W sobotę po śniadaniu umyłam łazienkę i poszłam na zajęcia tańca na rurze. Potem spędziłam wiele godzin z przyjaciółkami. Wieczorne uśpienie dziecka zajęło dłużej niż zwykle, było zbyt podekscytowane po wizycie ciotek i obolałe od ząbkowania. Kiedy w końcu usnęło, mogłam pisać, ale nie zrobiłam tego. Spędziłam kilka godzin na rysowaniu. Czułam się świetnie.
W niedzielę poszliśmy z mężem na brunch z naszym kolegą, potem jeszcze na chwilę do lokalnego pubu. Po powrocie do domu mogłam pisać, ale poszłam spać. Obejrzałam kilka odcinków serialu, zjedliśmy rodzinny obiad.
Nie kontynuowałam żadnego z pięciu tekstów, które czekają na mnie w notatniku. Nie wróciłam do pisania książki, nie skończyłam zaczętego kilka miesięcy temu opowiadania. Nie ruszyłam nowego designu i opisu na bloga ani na Patronite. I to jest okej. Zrobię to wszystko w swoim czasie. Kilka miesięcy temu nie miałam siły ani czasu na nic i czasem budziłam się rano marząc tylko o końcu dnia. Już tak nie jest.
Nie wstaję o piątej. Śpię jak najdłużej mogę. Wróć. Na jak najdłużej pozwala mi dziecko. Na urlopie macierzyńskim nie wpadłam na genialny pomysł biznesu, który zmieni moje życie i przyniesie mi uznanie i pieniądze. Nie wpadłam na nic poza świadomością, czego na pewno nie chcę już w życiu robić. Może przez kolejne pięć miesięcy nie wpadnę już na nic lepszego. Trudno.
Przestaję się obwiniać i zabijać świadomością, że jestem nie taka. Nie wystarczająca. Niezdolna. Przestaję, to nie znaczy, że przestałam, ale pracuję nad tym. Nic, co mi się ostatnio udało, kiedykolwiek udało, nie wynikło z zamartwiania się i obwiniania. To co mi się nie udało, wynikało często właśnie z tych destrukcyjnych zachowań. Nie jestem w stanie zrobić więcej niż robię. Spać krócej niż śpię. Nie chcę.
Miałam dobry weekend i nie zrobiłam podczas niego niczego ze swoim życiem.
Ten tekst piszę siedząc na podłodze wśród stosu zabawek, a moje dziecko opiera się o moje ramię, gryzie mój rękaw i radośnie podskakuje. Może na zawsze będę przeciętniakiem, a może któregoś dnia zrobię coś nieprzeciętnego. Będzie co ma być.
Może będzie dobrze? Myślę, że pewnie będzie.