Są ubrania, które noszę cały czas, w których mogłabym żyć, spać i umrzeć. A potem nagle przestaję je lubić.
Ta sukienka była najważniejszą rzeczą w mojej szafie w roku 2019. Mama przerobiła mi jej dekolt, rozcięła go i wszyła haftki, dzięki czemu mogłam karmić zawsze i wszędzie. Co było wspaniałe, ponieważ poza bielizną, nie kupiłam żadnych ubrań do karmienia. Z jakiegoś powodu 98% z nich jest bardzo brzydkich.
Chodziłam w tej sukience na zabawy dla bobasów. Siedziałam w parku. Myślałam nad życiem na łące. Jeździłam nad morze, zarówno polskie jak brytyjskie. Objaśniałam w niej dziecku świat. Widowiskowo piłam w niej herbatę. Chodziłam na drina albo dwa. Nosiłam ją z płaszczem i swetrem i jeansową kurtką. Było wspaniale.
Czekałam całą zimę, żeby ponownie założyć ją na wiosnę, a nasze pierwsze spotkanie w 2020 było… no, rozczarowujące. Jak wszystko w 2020. Na starych zdjęciach sukienka wciąż mi się podoba, teraz – niezbyt. W zeszłym roku miałam większe piersi, bardziej obłe kształty (chociaż ważyłam mniej, ot czarna magia ciała…) i długie włosy. W tym roku mam wszystkiego mniej (oprócz kilogramów, mam nadzieję, że mięśni…) i sukienka wygląda jakoś…mniej. Albo więcej. Albo w ogóle nie tak jak trzeba. Jest jej za dużo w talii, za mało w długości i zamiast zawadiackiej elfki czuję się w niej jak hobbit w gieźle podkradzionym z płotu w ludzkiej osadzie.
Mam w głowie kilka wizji sukienek idealnych i jest wśród nich zdecydowanie niebieska boho suknia. Jest też brązowa boho suknia i beżowa boho suknia…Oraz idealny trencz, obszerny, nonszalancki i długi do łydek, malowniczy deszczowy płaszcz w neutralnym kolorze, jeansy, w których będę wyglądać bosko i tak dalej. Właściwie to chyba pomysł na osobny wpis i powolne, sumienne odhaczanie z listy. Bo boho sukienek mam milion, naprawdę MILION, a w zasadzie żadna z nich nie wpisuje się w moją wizje…Za każdym razem daję się skusić, gdy widzę jakąś wystarczająco dobrą i nie czekam na ideał. Tak było i z tą, chociaż przez chwilę zdawała się tym ideałem.
The search is on.
Pozostaje mi zatem albo urodzić kolejne dziecko albo zapuścić włosy. Albo obie opcje. EWENTUALNIE ją przerobić.
No bo przecież nie oddam ulubionej sukienki.
PS Jest to też Sukienka Pogardy, która nakręcała internetowy shitstorm ze Zwierzem Popkulturalnym. Zdaje się, że kilka osób nawet się nabrało. Był moment, w którym razem z Kasią kupowałyśmy lub przymierzałyśmy w sklepach te same sukienki. To najlepszy dowód na braterstwo dusz. Takie same sukienki, mężowie o tym samym imieniu, wspólny pomysł na serial o Kościuszko.
PPS Te zdjęcia mają już chwilę, włosy mam nieco dłuższe, wciąż jednak świętuję najgorsze cięcie od lat. Miało miejsce w marcu, jest czerwiec, a ja wciąż nie otrząsnęłam się po wizycie.
Sukienka – Zara | sandały – Clarks | torebka – &Other Stories
Zdjęcia: Kat Terek