To był bardzo męczący miesiąc. Głównie pozytywnie, ale jednak męczący.
Zaczął się od starcia na placu zabaw. Pierwszy raz odkąd jestem matką. Nie wierzę w ogóle, że to piszę, ale nie mogłam dojść do siebie i byłam wstrząśnięta, więc jednak to chyba dla mnie ważne…Nie będę wchodzić w szczegóły, dość, że starałam się być miła i uprzejma, ale nie dać pobić i zastraszyć siebie i dzieci i zostałam za to zrugana. Życie nie jest sprawiedliwe.
Czy ja przeżywam to, że ktoś powiedział mi coś niemiłego? Owszem. Może przeżywam jak mrówka oprysk. Ponieważ od dziecka uczy się nas, że bycie miłym i życzliwym dla ludzi to priorytet i cnota. Uczy się nas, że uprzejma asertywność rozwiązuje problemy. Podczas gdy życie wielokrotnie pokazuje, że to nieskuteczne. Zwycięstwo, które osiągamy, jest wyłącznie moralne. Było mi smutno przez jakieś trzy dni.
Przejdźmy jednak do miłych i puchatych spraw…
Pierwszy grzaniec tego roku: Ba, pierwszy grzaniec od dwóch lat. Od 2017 roku mam wrażenie, że większość czasu jestem w ciąży, często na Boże Narodzenie, i jeśli za czymś tęskniłam to za klimatem świątecznego jarmarku z parującym grzańcem w kubku. W tym roku napiłam się go już w lokalnym pubie, w formie grzanego piwa imbirowego. Czy było za mocne i w ogóle ja nie kocham imbiru aż tak bardzo i nie dopiłam? Może i tak, ale ODHACZONE.
Mama: W końcu, pierwszy raz od września zeszłego roku, mogłam zobaczyć się z mamą. Wszyscy śmiali się i dokazywali. Pierwszy raz od lat ani razu się z mamą nie pokłóciłam. W sercu mam brokat, tęcze i jednorożce. Chodziłyśmy dużo, a czasem siedziałyśmy w domu. Piłyśmy kawki i jadłyśmy full breakfast. I piłyśmy grzańce…No fajnie było, no. Tęsknię.
I znowu mroczniej…
Kupowanie butów trzylatce: Poszłyśmy też z moimi słodkimi dziećmi do sklepu z butami. Nie było przed nim tabliczki „Porzućcie nadzieję, którzy tutaj wchodzicie”, a powinna być. Czy Iona zmierzyła kilkanaście par? Czy na pytanie “chcesz te” za każdym razem odpowiadała “nie”? Czy tańczyła na dziale dziecięcym w samych skarpetkach? Tak, tak i jeszcze raz tak. Na dodatek uważała, że każda para jest za mała, nawet jeśli była o numer większa niż jej rozmiar. Starając się nie zacząć rzucać mięsem, kupiłam buty, które sama uznałam za odpowiednie i z fochem zabrałam naszą bandę do domu. Czy następnego dnia bardzo cieszyła się z butów i powiedziała, że na pewno będzie je nosić i bawiła się nimi? Oczywiście.
Kulturalnie
Highgate Cemetery: Uważam, że każdy odwiedzający Londyn musi chociaż raz w życiu udać się na grób Karola Marxa. Zabrałam zatem mamę, zwłaszcza, że jest on w odległości dłuższego spaceru od domu. Jest w tym jakaś ironia, że dostęp na cmentarz kosztuje pieniądze. Rozumiem, że o groby trzeba dbać i że ilość odwiedzających może odcisnąć się na infrastrukturze, niemniej, jest w tym ironia. Cmentarz jak to stary cmentarz. Znajduję w byciu na nim pewien spokój i przyjemność, ale jednocześnie odkąd miałam 15 lat i pierwszy raz trafiłam na Pere Lachaise, trochę się tych starych cmentarzy naoglądałam. Cieszą, ale już nie tak.
