Kiedy byłam dużo (dużo, dużo) młodsza, miałam kilka marzeń o tym co sobie kupię, kiedy już będę “dorosła”. O tym jak wyglądałoby moje idealne życie. W moim idealnym życiu miałam luksusową torebkę, od Prady albo od Chanel. Jeździłam raz w roku na super wakacje, takie przynajmniej do Afryki z safari, jeśli nie do Japonii własnym shinkansenem. Kupowałam jedzenie tylko w Waitrose. I tak dalej.
Myślę, że musimy powiedzieć sobie prawdę. Jestem już dorosła. Czy moje życie jest luksusowe? Zdecydowanie je za takie uważam. Choć nie tak jak sobie wyobrażałam.
Pracowałam przez chwilę w turystyce, w czasopiśmie z sektora luksusowego. Oglądałam marmurowe wanny w hotelu klienta, chwilę później zajadając małe kanapeczki i popijając je szampanem nalewanym przez uśmiechniętych kelnerów. Oglądałam luksusowe kabiny samolotu, który zabiera ludzi do luksusowych lokacji. Pomyślałam sobie, że raczej nigdy nie będę się kąpać w tych marmurach, ani siedzieć w tych kabinach.
Na szczęście.
Myślę sobie, że to strasznie smutne ile rzeczy można by zrobić w swojej okolicy za równowartość nocy w marmurowej wannie. A jednak jak się już osiągnie marmurową wannę, to jakoś przesłania ona większość spraw. To smutne, że promujemy i lajkujemy bycie idealnie piękną w tej idealnej wannie jako synonim bycia szczęśliwą i jako źródło tego szczęścia.
To nie jest moje rozumienie luksusu.
Za luksus uznaję możliwość robienia rzeczy, które chcę robić i nie robienia tych, których nie chcę. Uczucie, że jeśli ktoś czy coś mnie unieszczęśliwia, to mogę wyjść, bo nie ma władzy nad moim życiem.
Od dłuższego czasu nie widziałam marmurowych wanien poza stronami w kolorowym magazynie. Małych kanapeczek też nie jadam, sama robię sobie większe i popijam wodą z kranu. W porywach – Prosecco z supermarketu.
I nigdy nie czułam się bardziej luksusowo.
Co jest Twoim największym luksusem?