Nie wiem jak czujesz się w ciąży, ale ja czuję się nieswojo. Nie źle, nie dobrze, nie magicznie, nie błogosławienie, nie okropnie. Po prostu nieswojo.
Narracja macierzyńska jest w dominującej części narracją totalną. Nie ma się czasu na NIC. Albo wręcz przeciwnie, jest się nieskazitelną, idealną matką. Albo “dej mnie, mam chorą córkę, mnie się należy od ciebie”, albo “wspaniale sobie sama ze wszystkim radzę, nie jestem w ogóle zmęczona, jestem za to taka piękna”. Narracja ciążowa jest bardziej jednowątkowa, bo nagle wszystko robi się słodkie, puszyste, najkochańsze, najlepsze. A nawet jeśli nie, to warte wyrzeczenia, dla tego co w życiu najsłodsze, najkochańsze, najlepsze. Rety, jak bardzo robi się to nudne.
Wczoraj miałam po raz pierwszy moment, kiedy widok w lustrze zupełnie zepsuł mi humor. Brzuch wystający od dobrych kilku miesięcy nagle stracił jakąkolwiek zgrabność i słodkość, piersi dopełniają obrazu walcowatości. Nawet najfajniejsze sukienki wyglądają na mnie po prostu dziwnie. O ile wciąż pasują. Jestem całkiem dorodną podobizną morświna. Jasne, mogło być gorzej. Rozstęp mam na razie tylko jeden, na wewnętrznej stronie lewego uda. Nazwałam go Zenek i kiedy smaruję go kremem, czasem coś do niego mówię, żeby nie czuł się samotny. Czasem czuję się dobrze, czasem czuję się źle. Cera z daleka wygląda zdecydowanie lepiej niż z bliska. Reszta człowieka wygląda z bardzo bliska o wiele lepiej niż z daleka. Niektórych podobno rozpiera energia i miłość, mnie…no cóż. Nie. Rozpiera mnie przemożna chęć leżenia w łóżku i robienia niczego. Ta chęć zaczyna się codziennie około godziny czternastej. Kiedy po powrocie z pracy siadam, to już raczej nie wstaję, dopóki nie próbuję doczołgać się na piętro, do łóżka. Czasami po drodze udaje mi się jeszcze doczołgać do kuchni i zrobić herbatę. Czasami.
Nie są to wielkie cierpienia. Przez to samo przechodzą codziennie miliony innych osób. Nie czuję się uświęconą bohaterką, ale nie czuję się jakoś super. Sama chciałam i obstaję przy swoim wyborze. Jestem z niego zadowolona, na pewno mnie uszczęśliwia. Na takim poziomie, na jakim umiem być szczęśliwa. Może po prostu nie umiem rzygać tęczą. Szczerze mówiąc, ciąża mi się dłuży.
Może w ogóle się tak nie czujesz. Każdy może czuć się jak ma ochotę, przy czym sama nie mam ochoty być terroryzowana szczęściem i pastelową wizją świata. Galopującej egzaltacji i wystylizowanego wzruszenia nie kupuję tak samo jak roszczeniowości wyśmiewanych “madek”. Co nie znaczy, że nawołuję do ich palenia na stosie. Po prostu stanę obok, patrząc sobie z bezpiecznego dystansu, z lekko uniesioną brwią. Jeśli chcesz stanąć razem, to zapraszam, jest mnóstwo miejsca. Myślę, że to miejsce jest fajne, bo ludzkie.
PS Nie jestem zupełnie nieczuła. Przed chwilą uśmiechnęłam się, bo po kilku godzinach braku aktywności dziecko rusza się, kiedy puszczam mu z telefonu muzykę Gorana Bregovića. Nawet płody wiedzą, że „Ederlezi” to świetny album.