Ogólnie jednak polecam. Fanom Douglasa Adamsa też.
Natural History Museum : Jednym z najwspanialszych aspektów rodzicielstwa jest sprzedawanie małym ludziom własnych zainteresowań i wizji świata. W moim przypadku to wizja świata, w której dinozaury są naszymi najlepszymi ziomami. Wspaniale widzieć jak moja niespełna trzyletnia córka z malutkimi kitusiami staje naprzeciwko ruchomego tyranozaura i wcale się nie boi, tylko na niego ryczy i nie chce odejść, bo jest kochany. Jeśli to nie jest sukces macierzyński, to ja nie wiem co nim jest.
Potem oczywiście zaczyna płakać, kiedy po dwudziestu minutach stania przy T-rexie chcę iść. Ale nie po to się miało dzieci, żeby było łatwo.
William Morris Gallery: Pojechałam do galerii na wystawę “Young Poland”, ale przy okazji obejrzałam stałą ekspozycję dotyczącą Williama Morrisa. Zawsze podobały mi się jego wzory, ale po tej wizycie jestem absolutnie zauroczona postacią. Morris był nie tylko diablo utalentowany w wielu dziedzinach (od projektowania tkanin przez poezję i prozę po tłumaczenia), lecz również zaangażowany w ruchy socjalistyczne. Co, powiedzmy, dobrze świadczy o osobie, która miała w życiu wielki przywilej i dobro niższych klas nie leżało w jej interesie. Wyszłam zachwycona nie tylko estetycznie, ale i jakoś tak życiowo.
Polecam galerię każdemu, to jest stosunkowo mało znana atrakcja Londynu. I sklepik. Sklepik z pamiątkami jest zachwycający. Obkupiłam się jak głupia.
Hamilton: Ile razy można iść na Hamiltona? Ja byłam po raz trzeci i wciąż mi się nie nudzi. Ale ja słucham ścieżki dźwiękowej z musicalu co kilka dni od jakichś…pięciu lat? Obecnie w Londynie gra inna obsada niż widziałam poprzednio i zapewnia nieco inne wrażenia. Mam wrażenie, że aktor grający Burra jest na wiele wyższym poziomie niż odtwórca roli Hamiltona, podobnie jak Eliza jest dużo lepsza od Angeliki. Jednocześnie tłum nie reaguje już tak entuzjastycznie na kilka hitowych tekstów (“include women in the sequel” czy “immigrants – we get the job done”), wprowadzono natomiast małe slapstickowe elementy i zaangażowanie publiczności przez Jeffersona. Wciąż jest dobrze, ale jednak inaczej. Co samo w sobie też jest ciekawe, doświadczyć różnicy w obsadach.
Nieustannie polecam. Moje poprzednie teksty o Hamiltonie i Burrze linkuję. Poczytajcie 😉
English National Opera – Valkyrie: Usiądźcie wygodnie, to zabawna historia. Zobaczyłam piękne zdjęcie reklamujące operę Wagnera. Oto ruda dziewczyna w srebrzystej sukni przechadza się po surowym, kamiennym krajobrazie. Muszę to zobaczyć, pomyślałam, po czym zarezerwowałam dwa bilety i zaprosiłam koleżankę. Nie ukrywajmy, chciałam również poczuć się jak ta elita, która chadza do opery. The joke’s on me. I to wielokrotnie.
Otóż okazało się, że plakat był zmyłką. Klimat zdjęcia z reklamy nie miał żadnego związku z kostiumami, występujący mieli na sobie jeansy, t-shirty i koszule w kratę. Ha ha. Na dodatek spojrzałam na czas trwania i wtedy doznałam szoku. Wcześniej byłam na operze raz, na Weselu Figara. Nie zapamiętałam go jako szczególnie długie. Bo nie jest. Trwa trzy godziny. Chcąc być Ą i Ę i rezerwując Wagnera, nie wiedziałam, że trwa godzin PIĘĆ. Miała być elita, a wyszedł ze mnie plebs.
