Nie zamierzam wywoływać żadnych wojen ani gównoburz. To nie ten rodzaj tekstu i nie ten rodzaj bloga. Nie mam jednoznacznych osądów, że jeśli pokazujesz czy nie pokazujesz swojego dziecka to ssiesz. Każdy podejmuje taką decyzję sam dla siebie i nie przeszkadza mi, że robi co innego niż ja. Mogę się dziwić albo nie zgadzać, ale żyję i daję żyć innym. Tyle w ramach wstępu.
Wydawało mi się oczywistym, że będę umieszczać zdjęcia dziecka w sieci, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Aż do momentu, kiedy mój mąż powiedział, że nie chciałby, żebyśmy to robili. No i bulba, jak to nie, czemu nie? Przez chwilę wydawało mi się to przesadne, ale…zaczęłam zastanawiać się nad tym dlaczego chcę pokazywać dziecko. I żaden z powodów nie wydał mi się specjalnie chwalebny i godny poświęcania czasu na próbę zmiany jego zdania. Bo właściwie, jeśli pominąć lajeczki, czemu mielibyśmy je zamieszczać? Dlaczego wydawało mi się to naturalne?
Kiedy internet stał się standardowym wyposażeniem domu, byłam nastolatką.
Moje pierwsze zdjęcie w sieci znalazło się na forum stałych bywalców strony sapkowski.pl, pod pseudonimem. Minęło kilka lat, zanim masowo zaczęłam wrzucać je na grono.net czy epuls, aż w końcu na facebook. Potrzeba dzielenia się z innymi swoim życiem była zaspokajana przez osobę może nie do końca świadomą, ale w dużym stopniu ukształtowaną. Umieszczałam to co chciałam, na własnych zasadach. Pewnie popełniałam błędy, ale to były moje błędy.
Social media dały nam platformę do bycia wyjątkowymi, takimi jak nam od dziecka wmawiano, że jesteśmy. Do kreowania się na ważne osoby z głębokimi przemyśleniami i dorobkiem intelektualno-artystycznym. Do performansu codzienności. Nawet jeśli jesteśmy totalnie zwykli. Nawet jeśli zupełnie nic nam nie przychodzi z tego performansu. Nie bierz tej krytyki do siebie jako mojego patrzenia z góry. Widzę te cechy wyraźnie również w sobie. Coraz bardziej wątpię w zasadność mojego pisania i mojej obecności w sieci, która wzięła się przecież z tego samego przekonania, że to co mam do powiedzenia ma jakąkolwiek wartość, a ja jestem KIMŚ.
To nie jest najfajniejszy stan ducha. Byłabym chyba szczęśliwsza bez poczucia, że jesteśmy aktorami na scenie, zwłaszcza, kiedy moja scena nie jest tak pełna sukcesów i piękna jak sceny innych. Nie chcę przenosić tego doświadczenia pokoleniowego na dziecko, a przynajmniej chcę spróbować go uniknąć. Jeśli nie uniknę, będzie miało przynajmniej czystą kartę.
Nie chcę decydować za córkę jak będzie widziana.
Nie chcę tworzyć pieczołowicie jej wizerunku. Nie sądzę, żebym o niej nie pisała. Piszę przecież o sobie, o tym co czuję, czym żyję i o czym myślę, co już zawsze będzie się wiązać z dzieckiem, przynajmniej częściowo. Jeśli już będę pisać, wolę tworzyć kreację literacką z enigmatyczną, niejasną ilustracją niż wyrabiać od urodzenia dowód osobisty w sieci. Dziecko jest częścią mojego życia, ale nie moją własnością.
