dzieciiczas
Picture of Riennahera

Riennahera

To nie jest czas na działanie

Do napisania tego tekstu zainspirował mnie fragment z książki Oli Budzyńskiej “Dzieci i Czas”, którą dostałam od niej jakiś czas temu w prezencie. Piszę to niezależnie, nie w ramach współpracy ani zobowiązań, bo takich nie mam. Piszę z wdzięczności. Fragment utkwił mi w pamięci i dodaje otuchy w cięższych momentach. Te przydarzają się mniej więcej…codziennie. Ola napisała o urlopie macierzyńskim:

Tak bardzo chciałam działać i robić, że nie zauważyłam, że czas, który był mi wtedy dany, nie był czasem na działanie. Był czasem na przemyślenia i wyciąganie wniosków. 

Jest co coś z czym mam obecnie problem i niekoniecznie sobie radzę. Przede wszystkim w głowie. 

Co tydzień rozpisuję sobie plan co będę robić i co osiągnę. Udaje mi się dzięki niemu pamiętać o wszystkim, ale tylko tyle. Udaje mi się nie zapomnieć o szczepieniu albo ważeniu. Bo nawet jeśli zakładam pisanie czterystu słów cztery razy w tygodniu, albo codziennie pół godziny czytania lub sprzątania, to wszystko rozbija się, gdy dziecko jest chore i jedziemy na pogotowie. No więc mój plan pomaga mi pamiętać o rzeczach, których nie jestem w stanie zrobić. 

Z jednym dzieckiem byłam w stanie robić dużo więcej. Było większym szokiem, miałam większe huśtawki nastroju, większe dramaty w głowie. Czułam się z pewnością o wiele gorzej. Ale czas był. Z dwójką brakuje mi i czasu i siły. Chociaż bardziej siły. 

Social media z pewnością nie pomagają. Zewsząd widzę tylko wspaniałe podróże, rozwijanie własnych marek i działalności, dziewczyny zbierające coraz więcej followersów, sprzedające ebooki, produkty, ogólnie świetne, ogólnie zajebiste. Kobiety sukcesu. Obok jestem ja. Nie robiąca żadnej z tych rzeczy. Albo w ogóle żadnych rzeczy. W ogóle nie świetna. W ogóle bez produktu. W ogóle bez osiągnięć, poza przeżyciem kolejnego dnia.  

I nie będę ukrywać. Czuję się podle.

Wiem, że wszystko mija, że za rok o tej porze będę w zupełnie innym miejscu niż teraz. Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko było inaczej. Dzieci rosną, człowiek uczy się i przyzwyczaja. W tym konkretnym momencie mojego życia nie jestem żadnym zwycięzcą. Nie w kwestii ambicji, realizowania się, kariery, osiągnięć. Można uznać, że jestem w kwestii małej rodziny, która jest udana i kochająca. To zwycięstwo mało widowiskowe, tym bardziej, że nawet nie pokazuję twarzy dzieci w internecie, ale jednak zwycięstwo. Chyba.

Czy mam milion pomysłów? Nie, ale mam kilkanaście. Czy pomogłaby mi dobra organizacja? Wszystko to przecież kwestia organizacji, prawda? Nie, pomogłaby mi tylko całodzienna opieka nad dwójką dzieci. Ponieważ podjęliśmy takie, a nie inne wybory życiowe, nie mam i nie będę jej mieć jeszcze przez wiele miesięcy. Coś za coś. Żyję w miejscu, które mnie ekscytuje, we własnym mieszkaniu, bez zmartwień o byt, bezpieczna od zawirowań polskiej polityki. Za to bez siły, z małą ilością czasu i z problemami z realizacją marzeń. Czasami nie mam nawet siły na zastanowienie się czym są te marzenia. Ale tylko czasem. Jak odeśpię, jest lepiej. 

Tak, żalę się, bo mi smutno. Nie, nie mam do nikogo pretensji. Nie można mieć wszystkiego. Nawet jeśli ludzie sukcesu mówią nam inaczej. Przynajmniej nie jeśli nie jest się bardzo zamożnym lub bardzo silnym. Nie szukam też wymówek. Umiem napisać książkę, jednocześnie mając w domu małe dziecko. Od kilkunastu lat umiałam pisać teksty po pracy, w pracy, przed pracą na etacie. Mam wiele wad, ale nie uważam lenistwa za szczególnie istotną wśród nich. Tchórzostwo, malkontenctwo, może. Ale nie lenistwo. Chociaż niejednokrotnie myślę o sobie jako o leniwej, bo nie byłam tak produktywna, jak po sobie oczekuję. A oczekiwałabym oczywiście wstawania o piątej i picia jarmużowego smoothie sukcesu przed poranną jogą…

Ten tekst piszę częściowo na łóżku, obok moja córka przebiera nogami i marudzi, bo rośnie jej ząb i ma regres snu, poza tym matka nie pozwala przewrócić się na brzuszek zaraz po karmieniu i spektakularnie wydalić z siebie większość posiłku. A częściowo na podłodze obok maty edukacyjnej firmy Fisher Price, kręcąc jej elementami i śpiewając “MOTYYYLEEEE”. I tak jest nieźle, większość czasu bobas nie daje mi na tyle spokoju, żebym mogła się skupić i pisać. To teraz mój świat. Nie, nie jest całym moim światem. Nikt nie jest całym moim światem. Jestem na to zbyt próżna, zbyt egoistyczna i w ogóle wszystko zbyt. Ale jest wystarczająco dobrym światem na teraz. Musi być. Bo jaka jest alternatywa?

“Urlop macierzyński” to taki termin pułapka. Praca na etacie w dziale reklamy nie była bardziej męcząca. Myślę, że często mniej. A przecież jestem na urlopie, prawda? Chociaż w nocy zostaję zerwana płaczem co trzy-cztery godziny, budzę się przed siódmą i cały dzień jestem na zawołanie do karmienia piersią. Wczasy pod gruszą. Bobas przypomina w zasadzie bardzo zaślinioną gruszkę…Anglosaskie “maternity leave” wydaje mi się nieco łagodniejsze. Leave to po prostu nieobecność, bez zbędnych pytań i konotacji. Nie implikuje tego samego co holiday. Żadnych drinków z palemką i kokodżambo pod palmami. Nie ma Cię dla świata. Po co drążyć temat? 

Obecnie potrafię powiedzieć sobie STOP. Prr, szalona. Życie nie zawsze będzie tak wyglądać. Bo raz już to przeżyłam. Raz już napisałam powieść między drzemką, wyjściem na spacer i położeniem do łóżka. Ale dwa lata temu nie było to dla mnie oczywiste i byłam pewna, że moje życie się kończy.  Obecnie potrafię powiedzieć STOP, ale czasem wydaje mi się i tak, że szukam wymówek i usprawiedliwienia. Dlatego jestem Oli bardzo wdzięczna za ten cytat. Powtarzam go sobie cały czas w głowie. To nie jest ten czas, to nie jest czas na działanie. To nie teraz, głęboko oddychaj, to nie jest ten czas…

I tylko co jakiś czas tracę zdrowy rozsądek i czuję ścisk w klatce piersiowej. Czy czas na działanie kiedykolwiek nadejdzie? Co jeśli nie? 

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top