Zdaje się, że w tym roku nie robiłam jeszcze żadnego wpisu kosmetycznego, więc czas to nadrobić. Wszystkie te kosmetyki znajdują się u mnie obecnie w stałym użyciu i wszystkie kupiłam sama.
Podkład Dermacol – podczas live’a na instagramie padło pytanie, czy wciąż używam podkładu Mac Studio Fix. Używałam go jeszcze jakiś miesiąc temu i będę go dalej używać, ale wpadłam znów w sidła Dermacolu, który miałam w szufladzie i użyłam dla przypomnienia sobie jaki jest. Celowo piszę o sidłach, bo Dermacol to niebezpieczna bestia. Od podkładu oczekuję przede wszystkim krycia, a Dermacol to zdaje się jeden z najmocniej kryjących podkładów, jakie stworzył człowiek. Na youtube są filmy, jak ludzie pokrywają nim tatuaże i działa. W tej kwestii sprawdza się idealnie. Podobnie jak w kwestii trwałości. To jest podkład, w którym można przejść dwadzieścia kilometrów po lasach i klifach, w upale i wietrze i wciąż wyglądać w miarę do ludzi. Ale…Oczywiście, jest ale. Jest przy tym wszystkim bardzo ciężki. To nie jest podkład do używania codziennie przez długi okres czasu. Mam wrażenie, że już czuję to na skórze. Będę musiała się od niego odzwyczaić, a tak pokochałam twarz bez żadnych przebarwień. Ech.
Kiehl Clearly Corrective™ Dark Circle Perfector SPF 30 – pisałam o nim przy wpisie o kosmetykach do zadań specjalnych. Było to rok temu i od tamtego czasu wciąż używam tej samej tubki, makijaż robię niemal codziennie, zawsze z tym korektorem. Wydaje mi się, że za kilka tygodni będę musiała kupić nowy, ale dwadzieścia dziewięć funtów za rok codziennego używania to świetna wydajność.
Benefit They’re real Mascara – Najlepszy tusz do rzęs jaki znam. Nie potrzebuję już w życiu żadnego innego. Polecam go wszystkim koleżankom i zgadzają się ze mną co do jego wspaniałości. Jest bardzo trwały, bardzo wydłuża i pogrubia rzęsy. Mama zapytała się kiedyś czy nałożyłam sztuczne, wiem, że koleżanka też dostaje takie pytania. Jego jedyną wadą jest…trwałość. Trzeba się namęczyć, żeby go usunąć i jeśli nie zrobi się tego dokładnie, przy następnej aplikacji rzęsy będą grudkowate i posklejane. Radzi sobie z nim jednak każdy płyn do usuwania wodoodpornych kosmetyków.
Benefit Browzings – Od czasu, kiedy polecałam zestaw do brwi od Cresty, nie byłam w stanie go nigdzie dostać. Kupiłam zatem Zestaw do brwi od Benefit i używam go z szablonami z Cresty. Sprawdza się przynajmniej tak samo dobrze, jeśli nie lepiej, bo często pytacie mnie co to za produkt i jak udało mi się go dobrać idealnie pod kolor włosów. Nie dobierałam go specjalnie, to kolor Medium Brown. Ja mam go w starym opakowaniu, bo jest bardzo wydajny, ale ten sam zestaw jest wciąż dostępny w innym pudełku.
Róż Bourjois – Mam wielką słabość do tego różu, bo był pierwszym, jaki samodzielnie kupiłam. Miałam kilkanaście lat i w Wysokich Obcasach przeczytałam artykuł o tym jak są produkowane. Tekst przywoływał Paryż, pieczenie pachnących cieni w piecu jak ciasteczka (tak było napisane, jakby co to się nie znam) i w ogóle cały był magią i urokiem. Nigdy nie kupiłam innego różu. Ot, potęga marketingu.
