Siedzę sobie właśnie przy moim domowym stole w dziesiątym miesiącu pandemii w Europie. O czym by tu pisać? Piszę zwykle o tym, co znam. O tym, co widzę na co dzień. O tym, co mnie stymuluje. Ale od wielu dni moje życie toczy się między placem zabaw, czasem żłobkiem, czasem sklepem, ale nie za często, zamówieniem kawy na wynos i domem. Będąc w ciąży nie piję nawet alkoholu, więc odchodzi mi możliwość wymyślania głupot w stanie odurzenia. Staram się ograniczać wiadomości, bo chociaż raz na jakiś czas pojawi się w nich ekscytujący Człekożubr, to jednak całościowo nie robią mi zbyt dobrze na głowę. Poza tym przy piątym sprawdzeniu wiadomości, człowiek odczuwa jakąś dziwną tęsknotę za FOMO – “dlaczego w tym świecie nic mnie nie omija”. Co w takim świecie pozostaje do poznania?
No oczywiście, relacja z osobami, z którymi siedzę w domu! Lecimy.
♥︎
Nie lubię stwierdzenia, że małżeństwo to jest ciężka praca. Są gorsze dni. Bo i w życiu mam gorsze dni (albo gorsze 10 miesięcy…). Mam dni, że czekolada smakuje gorzej albo nie mam nawet ochoty na whisky. Ani wino. Ani gin. Albo nie mogę ich pić…
Jeśli pozostajemy w duchu powyższej wypowiedzi, są okresy, że każdy dzień życia bywa ciężką pracą. W każdej relacji, nawet relacji z sobą samym. Małżeństwo nie jest cięższe niż przyjaźń, kontakty z rodzicami albo relacja ze współpracownikami. Aferki się zdarzają, fochy też, są chudsze i grubsze momenty, ale to nie jest oranie pługiem pola.
Oczywiście zakładając, że to jest odpowiednie małżeństwo…
♥︎
Z jednej strony duże rodziny były niby większym gwarantem trwałości związków (bo było się w małżeństwie z całą rodziną) i mogły zapewniać wsparcie czy też pomóc w zaspokajaniu potrzeb emocjonalnych, ALE…z drugiej strony, uważam, że im mniej osób wtrąca się w relację, tym lepiej. Pewne nieporozumienia, które da się rozwiązać między dwiema osobami dzięki dłuższej rozmowie, przy zaangażowaniu osób trzecich urastają do rangi apokalipsy.
♥︎
Ja to w ogóle podziwiam osoby, które będąc małżeństwem mieszkają z rodziną, zwłaszcza w postaci rodziców. Może to moje jedynactwo, może to mój introwertyzm, może po prostu jestem odpychającą osobą, ale mocno potrzebuję poczucia „MY przeciwko światu”. Kiedy zbyt długo potrzeba przebywać w ciągłym towarzystwie osób trzecich (poza NASZĄ osobą trzecią, własnoręcznie stworzoną i wychowywaną) brakuje mi bardzo intymności i naturalnej domowej dynamiki, tego wyrobionego porozumienia. I chodzenia bez ubrań.
♥︎
Instytucja małżeństwa ewoluowała wraz z rozwojem cywilizacji i, khem, praw człowieka. W 2021 roku czekanie z seksem do ślubu wydaje mi się szaleństwem. Branie ślubu z kimś, z kim się nie spało, wydaje mi się bardziej niebezpiecznie niż rosyjska ruletka.
♥︎
♥︎
Nie, to że masz dwadzieścia pięć lat i nie masz męża i dziecka to nie jest porażka. To nie jest nawet problem. Jak sobie myślę, że 25-letnia ja miałaby wychodzić za mąż, a już, NIE DAJ BÓG, mieć dziecko, to aż mi żal siebie, męża i dziecka. Ta niepewna siebie, zakompleksiona i zagubiona osoba nie była ta takie rzeczy gotowa. Nie twierdzę, że też jesteś taką osobą, ale istnieje pewne prawdopodobieństwo, że przy pewnej dozie szczęścia z wiekiem jest się taką osobą coraz mniej.
♥︎
W ogóle przed podejmowaniem życiowych decyzji warto zadbać najpierw o to kim się samemu jest. Żeby nie leczyć swoich problemów ślubami albo dziećmi. Z własnego doświadczenia mogę zapewnić, że śluby i dzieci są dość stresujące i raczej dodają niż odejmują problemów…
♥︎
Z punktu widzenia dziecka, które przeżyło trwający milion lat rozwód tysiąclecia, sympatyczny rozwód jest o wiele lepszym wyjściem niż niesympatyczne małżeństwo. Zamiast zagryzać zęby i robić różne rzeczy “dla dobra dzieci” warto czasem pomyśleć, jakie rozwiązanie będzie wymagało jak najmniejszej ilości spotkań z terapeutą. Lata stresu i udawania nie są wcale mniej szkodliwe niż szybkie cięcie.
Czasami myślę, że rodzice powinni mieć obowiązek płacenia za swoje błędy, pokrywając na przykład koszty przyszłych terapii.
(Jeśli to znaczy, że powinnam zacząć już teraz odkładać na fundusz dla własnych dzieci, niech tak będzie. Wydaje mi się to uczciwe.)
♥︎
Trzeba założyć taką niełatwą rzecz. Czasami jest się w relacji tą niefajną osobą i nie ma się racji. Czasami jest się głównym problemem. Czasami robi się coś głupiego, może małego i codziennego, a może dużego i spektakularnego. Kwestia osoby. Ale jak się to założy, a jeszcze lepiej, zaakceptuje, to wiele, wiele rzeczy da się rozwiązać.
♥︎
Myśl sponsorowana przez męża: „Masz problem z rodzicami, a przede wszystkim z matką partnera? Rozwiąże go dziecko. Nie ma lepszego sposobu na zawiązanie wspólnego frontu przeciwko teściowym niż słuchanie ich rad odnośnie wychowania. „
♥︎
Myśl sponsorowana przez męża 2: “Jeśli wydawało ci się, że randki to chodzenie po polu minowym, to spróbuj przekonać żonę, że dzisiaj twoja kolej na leżenie na kanapie”.
♥︎
(Czasami trzeba dać zasponsorować małżonkowi jakieś myśli…)
Z tym Was zostawię. Albo nie. Może ja się w ogóle nie znam na małżeństwie, tym bardziej, że reklamy w social mediach ostatnimi czasy sugerują mi mocno, że powinnam podjąć zdecydowaną decyzję i zakończyć związek, poszukać terapii i w ogóle się podnieść. Oraz zatrudnić prawnika. Chwilę potem pokazują mi reklamy produktów dla niemowląt. Także nie wiadomo. Mąż twierdzi, że to nie jego sprawka. A ja wiem, że nic nie wiem.
Ilustracje: Marta Baszczuk