Nie chcę brać udziału w estetycznym wyścigu na bobasy. Instagram jest ich już pełen i z pewnością mój bobas nie jest potrzebny jako kolejny do kupy. Obserwuję kilka profili zatrważająco młodych osób, które wyglądają bezbłędnie. To musi być wspaniałe mieć idealny styl, piękne ubrania, włosy i dodatki, a to wszystko w wieku kilkunastu lat…czyż nie? Pamiętam jak sama wyglądałam w tym wieku – nie tak. Niestety? Stety? Bycie idealnym zaczynamy coraz wcześniej. Po porodzie też już w kilka tygodni powinnyśmy mieć płaskie brzuchy i wagę niższą niż przed ciążą. Przynajmniej bobasa zachowam nieidealnego.
Istnieją oczywiście jakieś kwestie bezpieczeństwa i zagrożenie, że osoby niepożądane mogą wiedzieć o nas zbyt dużo. Nie jest to nie ważne, choć nie spędza mi snu z powiek. Jest jednak innego typu niebezpieczeństwo. Mnie samej zdarzyło się płakać z powodu otrzymanych komentarzy. Pamiętam dokładnie jeden raz, choć może było ich więcej. Ten raz nie dotyczył w ogóle komentarza dotyczącego mnie – na taki mogę się zdenerwować, ale nie płakać. Sporo lat temu ktoś napisał coś krytykującego mojego chłopaka. Było mi smutno i przykro i wstyd, że przez moją działalność ktoś pisał o nim rzeczy, których nikt drugiej osobie pisać nie powinien. Jemu było to oczywiście obojętne, ale nie zafunduję takiej sytuacji dziecku.
Czasami jest mi z tym trochę nieprzyjemnie.
Robię mnóstwo pięknych zdjęć, które docenia tylko bliskie grono rodziny i znajomych. Nie muszę jednak martwić się, że przeczytam cokolwiek nieprzyjemnego, bo nie bardzo jest co komentować. Jakakolwiek krytyka może spaść na mnie i na to jaką jakość ma treść przeze mnie dostarczana, ale nie osobowo na dziecko. Uważam, że dla nas tak jest najlepiej. Śpię spokojnie.
W tym wszystkim zupełnie rozumiem, jeśli ktoś zarabia na dziecku, jego wizerunku i zdjęciach. Przez zarabia mam na myśli poważne, realne pieniądze, a nie darmowe próbki czy produkty. Zarabianie prowadzone na poziomie nie różni się to jakoś wielce od pracy dziecięcych aktorów. Bardziej dziwi mnie umieszczanie dziecka niczym dziecięcego aktora za darmo. Dziwi, nie mierzi. Po prostu sama jestem zblazowana i bym tego nie zrobiła. Jeśli pokazywać, to za miliony albo w ogóle. Wiem, że sprawia to wielu osobom przyjemność, a przynajmniej tak twierdzą. Czy to naprawdę przyjemność czy znowu zmuszanie samego siebie do darmowego performansu? Nie chcę sugerować Ci odpowiedzi, bo nie uważam, że istnieje jedna właściwa. Sama publikuję przecież swoje zdjęcia, nie bez przyjemności. Chociaż nie wiem czy gdybym była znowu u progu mojej internetowej aktywności, wszystko zrobiłabym tak samo. Raczej się nie dowiem, bo nie mam drogi powrotu. Innocence, Once Lost, Can Never Be Regained
Koniec końców, zawsze jest jeszcze ten aspekt:
Ja wiem lepiej, jak długo trzeba się sposobić
Panience, by wyszedłszy na świat, efekt zrobić.
Wiedz, Zosiu, że kto rośnie na widoku ludzi,
Choć piękny, choć rozumny, efektów nie wzbudzi,
Gdy go wszyscy przywykną widzieć od maleńka.
Lecz niechaj ukształcona, dorosła panienka
Nagle ni stąd, ni zowąd przed światem zabłyśnie,
Wtenczas każdy się do niej przez ciekawość ciśnie,
Wszystkie jej ruchy, rzuty oczu jej uważa,
Słowa jej podsłuchiwa i drugim powtarza;
A kim ja jestem, żeby się kłócić ze słowami spod pióra Wieszcza i psuć dziecku wejście?