I bardzo się z tego powodu cieszę. Czasami. Czasami nie. I nie zawsze się cieszyłam. Bywało to źródłem utrapienia. Coraz częściej jednak jest mi z tym dobrze.
W dobrych tekstach kultury każda scena powinna COŚ znaczyć. Inaczej nie jest potrzebna i lepiej ją wyciąć.
Wypatrywanie znaków w codzienności jest na dłuższą metę niezdrowe, bo znakiem może być wszystko i łatwo wprowadzić się w obsesję. Wiem, bo ją przerabiałam. Jeśli X to Y. Jeśli spotkam dzisiaj tego kota, jeśli peron pojawi się z tej strony, to znaczy, że wyjdzie mi to co sobie zaplanowałam. To o czym marzę. Znaki to jednak nie tylko obietnice, ale też zwiastun złego. Pamiętam gdy moja terapeutka tłumaczyła mi, że świat nie czyha na mnie z każdej strony, żeby ukarać mnie za wszystkie szczęśliwe momenty. Nagle na parapecie usiadła sroka. Pojedyncza sroka, w kulturze brytyjskiej zwiastun nieszczęścia.
One for sorrow,
Two for joy,
Three for a girl,
Four for a boy,
Five for silver,
Six for gold,
Seven for a secret,
Never to be told.
Eight for a wish,
Nine for a kiss,
Ten for a bird,
You must not miss.
Serce podeszło mi do gardła. Nieszczęście przyszło, kilka miesięcy później. Wśród sporej ilości innych szczęść. Czasami sroka po prostu siada na parapecie. Bez podtekstów.
W prawdziwym życiu, w przeciwieństwie do literatury, coraz bardziej cenię nudne dłużyzny. Leniwe, ciche wieczory na kanapie. Ciągnące się dziesiątkami stron opisy przyrody. Znaleźć się na żywo w przyrodzie, którą dałoby się opisywać tomami, to jest to. Jednostajne lasy bardziej satysfakcjonujące niż fantastyczne kosmiczne krajobrazy Lema. Godziny spędzone na rozmowach o wszystkim i o niczym, rozmowach, które nie mają znaczenia, ale są sensem życia. Radość nie z pójścia na przyjęcie, a z przemieszczania się między przyjęciem a domem z osobą, z którą można dostać głupawki w autobusie. To Tołstojskie szczęście szczęśliwych rodzin, podobne do siebie i nieciekawe fabularnie. W prawdziwym życiu nie każda Otchłań patrzy się we mnie, tak jak ja w nią. Czasami to nie żadna Otchłań, tylko zwykła dziura. Udaje twardą, ale ja widzę, że ma najwyżej pięć metrów wgłąb.
Kiedy oglądam na scenie “Nędzników”, moje serce należy do Enjolrasa i pęka z żalu i wzruszenia, kiedy jego ciało tak pięknie zwisa z barykad. Z miłą chęcią wracam jednak do domu. „Dla człowieka niedojrzałego znamienne jest, że pragnie on wzniośle umrzeć za jakąś sprawę; dla dojrzałego natomiast – że pragnie skromnie dla niej żyć”.
PS Trasa wyprawy ze zdjęć.