Moment bez sensu i bez celu, kiedy stoję boso w drzwiach wychodzących na mój mikroskopijny ogródek, z filiżanką herbaty w dłoniach.
Wdycham chłodne powietrze, w którym czuć jesień i zbliżający się zmierzch, próbując odgadnąć co to za herbata. Wyciągnęłam ją z anonimowej puszki w kwiaty znalezionej na tyle szafki. Szumią drzewa, gołąb trzepoce skrzydłami. Nie słychać ulicy, nie słychać samolotów, nie słychać sąsiadów. Tylko szum, gołębia i mój oddech. Wciągam powietrze w płuca i na chwilę napełniam się cała spokojem. Za moment wszystko minie i będę musiała myśleć o tym, kim chcę być, co chcę w życiu robić i jakie są moje następne kroki w związku ze wszystkim we Wszechświecie. Za moment będę się znów frustrować własnym niezdecydowaniem i bezsilnością. Ale jeszcze nie teraz.
Ta chwila, tak ja i chwilę gdy siedzę w wysokich trawach, wśród wzgórz i wrzosów albo gdy leżę na piasku i patrzę w niebo, to jest moment, gdy wszystko ma sens. Kiedy czuję spokój. Sukcesy smakują wspaniale, uznanie innych jest słodkie. Takie chwile są jednak lepsze od wszystkich sukcesów razem wziętych.