Share Week jest jednocześnie bardzo miły i trochę smutny. Bardzo miły, bo kiedy widzę w statystykach wejścia z nowych źródeł i podążam za tymi źródłami, żeby przeczytać kto mnie polecił, to zawsze dodaje mi skrzydeł. Smutny, bo z roku na rok widzę, że jestem coraz bardziej zamknięta w swojej bańce znajomych blogerów, czytam coraz mniej blogów, a większość z nich już kiedyś polecałam:
Poprzednie polecenia:
2014 || 2015 || 2016 || 2017 || 2018
Facebook i instagram przejęły w pewnym stopniu rolę blogów. Posty i opisy zdjęć zrobiły się dłuższe i można z pełnym powodzeniem być influencerem bez bloga. Sama piszę dużo mniej niż kiedyś, z jednej strony dlatego, że zmieniły mi się okoliczności życiowe, a z drugiej – praca nad fanpagem, instagramem i blogiem to już prawie cały etat. “Za moich czasów” wystarczyło raz na jakiś czas napisać notkę.
Nie chciałam jednak odpuścić sobie Share Weeka. Pierwszy raz wzięłam w nim udział w 2014 roku i przykro byłoby mi przerwać tradycję. Poniżej osoby, które lubię czytać i które mają blogi, chociaż ich treści dochodzą do mnie z przeróżnych źródeł:
Monika Pryśko prowadzi blog o zaczynaniu od nowa. Jak już zaczęła, to z impetem. Bardzo imponuje mi jako osoba pełna energii, pomysłów i siły do ich realizowania. Kiedy mnie kolejny raz chce się płakać, że nic w życiu nie osiągnęłam, wchodzę sobie do kanałów społecznościowych Moniki, żeby poczuć się lepiej. Uwierzyć, że będę fajna jak ona i znajdę w sobie ułamek jej pracowitości.
Karolinę pamiętam jako szafiarskiego pisklaka, bo pierwszy raz trafiłam do niej gdy założyła taki blog, mając chyba siedemnaście lat. Świetnie obserwować teraz, jak z nieśmiałej młodziutkiej osoby stała się szczęśliwą kobietą, która lada dzień wyjdzie za mąż i prowadzi z powodzeniem swój własny biznes ilustratorski. To jak oglądać serial z dobrym zakończeniem.
Czasem go lubię. Czasem prychnę pogardliwie. Czasem odkrywam dzięki niemu coś nowego w popkulturze. Czasem nie mam pojęcia o czym pisze. Czasem wywleka takie starocie, że znowu czuję się nastolatką.
Tak czy inaczej, jest na moim wallu codziennie.
Patolodzy na klatce
Kiedy byłam mała, marzyłam o zawodzie lekarza sądowego i agenta FBI w jednym. Jak agentka Scully w “Z Archiwum X”. Oprócz tego chciałam być księdzem, Rycerzem Jedi, komandorem na łodzi podwodnej (bo serial SeaQuest) i piosenkarką, więc zostałam blogerką.
Patolodzy spełniają moją potrzebę obcowania z mniej lub bardziej dziwnymi tworami ciała. Często jest obrzydliwie, często jest zaskakująco, ale zawsze merytorycznie i z szacunkiem do “obiektu” wpisu. Nie jest to miejsce w sieci, które spodoba się każdemu. Ja jednak za każdym razem czuję się trochę mądrzejsza po obcowaniu z patologami.
Wklejcie swoje Share Weeki, jeśli bierzecie udział. Mam nadzieję, że zobaczymy się na tym blogu za rok o podobnej porze z garścią kolejnych wartościowych miejsc w sieci.