odpowiadam, że mama mi zrobiła.
47. Kiedy porządnie zmęczę się wysiłkiem fizycznym. Kocham leżenie na kanapie, ale po wysiłku smakuje jeszcze lepiej.
48. Kiedy przeczytam naprawdę dobry artykuł naukowy z moich dziedzin. Ostatnio robię to zdecydowanie za rzadko. Muszę zacząć pisać więcej prelekcji na konwenty.
49. Kiedy ludzie przychodzą na moje prelekcje. Mogliby leżeć na kanapie, a przynajmniej raz w roku przychodzą. Cudni są.
50. Wieczór z naprawdę dobrą whisky.
Zapraszam do towarzystwa wszystkie Wasze momenty. Nie wiem czy myślenie o nich pomoże pokonać problemy, ale na pewno nie zaszkodzi. Dzielenie się momentami jest jak dzielenie się dobrą whisky i zagryzanie jej czekoladą. Wyborne.