Okresy przejściowe zawsze są wyzwaniem. Mają swoje mniejsze lub większe uroki, niezmiennie towarzyszy im jednak niepewność. Bycie nastolatkiem bywa tak piękne jak i okrutne. Dostarcza cudownych wspomnień, ale wolałabym do tego okresu nie wracać. Bycie w ciąży jest jak skrócona wersja bycia nastolatkiem, łącznie z burzą hormonów.
Stres oczekiwania na coś bardzo dobrego nie jest wcale takim odległym uczuciem od stresu przed czymś bardzo złym. Niektórzy kochają adrenalinę. Nie jestem jak oni. Lepiej radzę sobie z samą sytuacją, jakakolwiek by nie była, niż z niewiadomymi. To jak czekanie na samolot. Jesteś na lotnisku i masz czas jeszcze coś porobić, ale nie jest to w żadnym wypadku normalna sytuacja, w której robisz to co zwykle. Jesteś w całości czekaniem. Zastygasz w przeciągającym się momencie jak owad w bursztynie.
Nie robię w tej chwili większości rzeczy, które były moim życiem. Nie pracuję, nie planuję. Zasypują mnie reklamy sztuk teatralnych. W poprzednim życiu miałabym już bilety na przynajmniej trzy w przyszłym roku. Z oczywistych względów nie mam żadnych. Nie znam nowej siebie i nie wiem czy w czerwcu będę jedynie marzyć o wyjściu z domu czy marzyć o tym, by nigdy nie musieć wychodzić. Jednocześnie nie czuję się komfortowo ze wszystkimi rzeczami kupionymi dla Osoby, której też nie znam, która pozostaje wciąż Wielkim Nieobecnym. Czy ja tę Osobę w ogóle polubię? Może przecież okazać się zupełnie nieprzyjemna.
Nie wiem czego chcę. Nie wiem co czuję. Nie wiem co myślę.
Czy się cieszę? Trochę.
Czy się boję? Trochę.
Piję, jem i śpię. I tak codziennie, z drobnymi modyfikacjami. Kiedy zaczynam strofować się za brak pracowitości i ciągłe zmęczenie, przypominam sobie, że nie jestem przecież na żadnych kreatywnych wakacjach, podczas których mam odnaleźć sens dalszego życia. Wiem, że mam odpocząć. Nie chcę odpocząć. Muszę odpocząć.
Chwilami dopada mnie panika, która nie ma jednego źródła. Jest raczej tworem wszystkich lęków, czasami zupełnie sprzecznych. Boję się porodu, nie mogę doczekać się porodu, chcę już nie musieć czekać, chcę, żeby nic się nie zmieniło. To ten okres, kiedy mam już zupełnie dość starego życia w formie, jaką znam od dziewięciu miesięcy, ale nie wiem czy jestem już gotowa na nowe. Bywałam już bardziej gotowa. Czasami myślę, że nie mogę się doczekać, a kiedy indziej, że to w ogóle nie dla mnie. Dla biegu wydarzeń nie ma to oczywiście żadnego znaczenia. Będzie co ma być i tak będzie dobrze.
Z jednej strony podjęłam decyzję, że czas na krok naprzód. Z drugiej strony obawiam się, że już nigdy nie będę sobą. Niczego nie żałuję. Po prostu mam dużo uczuć, które próbuję obłaskawić i nazwać. Nie żeby wyłaniała się z nich jakakolwiek spójna wizja.
Życie ma jednak niewiele wspólnego ze spójnymi wizjami.