Och, jak kochamy stereotypy.
Byle nie o Polakach. Polacy jak wiadomo mają wspaniałą etykę pracy i piękne kobiety. Są zdolni, skromni i bogobojni, a jacy gościnni. Słowiańskie dusze, hej! Jeśli ktoś widzi Polaka jako złodzieja, to jest obrzydliwym rasistą.
Brytyjczycy natomiast są głupi, wiadomo. Przede wszystkim głupi, bo ci parający się pracą fizyczną nie mają wyższego wykształcenia jak Polacy w tej samej pracy. Brytyjczycy to pijaki przyjeżdżające na wakacje pić. Nie to co Polacy. Polacy nigdy nie piją. Kobiety są brzydkie. Ogólnie cały kraj to porażka, nie wiadomo właściwie jakim cudem przetrwali w historii, w przeciwieństwie do dzielnego Narodu Polskiego.
No i mój ulubiony punkt, są zimni i dwulicowi. Nie wymyślam tego samo. To wszystko życie i internet.
Z tym punktem najbardziej nie wiem co zrobić, bo o ile spotkałam wielu głupich i pijanych Brytyjczyków (i Polaków, i Amerykanów, i Hiszpanów i chyba większość narodów), to nie rozumiem problemu zimna ani dwulicowości. Na czym on polega? Że się nie chcą kolegować? Że gardzą? Że obgadują? Że nie mówią prawdy w twarz? Wszystko na raz? CO TO ZNACZY?
Sama w życiu kieruję się od dawna zasadą, że traktuję innych tak jak sama chciałabym być traktowana. Jestem najczęściej (choć nie zawsze) introwertyczna, więc chcę żeby mi dać spokój, a jeśli interakcja zachodzi, najlepiej, żeby była przyjazna. Bo po co mi inna? Dzień dobry, proszę, dziękuję, przepraszam, do widzenia. Z tego względu w Wielkiej Brytanii czuję się wspaniale. Jestem wielką fanką życzliwości w życiu codziennym. Tego, że jak na kogoś wpadnę, to on mówi do mnie “sorry”. Tego, że mało kogo obchodzi kto i jak wygląda, przez piętnaście lat nikt nie skomentował negatywnie niczego co mam na sobie (Czy w liceum bałam się chodzić po gdańskim osiedlu? Oczywiście. Czy słyszałam w autobusie, że jestem szmaciarą albo dziwką? No ba.). A co kto sobie o mnie myśli NAPRAWDĘ, to mnie zupełnie nie obchodzi. Czy to ta dwulicowość?
Przychodzi mi do głowy kilka dwulicowych zachowań. Jak moja koleżanka ze studiów, która myślała, że konkuruję z nią o faceta, podczas gdy on po prostu sypiał ze wszystkim co się ruszało i konkurencją była każda dziewczyna, do której otworzył usta (a może i nie tylko dziewczyna). C. nie znosiła mnie już do końca, przez całe cztery lata na jednym roku i w jednym kole studenckim, ale nigdy nie powiedziała niczego wprost i zawsze uśmiechała się słodko, po prostu starając się udawać, że nie istnieję. Czy mi to przeszkadzało? W ogóle.
Była jeszcze H, która podobno powiedziała szefowi, że jestem beznadziejna w pracy i powinien mnie zwolnić. Dowiedziałam się tego po odejściu H., od mojej kierowniczki, zresztą siostry szefa, po tym jak stwierdziłam, że H zawsze była taka miła. Trzeba jednak brać poprawkę na to, że H sypiała z żonatym szefem, od którego była dwadzieścia lat młodsza. A ja uważałam, że jest jednocześnie bardzo ładną, ale i najmniej inteligentną osobą, jaką w życiu spotkałam…I też jej tego SZCZERZE nie powiedziałam, ale śmiałam się jak koledzy próbowali jej wmówić, że kogut uprawia seks z każdym jajkiem, żeby je zapłodnić albo pytali czy oglądała mecz Brazylii w Mistrzostwach Europy. Czy to było dwulicowe? Jeśli tak, to lepiej dla wszystkich, że było.
Ostatnio mój mąż spotkał naszą znajomą i powiedział mi, że musiała mieć bardzo ciężki lockdown, bo fatalnie wygląda. Po czym tą samą znajomą spotkała koleżanka i zapytana jak się ma, powiedziała tylko “yeah, yeah, she’s alright”. Czy to jest dwulicowość czy po prostu niewściubianie nosa w nie swoje sprawy i nierozsiewanie plot? Cokolwiek to jest, lubię to.
Z tym zimnem, to też tak różnie. Nie odczułam go ani przez moment na studiach. Nie odczuwałam go w większości prac. Owszem, w niektórych trzymałam się z ludźmi na pewien dystans, w innych odwiedzaliśmy się w domu i na party i byli na moim ślubie (łącznie z tym, że potem były kierownik zaprosił mnie na swoje 50 urodziny i dalej okazjonalnie wymieniamy smsy, choć nie pracujemy razem od 4 lat). Czułam, że jest to kwestia mojego wyboru, z tymi, którzy wydawali mi się interesujący, najczęściej nawiązywałam bliski kontakt. Na tyle bliski, na ile sama się angażowałam. Czasem bardziej, czasem mniej. Poznałam rodziców niektórych znajomych ze studiów czy pracy, odwiedziłam ich w domu, byli dla mnie bardzo mili. Matka kolegi robiła dla mojego dziecka sweterki i obserwujemy się na instagramie. Nie wiem chyba na czym innym ma polegać ciepło i szczerość. Nie wiem jakiego więcej ciepła oczekiwać.
Moją pierwszą terapię przegadałam ze współlokatorem, który wyznał, że zdarzyło mu się też brać leki. Kiedy potrzebowałam, mogłam porozmawiać o swoich problemach z depresją czy poronieniem z szefem i dostałam wsparcie bez żadnego kręcenia nosem. O różnych prywatnych sprawach w takim zakresie, w jakim potrzebowałam, rozmawiałam ze znajomymi. Kiedy myślałam, że po urodzeniu zostanę sama z dzieckiem w domu, poznałam matki, w tym jak najbardziej Brytyjki, z którymi spędzałam czas i rozmawiałam o wszystkim. Jakiej jeszcze szczerości mi trzeba?
Istnieje duża szansa, że sama jestem zimna i dwulicowa. Niekoniecznie by mnie to zdziwiło, zważywszy, że w Wielkiej Brytanii czuję się jak w domu. Bardziej niż gdziekolwiek indziej.
Może to jak z żartami o Szkotach. Podobno są skąpi. Przez całe moje życie, włączając bite pięć lat w Szkocji, nie spotkałam jeszcze skąpego Szkota.