Tych pytań jest wiele:
A kiedy dziecko?
A kiedy następne?
A czemu aż tyle dzieci?
A gdzie czapeczka?
A jak karmisz?
A czemu nie inaczej?
A po co tak długo?
A czemu takie małe dziecko do basenu, w którym na pewno są bakterie? (true story, ten jeden raz na wiele miesięcy jak wyszłam z dzieckiem gdziekolwiek w Polsce; true odpowiedź: BO MOGĘ)
A jak…?
A kiedy…?
A czemu…?
A po co?
Być może każdy rodzic ma swoje znienawidzone pytanie. Może więcej niż jedno. Mnie jednak najbardziej triggeruje właśnie Ono.
Wybaczcie bastardyzację języka. Tę nowomowę. “Triggeruje”, phi, co to ma w ogóle znaczyć. Swojsko mnie to wkurwia i mam ochotę przyłożyć wtedy pytającemu pięścią w oko. Tak, jestem agresywna. Nawet moja wychowawczyni w liceum powiedziała, że jestem agresywna, kiedy powiedziałam, że jest niedorzeczna. Ale znów gubię wątek…To zdarza się bardzo często, kiedy oczy same się zamykają.
Kiedy wymyślam ten tekst, jest piąta dwadzieścia rano. Wiem, ponieważ mam aplikację do logowania karmień. Jest też opcja logowania snu, pieluszek i wzrostu, jakby co. Ale już nie przesadzajmy. Znowu gubię wątek. Zatem wracając, jest piąta dwadzieścia rano i loguję karmienie, kiedy przypominam sobie to najbardziej znienawidzone pytanie. I przychodzi mi do głowy ten tekst, ku chwale i dobru ludzkości. Ku temu, żeby nikt nie doznał urazy na duchu (ja) i ciele (pytający).
Pytanie, którego serdecznie nie radzę mi zadawać to…
CZY PRZESYPIA JUŻ NOC?
Dużo osób zadaje to pytanie. Dużo osób chce wiedzieć. Nigdy nie chcieli wiedzieć jak przesypiam noc po wielu drinach, ale teraz nagle chcą. Mistrzem był jednak mój naprawdę miły kolega, którego naprawdę lubię. Wysoki, przystojny, wytatuowany, bezdzietny. Niemal ideał, co? A jednak. Pytanie padało na zasadzie “How do you do?”, bo o co pytać rodziców, przecież nie o nowy bar w okolicy. Pytał za każdym razem, kiedy go widziałam i za każdym razem miałam ochotę powiedzieć to samo.
DO I FOCKIN’ LOOK LIKE SHE SLEEPS THROUGH THE NIGHT?
(w wolnym tłumaczeniu: NIE)
Ja i tak nie narzekam. Nie jest jakoś bardzo źle. Tej konkretnej nocy, między uśpieniem o dwudziestej, a ostatecznym obudzeniem się chwilę przed siódmą, Orla budziła się TYLKO CZTERY RAZY. Za każdym razem z głodu, za każdym razem zasnęła po karmieniu. Uważam się za niezłą szczęściarę. Naprawdę mogło być gorzej. Ba, pewnie będzie gorzej. A potem lepiej. Kiedyś…
Tutaj oczywiście wchodzi milion poradników, metod, kursów, ebooków i innych osób, które nauczą Cię jak pomóc dziecku spać. Będą zapewniać Cię, że czteromiesięczne dziecko jest zdecydowanie gotowe, żeby nie jeść w nocy. Chce jeść? Twoja wina. Będą ganić za niedawanie się wypłakać albo branie płaczącego dziecka na ręce. Wymiotuje ze stresu? Zdarza się. Będą wywoływać poczucie winy, że jeśli masz serce i sumienie, to robisz źle. Nie umiesz. Nie starasz się. Zniszczysz, zniszczysz dziecko. Nigdy nie nauczy się spać. Nigdy.
Byłam w tym miejscu. Czułam się zerem.
I wtedy wchodzili różni ludzie, cali na biało, w tym mój kolega. CZY PRZESYPIA JUŻ NOC?
Tutaj podzielę się osobistą opinią i latami życiowego doświadczenia. Ponad dwoma latami. Gdybym mogła powiedzieć coś sobie te dwa lata wcześniej, powiedziałabym “laska, serio sugerujesz się książkami osób z kraju/krajów, w którym nie ma urlopu macierzyńskiego i płatnych wakacji, a najważniejszą wartością jest powrót do pracy?”. Oraz “słuchaj, naprawdę jej minie, za kilka miesięcy będzie sama zasypiać, potem będzie spać we własnym pokoju i czasem tylko wpadać się poprzytulać nad ranem”. I jeszcze “nie, nie potrzebujesz kolejnych kursów za przynajmniej 40 dolarów bo one serio są do rzyci”. Lepiej kupić wino.
Dziwna ciekawostka. W niejednym poradniku czy innych materiałach na temat snu (tych z gatunku miłych i wspierających, jak Magdalena Komsta, nie tych “jesteś zerem i zapłać $$$, żeby nauczyć się nie być”) spotkałam się ze stwierdzeniem, że rodzice kłamią na temat snu ich dzieci. Ewentualnie mijają się z prawdą. Ewentualnie mają własne definicje przesypiania. Nie, jeśli Twoje dzieciątko “budzi się tylko na karmienia” to nie przesypia nocy. Ale, jeśli Twoje dzieciątko śpi od dziewiętnastej do pierwszej bez przerwy, to według większości definicji specjalistów…przesypia. He he he. He he, nie? Miłego startu dnia o pierwszej, he he he he he. Oczywiście żartuję. Ale tak, już pięć godzin ciurkiem to “przespana noc”. I nie, moje dziecko nie przesypia nawet pięciu.
Kiedy naprawdę, uczciwie i niezależnie od definicji będzie przesypiać noc, z pewnością będzie to zauważalne. Z pewnością będę wtedy milsza. Ładniejsza. Zacznę pisać miłe teksty i proponować spotkania. Zacznę żyć czymś więcej niż najbliższą okolicą. Zacznę planować życie. Nie, jeszcze nie jestem na tym etapie.
No, to na tyle. Dziękuję. Ulżyło mi. Niemniej, wszystkim w okolicy proponuję za każdym razem kiedy przyjdzie ochota spytać “czy przesypia noc” zapytać zamiast tego “jaką kawę ci przynieść”. I nie dopytywać czy przy karmieniu wolno mi kofeinę. Nie Twój interes.
O co lepiej Was nie pytać?