Pozdrawiam Was serdecznie z wakacji pod lasem i dostarczam nową paczkę linków.
♦
Zdecydowana większość najlepszego kontentu w sieci dotyczy zwierząt. Gdyby nie internet, człowiek nie wiedziałby, jak wykopane w kosmos są te wszystkie zwierzęta i nie spędzałby nad filmikami o nich długich godzin. Może coś by w życiu osiągnął. Niemniej jednak historia pana i ryby, z którą przyjaźni się od trzydziestu lat, warta jest zmarnowania życia. Tak, totalnie, pan naprawdę przyjaźni się z rybą, ona go poznaje, daje się głaskać i w ogóle jest kochana.
♦
Na koleżkę, który analizuje zamki i inne historyczne elementy w tekstach popkultury, trafiłam dzięki mężowi. Oglądał jakiś filmik z irytującym Amerykaninem, podeszłam z fochem, żeby przyciszył i okazało się, że człowiek analizuje jak wiarygodne historycznie jest Kaer Morhen w “Wiedźminie”. Nie mogę oczywiście pozwolić, żeby ktoś był mądrzejszy ode mnie, więc się dosiadłam i wymądrzałam.
Phi – mówię. – To wygląda jak mocno inspirowane Caernerfon.
Po chwili na ekranie pojawia się mapa Caernerfon.
Gość mówi, że wejście jest bez sensu wysokie.
Phi – mówię. – Tam powinno być dodatkowe piętro, tylko nie widać podłogi.
Po chwili pada stwierdzenie, że mogłaby być podłoga, tylko jeśli była, to źle to zaprojektowano.
Więc generalnie to jest taki kanał, że jak czuję się samotna, to mogę podyskutować z ekranem o wspólnych zainteresowaniach. Czuję się jakbym była znowu na studiach.
Ten vloger zna się na zamkach. Polecam.
Pozostając przy wiedźminie. Kiedy wyjeżdżałam z Polski ponad dziesięć lat temu, zostawiałam za sobą zupełnie inną rzeczywistość niż ta, którą odwiedzam obecnie. W telegraficznym skrócie – prawie wszyscy moi znajomi czytali Sapkowskiego i słuchali metalu, wszyscy byliśmy totalnymi lewakami (choć chodziliśmy do kościoła) a nawet jak nie byliśmy, piwo pite w lesie łagodziło wszelkie różnice ideologiczne. Tym bardziej nie ogarniam skrętu w drastyczne prawo w fandomie fantasy. Zwłaszcza wśród fanów ASa, bo chyba trzeba czytać Sagę po ciemku, żeby nie zobaczyć, jak bardzo jest lewacka. O tym jest artykuł na gram.pl. Komentarze…przemilczę 😉
♦
Jeśli macie ochotę powłóczyć się po Londynie, ale nie macie pomysłu gdzie iść, polecam interaktywną mapę lokacji filmowych. Nie wydaje mi się, żeby była kompletna (choć dużo filmów, których akcja rozgrywa się w Londynie, kręci się w Manchesterze albo w Szkocji…), ale na początek na pewno się nada.
♦
W odmętach przeglądarki odnalazłam bardzo przydatne diagramy odnośnie życia w Londynie. Ten jest moim absolutnie ulubionym i opisuje skomplikowany proces decyzyjny towarzyszący poruszaniu się po mieście W OGÓLE.
(he he, żart, czasem jadę na południe)
(trenować strzelanie z łuku)
♦
Na stronie Guardiana kilka słów od Neila Gaimana o życiu i wszystkim innym. Ujmuje mnie, że człowiek, który jest moją inspiracją i dzięki któremu (między innymi) w ogóle chcę pisać, też wątpi w swój talent, nie wie czy go kiedykolwiek w ogóle miał, a jeśli miał, to czuje, że pewnie się skończył. Przynajmniej wewnętrzne rozterki mam takie same, jak ktoś z talentem.
♦
Janne Robinson nie przebiera w słowach, pisząc o ludziach, którzy nie żyją naprawdę. Powiedzmy, że sama od dawna nie używam podobnie agresywnej retoryki, ale zgadzam się z jej opinią, że człowiek jako taki znajduje mnóstwo wymówek, żeby usprawiedliwić czemu nie żyje tak jak miałby na to ochotę, od dzieci po wszystko inne. Regularnie czytam to w komentarzach, kiedy piszę teksty o potrzebach zmian, dbaniu o siebie i swoje szczęście. Takie życie naprawdę nie jest żadną cnota.
Tekst trafia do mnie bardzo w sytuacji, kiedy siedzę w domu, mogę wszystko i w ogóle nie wiem, czego chcę. Ale wiedziałam, czego nie chcę, a każda próba zrobienia sobie lepiej niż było będzie jakimś sukcesem.
You aren’t doing anybody a favor when you stop living, stop trying.
When we heal our suffering, we heal this world.
Tym optymistycznym akcentem żegnam do następnego razu i idę jeść bób.
Cmok!