“Czy on mnie kocha, skoro…?”, “Czy normalne jest, że…”, “Czy myślicie, że powinnam go zostawić, jeśli…”, “Czy możliwe jest, że się zmieni?”, “Czy przesadzam, kiedy przeszkadza mi, że…”.
I tak dalej, i tak dalej.
Mam wrażenie, że dla wielu kobiet związek jest ważniejszy niż one same. Nie zrobiłyby dla siebie samych, dla własnego zdrowia i dobrobytu tyle, ile są w stanie zrobić dla ratowania relacji. Niestety także wtedy, kiedy relacja ewidentnie im nie służy.
Nie próbuję być seksistowska. Mówię o kobietach, bo prowadzę blog, który czytają głównie kobiety i głównie z nimi rozmawiam o uczuciach. Mówię o kobietach, bo częściej one potrzebują podzielić się swoimi problemami. W końcu mówię o kobietach, które są mi bardziej znane jako osoby, które zrobią dla kogoś wszystko, kiedy ten ktoś nie chce niczego. Nie żebym nie znała w ogóle takich mężczyzn. Bo znałam. Jednego na pewno, może dwóch…w porywach trzech? I wiele, wiele, wiele kobiet.
Zastanawiam się w którym momencie to podejście zmieniło się dla mnie samej, bo pamiętam, że jako dużo, dużo młodsza osoba też czułam w ten sposób.
Ktoś nas tego myślenia nauczył. Ktoś wtłoczył do głowy, że trzeba ratować za wszelką cenę, wypruwać sobie żyły, zagryzać zęby jak boli. Zamiast nauczyć o wiele zdrowszych rzeczy.
Lepiej być samemu niż z kimś, komu nie można ufać. Na kim nie można polegać. Kto kłamie.
Lepiej być samemu niż z kimś, kogo uczucia trzeba wybłagać.
Lepiej być samemu niż z kimś, kto bije.
Tutaj każdy może dopisać sobie swoje mniej lub bardziej osobiste preferencje co jest nie do przyjęcia. Bo każdy ma do tych preferencji prawo. Moje mogą być inne niż Twoje. Nie myliłabym jednak rzeczy, na które możemy przymknąć oko, bo ludzie są tylko ludźmi, z patologiami i kontrolującymi zachowaniami. Można być trochę zazdrosnym i wysyłać smsy “tęsknię, gdzie jesteś”, a można zabraniać spotykać się ze znajomymi. Te klimaty.
Sama jestem w długoletnim związku, który trwa większość mojego życia. Ciężko mi więc zarzucić, że traktuję relacje lekko i jednorazowo. Ale też mam do tej relacji szczęście. Mimo gorszych momentów, które zdarzają się każdemu, nie mam powyższych problemów. Mam nadzieję, że sama też ich nie przysparzam. Przynajmniej staram się, na tyle, na ile jestem świadoma. Głęboko wierzę, że każdy zasługuje na to samo. Żeby się dla niego starano i żeby warto było się starać.
Głęboko wierzę też, że związek dla samego związku nie jest żadną wartością. Nie warto być z kimś tylko dlatego, że w jakimś momencie nas trochę chciał. Ani żeby babcia czy ciocia przestała w święta pytać “kiedy będziesz mieć chłopaka”. Nie warto brać ślubu z kimś, kto się akurat napatoczył i z kim nie czujemy, że to na pewno to, żeby uciąć pytania “kiedy ślub”. Wbrew obawom mnóstwa młodych kobiet, które czują, że nie osiągnąwszy pełni kariery ani nie założywszy rodziny w wieku dwudziestu pięciu lat, przegrały życie. Nie bycie zaręczoną, po ślubie czy z dzieckiem w drodze pod koniec studiów to naprawdę nie jest żaden powód do zmartwień. Nie oceniam niczyich wyborów, z pewnością sporo osób ułożyło sobie w tym wieku pięknie całe życie, ale DLA MNIE to w ogóle nie jest wiek na takie decyzje.
To przemyślenie oparte na dowodach anegdotycznych, czyli żadnych, ale jest coś w tym, że im jest się starszym tym ciężej ułożyć sobie życie z drugą osobą. Zastanawialiście się dlaczego? W potocznym rozumieniu automatyczną reakcją jest chyba “ciężko kogoś spotkać” albo “wszyscy fajni są zajęci”, ale czy nie jest może tak, że im człowiek starszy tym ważniejszy jest związek z tą jedną osobą, na której wszystko się kończy i zaczyna…ze sobą? Wreszcie zaczynamy mieć w poważaniu oczekiwania innych i nie dajemy sobie wciskać kitu przez nieodpowiednich partnerów? Wiemy też, że skoro do tej pory radzimy sobie w pojedynkę, to nie potrzeba nam nikogo do przetrwania, więc mamy większe wymagania od związku?
Łatwo mi mówić, jestem z moim mężem połowę życia, ALE GDYBYM NIE BYŁA…obecnie wolałabym być sama niż z kimś z kim nie dogadywałabym się świetnie. Bo związek to dla mnie bezpieczna przystań, a nie coś co trzeba jakoś znosić i w końcu można się przyzwyczaić, że jest jak jest. Bycie z kimś nie świadczy o naszej wartości. A już na pewno nie bycie z byle kim. Może za to świadczyć o niskim poczuciu własnej wartości.
Dobre związki są super. I tylko na takie zasługujemy.
| Zdjęcie: Kat Terek |