OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Picture of Riennahera

Riennahera

Ulubione kosmetyki na początek 2021 roku

To jest ciężki początek roku. Trzeba o siebie zadbać w takim roku. Na wszelkie możliwe i dostępne sposoby. Na swoje ulubione sposoby. Dobre włosy ani dobry krem nie zmiotą wszystkich życiowych problemów, ale na pewno nie zaszkodzą. Dzisiaj zatem pozwólmy sobie na relaks i luźny zbiór niezłych kosmetyków. 

Wszystkie są testowane na mnie. 

Sleeping beauty: Lubię dobre produkty do włosów i jak włosy ładnie mi się układają, ale nie jestem włosomaniaczką. Nie mam do tego cierpliwości. Nie chce mi się bawić w olejowanie. Nie chce mi się wciąż myśleć czy dzisiaj czas na proteiny, humektanty czy inne emolienty i przekopywać przez całe fora informacji. I wiecie co? NIE MUSZĘ. Bo chociaż Anwen jest specjalistką od tych wszystkich rzeczy, stworzyła produkt dla ignorantów, którzy chcą efektów przy minimum wysiłku. 

Maskę można nałożyć na noc, ale też nie trzeba. Nakładam ją po umyciu włosów, w międzyczasie ogarniam wszystko inne – depilację (nikt nie musi jej robić, ja chcę i lubię), mydełko, balsamik, po tych mniej więcej dziesięciu minutach zmywam maskę i…Mam piękne włosy przez następne 2-3 dni. Błyszczą, układają się, są grubsze i nie puszą się jak wcześniej. Ograniczyłam nawet stosowanie suchego szamponu, który zawsze lądował na włosach na drugi dzień po myciu. To jest najlepsze co wydarzyło się moim włosom od wielu lat. 

Hello Body aloesowy krem na noc i tonik: W zeszłym roku współpracowałam z marką Hello Body i naczytałam się o tym jak to za dużo u nich marketingu i wyskakują z szafy. Powiem szczerze, że sama nie widziałam ich u nikogo innego, więc i lepiej dla mnie, że wyskoczyli z mojej szafy. Ja tam się cieszę, bo krem na noc, który wtedy testowałam, pozostaje moim ulubionym kremem świata. W połączeniu z tonikiem, który jest dość mocny i aż jakby ściąga skórę. Po toniku smaruję się kremikiem i czuję się jakbym wskakiwała do jeziora w dżungli, zaraz po przejściu deszczu. 

Nie pozostając gołosłowną, pisząc ten tekst weszłam na ich brytyjską stronę i zamówiłam jeszcze dwa produkty z aloesowej serii. Czekam na serum i krem na dzień. Będę zabierać ze sobą dżunglowe jeziorko wszędzie. Jak widzicie, sama sobie zareklamowałam markę, bo niestety ten tekst jest zupełnie pro bono i niesponsorowany. A SZKODA.

Lush żel pod prysznic Lord of Misrule: Kilka miesięcy temu skończył mi się mój ulubiony Yog Nogg z Lusha i chociaż przed Świętami na chwilę wskoczył do oferty, to nie czekałam na niego i dla odmiany kupiłam inny, mocniejszy zapach. Nie będzie odpowiadał każdemu, bo jest mocny, właściwie prawie męski, ale lubię mocne zapachy, więc mi odpowiada. Do tego stopnia, że chociaż nie zastąpi Yog Nogga, w duchu less waste i w ogóle kupowania mniejszej ilości rzeczy, postanowiłam nie kupować niczego nowego, dopóki nie skończę tej butelki. A żele z Lusha są naprawdę wydajne. I nie tanie. Ale się opłaca. Bo starczają na długo. 

Wielka zaleta – chociaż pachnie bardzo intensywnie, nie uczula mnie bardziej niż super hiper hipoalergiczne mydło dla super hiper alergików. A może nawet mniej. Co nie ma i tak znaczenia, odkąd odkryłam…

Olejek Tołpy na roztępy: W ciąży mam tę nieprzyjemność, że dolega mi dolegliwość skórna zmuszająca mnie do drapania sobie nóg, czasem do krwi. Nie jest to choleostaza, bo badałam się, po prostu wszystko mnie drażni i swędzi. Nie wiem czy chodzi o proszek do prania, czy o materiały, które noszę czy o cokolwiek innego, tym bardziej, że dotyka tylko nóg. Poza ciążą miewam to CZASAMI, ale teraz codziennie. Nie pomagały żadne balsamiki ani inne mazidła, nawet te z Lusha (poprzednio trochę, tym razem średnio), żadna zmiana mydła na wersje dla alergików. Zwłaszcza, że najbardziej swędzi mnie wieczorem, kiedy wcale nie mam kontaktu z mydłem. Po kąpieli nie jest tak źle. Czasem pomagała tabletka antyhistaminowa. Używałam już nawet maści, którą bobas dostała latem na ospę…

I nagle, bez specjalnych nadziei, sięgnęłam po olejek Tołpy na rozstępy. Jest on co prawda specyficznie dla matek, kupił go jednak mój mąż, w celu uniknięcia rozstępów przy rośnięciu sobie muskułów. A umie on ładnie urosnąć muskuły…Niemniej, sięgnęłam do jego szafki przypadkiem, szukając cążek, podkradłam olejek i stał się cud. Przestało swędzieć tak, że można zwariować. Nie, że w ogóle, ale nie mam ochoty się już drapać do krwi. W dobre dni wystarczy mi pomizianie się w swędzącym, naoliwionym miejscu, w złe – podrapanie się lekko. Jest to wielka życiowa zmiana, bo nie boję się już kąpieli i prysznica. W poprzedniej ciąży bywały smutne dni, gdy chciało mi się aż płakać z powodu skóry. NO MORE. Dzięki, Tołpa. 

Wpisy kosmetyczne z pewnością powrócą w tym roku częściej i to nie jest moje ostatnie słowo. Bo kiedy nie ma się czym cieszyć, trzeba się cieszyć chociaż kremem. A i o Waszych odkryciach poczytam. Rekomendujcie! Zwłaszcza jakieś super rozświetlacze.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top