Szukałam gorączkowo kto ze wspólnych znajomych zastąpiłby mnie, ponieważ moje sześciomiesięczne dziecko karmione wyłącznie piersią (i wyborem papek owocowych i warzywnych) nie jest jeszcze gotowe przeżyć siedmiu godzin bez mamusi. Ja też raczej nie dałabym rady z piersiami nietkniętymi przez tyle czasu. Poszłam zatem na cały jeden akt, zostawiając koleżankę samą na pastwę opery w pozostałych dwóch. Podobno drugi był świetny, a trzeci średni. Ja mogę powiedzieć tyle, że po pierwszym cieszyłam się, że mogę już iść do domu…To znaczy MUSZĘ. Wiadomo.
Chwilowo chyba przeszła mi ochota na operę…
Książki
Książka o Przyjaźni: To opowieść o wieloletniej przyjaźni Doroty, Kasi i Michała, jej początkach w liceum , dojrzewaniu, wzlotach i upadkach, z pewną dozą ironii wobec naszego pokolenia trzydziestolatków. Jeśli szukasz książki lekkiej i łatwo wchodzącej, ale jednocześnie “o czymś” i takiej, która nie pozostawi Cię z poczuciem “po co ja to czytam”, a raczej będziesz kiwać głową “tak właśnie jest, znam to” – kupuj Marcisza. Dawno nie przeczytałam żadnej książki w tam ekspresowym tempie, a naprawdę wolno czytam.
Filmy i seriale
Oglądałam dalszy ciąg Foundation i od dawna nie czułam takiej miłości do wątku w serialu. Świetnie opisała to Czajka.
Morning Show sezon 1 i 2: Najpopularniejszy w USA poranny program boryka się z konsekwencjami #metoo, kiedy prowadzący zostaje oskarżony o molestowanie przez kilka współpracujących z nim kobiet. Prezenter z miejsca traci pracę, ale stacja i ekipa programu muszą żyć dalej.
Jestem zauroczona serialem, który w końcu dał Jennifer Aniston jakąkolwiek przestrzeń do udowodnienia, że potrafi grać kogoś bardziej skomplikowanego niż słodką trzpiotkę. Poza tym uwielbiam Steve’a Carrella, a oglądanie go w roli postaci niejednoznacznej i błądzącej jest czystą przyjemnością. Reese Witherspoon i Billy Crudup też dają radę. Nie powiem, że bawiłam się dobrze, bo temat jest mało zabawny, ale serial wywołuje emocje i ciężko mi było momentami oderwać się od niego.
Blogowo
Pisałam o moich odczuciach ze stosowania leków antydepresyjnych.
(W tym miejscu pozwolę sobie na mały rant. Bo wiecie, ja zdaję sobie sprawę, że poruszam pewne tematy, które wiele osób uzna za osobiste. Zdaję sobie sprawę, że aktywność w social mediach i publikowanie tekstów to otwieranie się na opinie i krytykę. Nie mam z tym problemu. Nie znaczy to jednak, że pozwalam na robienie mi amatorskiej analizy psychologicznej i recenzje mojego leczenia na podstawie kilku zdań z moich felietonów. Bo ja mam emocje, o które będę dbać.)
Rozważałam czy “Diuna” Lyncha jest lepsza od “Diuny Villeneuve. W skrócie – potencjalnie jest nie gorsza.
Myślałam o drugim dziecku i tym jak różni się od pierwszego.
Celebrowałam oznaki starości.
Analizowałam postępy po dwóch miesiącach odwyku od ubrań.
Polecałam kosmetyki.
Przypomniałam sobie, że mój blog obchodził 13 urodziny i opisałam swoje odczucia w tym temacie.
Rozważałam po co mieć dzieci.
I dbałam o siebie, co wszystkim polecam.
Listopad za nami, przed nami już tylko Święta i Nowy Rok, i znowu zima, i znowu będzie luty…Trzymajmy się w grudniu razem <3 Na przykład rury.