Po człowieku nie widać od razu, że jest matką. Widać, kiedy spodziewa się nią być i widać, kiedy ma przy sobie potomstwo. Poza tym niekoniecznie. A wciąż nią jest. Pierwszy raz uderzyło mnie to w metrze, kiedy byłam jeszcze w połogu. Wyszłam na kilka godzin bez dziecka i dostawałam w wagonie ataku paniki. Kręciło mi się w głowie i wcale nie czułam się lepiej niż w ostatnich tygodniach ciąży, ale nikt nie ustąpił mi już miejsca. Bo niby czemu? Nie, nie jestem roszczeniowa. Nie domagałam się go. Po prostu nie widziałam różnicy między chodzeniem z dużym brzuchem, a walką z niewyspaniem, bólem całego ciała i hormonami, zalewającymi mnie w pierwszych tygodniach. To tylko przemyślenie. Obecnie i tak prawie nigdy nie siadam, ani w metrze, ani w autobusie. Wolę być czujna i gotowa do akcji.
Macierzyństwo to coś co przejmuje kontrolę nad życiem, chociaż nie masz tego wypisanego na twarzy. Przejmuje kontrolę, czy tego chcesz czy nie. Możesz bawić się w efektywną organizację czasu, a i tak przejmie. Business as usual? Nie za bardzo.
Myślę, że trzeba walczyć o każdą cząstkę siebie.
Często z samą sobą. Walczyć, żeby te cząstki, które nie są zainfekowane byciem matką, przetrwały. A komórki matczyne działały na naszych zasadach. Czasem jest ciężko, czasem jest miło. Poddanie się całkowitej służbie bobaskowi i peany na temat własnego poświęcenia służą matczynemu ego, nie szczęściu dziecka. To ważne, żeby codziennie pamiętać o byciu Ważną Osobą. Żeby być człowiekiem, który jest matką, a nie Człowiekiem-Matką.
Dalej lubię elfy i boho sukienki i whisky, ale muszę chwilowo lubić je inaczej. Może w innych godzinach albo co drugi, trzeci dzień. Może muszę zaakceptować, gdy sukienka obryzgana jest mlekiem lub wymiocinami, albo czeka na mnie w szafie, bo nie nadaje się do karmienia. Może lubię to co lubię już po zmroku, w tych strzępkach czasu, które pozostają, a w dzień śpiewamy głupie piosenki, których wcale nie lubię.
W moim domu uważamy za kultowy cytat z jednego naszego znajomego. Będąc natchnionym i wstawionym studentem, dumnie wypiął się i rzekł, że dzieci powinny być środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Do teraz nie wiemy jaki konkretnie cel miał na myśli nasz kolega. Wtedy bardzo się z tego natchnienia śmialiśmy. Dzisiaj myślę, że miał rację. Wciąż nie wiem, jaki mam cel, ale wierzę, że do tego celu podążamy razem, rodziną, jako Drużyna Obślinionego Pierścienia. Nie jako Orszak Króla Dzieciątka.
Jedną z najsmutniejszych zjawisk jest dla mnie osoba, której własne dzieci nie znają. Której regularnie od lat kupują w prezencie na urodziny, imieniny czy pod choinkę patelnię, fartuch albo rękawiczkę kuchenną, bo jest mamą i taka jej rola. Wiecie o co chodzi – oznaka czyjejś funkcji w domu, a nie wiadomość “wiem jakim człowiekiem jesteś”. Nie wiedzą, że kocha skandynawskie kryminały albo malowanie akwarelami, bo nigdy nie widzą, że to coś co kocha. Oczywiście może kochać i dobre patelnie, bo jej pasją jest gotowanie. Ale to już wtedy inny wymiar patelni, prawda?
Jest mnóstwo osób, które próbują sprzedać wizję, jaka powinna być matka i jakie powinno być jej dziecko.
Nie znoszę internetowego sekciarstwa, które robi religię i fetysz ze sposobu, w jaki rodzisz, ze sposobu w jaki nosisz dziecko w chuście, ze sposobu w jaki je usypiasz. Obawiałam się, że będę musiała przeczytać dziesiątki książek i wątków na forum, żeby nauczyć się obsługi dziecka i wychowywać je tak, żeby było dobrze. Do tej pory nie przeczytałam żadnej. Bo wiem, co jest dobre. Czuję to przez skórę. Dlatego nie zostawiam dziecka, żeby się wypłakało i nie robię innych rzeczy, których nie opiszę, żeby nie robić nikomu przykrości. Nie potrzebuję kokona, otulacza, drogich zabawek. Dzisiaj bawiłyśmy się razem winogronem. Skupiło uwagę córki przez mniej więcej tyle samo czasu, co ośmiornica Lamaze. Czy uważam się przez to za lepszą? Niekoniecznie dbam o takie uważanie. Nie uważam się za gorszą. Dziecko rośnie, jest zdrowe, uśmiecha się i rozumiemy się coraz lepiej, a ja czuję się coraz bardziej kompetentna. Inna matka poczuje się kompetentna dążąc do perfekcyjności. Jej prawo. Nie obowiązek. Kolejna znajdzie jeszcze inny sposób. I tak ma być.
Jestem osobą, która lubi elfy, boho sukienki, whisky i dinozaury. Jestem matką osoby, która lubi błyszczące przedmioty, turlać winogrono i kolor żółty. Z każdym tygodniem lubię ją bardziej. Nawet jak wymiotuje na moją elfią boho sukienkę.