Moje życie nie jest nieustannym ciągiem ekscytujących wydarzeń. Nigdy nie było.
Wiele z moich ulubionych momentów w życiu było zupełnie nieinteresujących. Spacery z psem po lesie. Śniadania na wakacjach. Śmiech do rozpuku z podartego T-shirta. Słuchanie muzyki na łóżku. Pisanie tekstów. Rozmowy przy winie. Leżenie pod kocem. Dobra herbata. Jazda samochodem w ciszy. Przytulanie się pod kołdrą. Zapach wiatru. I tak dalej, do nieskończoności. Cały ciąg chwil, które nic nie znaczą dla nikogo. Poza mną. Dla mnie są najcenniejsze.
Mam doświadczenie w sprawach z większym splendorem i wyższym poziomem adrenaliny i całkiem je sobie cenię. Nie zamieniłabym jednak ukochanej nudy na nieustanny ciąg ekscytacji.
Istnienie w social mediach, jeśli traktować je poważniej niż album na zdjęcia i miejsce rozmowy ze znajomymi, nakłada presję chwytania każdej chwili i wiecznego tworzenia contentu. Sama nakładam na siebie taką presję. Niektóre z najlepszych momentów w życiu nie są w ogóle instagramowalne. Niektóre z najmądrzejszych treści są w ogóle nie klikalne.
Moje życie to obecnie głównie ciąg pieluch, przerywany rozmowami w kawiarniach i czytaniem książek oraz komiksów. Nie, niespecjalnie mam ochotę pisać ich recenzje. Najwyżej jedną. Czytam dla samej przyjemności. W którymś momencie kolejne zdjęcie ciastka i kawy wieje nudą, a mnie nie chce się już prosić znajomych o zdjęcie kiecki, którą mam na sobie. Łapię się na robieniu sobie wyrzutów. Powinnam żyć mocniej, efektywniej, lepiej. Ale dlaczego? Kto mi każe?
Moje życie nie jest nieustannym ciągiem ekscytujących wydarzeń. Nie chcę, żeby było.
Nazywam się Marta i nie robiłam dzisiaj nic ciekawego.
To był całkiem dobry dzień.