Puder ryżowy Ecocera – namówiła mnie na niego przyjaciółka, kiedy wybrałyśmy się do drogerii Pigment w Krakowie. Potrzebowałam nowego pudru matującego (Gosh mi się skończył) i stałam przed wyborem między pudrem za kilkanaście złotych i za 140 zł. Rekomendacja i chęć zjedzenia obiadu wygrały. Moja cera jest bardzo irytująca, jeśli chodzi o przetłuszczanie się, ale jestem zadowolona. Zwłaszcza za stosunek jakości do ceny. Jeśli masz mniej głupią skórę, sądzę, że puder będzie się spisywał na medal.
Urban Decay Razor Sharp Eyeliner – W tym roku spotkała mnie ogromna tragedia. Najlepszy na świecie eyeliner Tattoo Me Seventeen został wycofany ze sprzedaży. Jeśli wierzyć mojej konwersacji z Bootsem na twitterze, powróci we wrześniu, ale wolę nie mieć nadziei, niż okropnie się zawieść. Wiele tygodni szukałam zastępstwa, wydając stanowczo zbyt dużo pieniędzy na produkty, który nie spełniły oczekiwań. Wszystkie się rozmazywały, zwłaszcza w kąciku oka. Nie będę nawet o nich pisać, bo nie warto. W końcu zezłoszczona i sfochowana, kupiłam Urban Decay, bo używała go przed laty moja ładna koleżanka ze Szkocji. I ten, choć nie idealny, daje radę. Zaletą jest świetny, precyzyjny pędzelek i dobra trwałość. Dobra, nie świetna. Jak poleciała mi łza z oka przy znieczulaniu jedynek u dentysty, to nieco się zmazał (Tattoo Me by się nie zmazał…). Nie zrobił jednak kleksa, więc na plus. W warunkach bez płakania póki co daje radę. Czasem dla dobrego pokrycia muszę przejechać w niektórych miejscach dwa razy.
UPDATE: już po napisaniu tekstu popłakałam się i jednak nie dał rady…Motyla noga!
Perfumy Ex Nihilo: Fleur Narcotique i Amber Sky – Pisałam już o obu zapachach. W kwestii perfum jestem jednak mocno monogamiczna. Był czas, kiedy pachniałam tylko Angel, ale skończyły mi się. Odkąd dostałam od męża wymarzone Ex Nihilo, nie używam niczego innego. Fleur Narcotique jest na gorące letnie dni, Amber Sky na deszcz i chłód. Oba są ciężkie i piżmowe, ale takie zapachy należą do moich ulubionych. Poza tym odpowiada mi ich niszowość, są dostępne tylko w dwóch miejsach w Londynie i prawie nikt nie pachnie jak ja. Cena to inna sprawa, ale oba flakony były prezentami na specjalne okazje i przy tym, ile ich używam, było warto.
Kremy Tołpa Dermo Face i Dermalex – Na kremach znam się najgorzej ze wszystkich kosmetyków i nie mam pojęcia, czego powinnam używać. Znajome wydają się lubić Tołpę, więc kupiłam krem matujący i jest to miły, lekki krem. Mam cerę naczynkową z dużymi czerwonymi plamami i podczas wizyty w Bootsie impulsywnie kupiłam dość drogi krem na ten problem. Wydaje mi się, że trochę pomaga, plamy zdają mi się mniejsze i mniej intensywne, ale nie zmienił diametralnie mojego życia.
Rozświetlacze Bobbi Brown i MAC – Tak jak je kochałam, tak kocham dalej. Od czasu ostatniego tekstu oba mi się skończyły i kupiłam nowe opakowania. Bobbi Brown zabieram w podróż dla oszczędności miejsca, bo jest zarówno rozświetlaczem jak i bronzerem, który używam do (dość nieudolnego) konturowania. MAC najlepszy jest na dni, kiedy chcę się poczuć jak błyszcząca złota gwiazdeczka albo gwiezdny pyłek. To są porządne, bardzo przyjemne produkty.
Używacie tych produktów? Polecacie inne? Dajcie znać.