marnowac czas
Picture of Riennahera

Riennahera

Pragnę marnować jak najwięcej czasu

Kiedy czujecie, że zrobiłyście wystarczająco? Czy kiedykolwiek? Czy tylko kiedy padacie ze zmęczenia i oczy same się Wam zamykają? Czy chociaż wtedy?

Nie jest to uczucie zupełnie mi obce, raz na jakiś czas mam wrażenie, że podołałam. Że dzisiaj już wystarczy. Ale nie jest to codziennie, nawet nie co tydzień. To naprawdę raz na jakiś czas. Wcale nie często.

Wyszłam z dzieckiem na spacer. Kolejny dzień z rzędu. Udało mi się pokonać zmęczenie, chaos, drzemki i pełne pieluchy. To już mały sukces, czyż nie? Ale powinnam iść na rozwijające i stymulujące zajęcia. Wyszłam na stymulujące zajęcia, ale powinnam iść jeszcze na plac zabaw. Wyszłam trzy dni z rzędu, ale powinnam jeszcze czwarty, powinnam codziennie, chociaż nie mam już siły zejść z kanapy. Zresztą, po zajęciach, powinnam posprzątać, powinnam przygotować obiad, powinnam dalej się bawić, powinnam z dzieckiem rysować, powinnam śpiewać.

Zaczęłam kręcić rolki. A więc coś nowego w repertuarze moich aktywności. To już coś! Ale mam chwilę luzu, której jeszcze nie wypełniłam planami. Powinnam zająć się pisaniem opowiadań. Powinnam naprodukować więcej wpisów. Powinnam nastrzelać więcej zdjęć. A jeśli nie pracować nad rozwojem swoich social mediów, bloga i pisania, to powinnam przynajmniej wysprzątać mieszkanie. Powinnam zrobić kolejne pranie. Powinnam wyrzucić niepotrzebne rzeczy.

Powinnam.
Powinnam.
Powinnam.

Więcej. Bardziej. Szybciej. Mocniej. Na zapas. Na przyszłość. Na wszelki wypadek.

Cokolwiek zrobisz, pytanie brzmi – co dalej. Następna książka. Następny występ. Następny krok. Następny sukces. Jeśli nie przesz do przodu, to się cofasz.

Oczywiście to wszystko przed trzydziestką. Jakiekolwiek osiągnięcia po trzydziestce właściwie już się nie liczą, ponieważ nie znajdziesz się na iście “Trzydziestu przed trzydziestką”.

STOP.

Bywałam w życiu w momentach, kiedy uważałam, że nie wolno mi wcześnie pójść spać, bo jest TYLE.DO.ZROBIENIA. Kończyły się zwykle epizodem depresyjnym.
Bywałam w momentach, kiedy przeczytanie książki wydawało się fanaberią i luksusem, na które nie zasługuję. Bo powinnam robić produktywne rzeczy, które przynoszą rezultaty i efekty. Takie podejście jest prostą drogą do prokrastynacji polegającej na scrollowaniu godzinami social mediów, bo przecież NIE MAM CZASU na książki, filmy, seriale, sen. Całe szczęście jestem w procesie zostawania pisarką, a pisarze nie są w stanie rozwijać warsztatu, jeśli nie czytają. Całe szczęście jako matka niemowlaka nie sypiam po nocach, więc drzemka w dzień to obowiązek, nie luksus.

Jednak kiedy po nieprzespanej nocy z ząbkującym dzieckiem pozwalam sobie na dzień w domu, podczas którego staram się przeżyć, wciąż czuję się winna.
Dlaczego?
Człowiek permanentnie zmęczony nie jest w stanie funkcjonować. Wypadki, błędy, zaniedbania biorą się często nie ze złej woli, nie z niekompetencji, a właśnie ze zmęczenia.
Czy gdyby moja przyjaciółka, koleżanka, znajoma, a nawet zupełnie obca osoba, powiedziała, że miała taką noc, czyż nie spojrzałabym na nią ze współczuciem i nie poradziła, żeby odpoczęła jeśli tylko da radę?
A jednak sama czuję się winna, niewystarczająca, słaba i czuję, że nie zasługuję na odpoczynek.

Nawet kiedy piszę ten tekst, wiem, że powinnam jak najszybciej znaleźć się w łóżku. A jednak nie mogę odpuścić sobie pięciuset słów i odhaczenia z listy kolejnego kwadracika oznaczającego wypełniony dzień. Sukces!

Sukces, wszędzie sukces. Potrzeba więcej sukcesu. Sukces musi gonić sukces.
Czym jest sukces? Czy jest wystarczająco dobrym życiem i brakiem większych zmartwień? Czy może wyrzutami, że jeszcze nie jest się najlepszym i dążenie, aby mieć coś, w imię czego będzie się codziennie zaharowywać?

Wyrzucam sobie, że na studiach marnowałam tyle czasu. Mogłam zrobić więcej, nauczyć się więcej, osiągnąć więcej, być kimś więcej. A ja leżałam w łóżku i oglądałam seriale na DVD lub nielegalnie w internecie.
Jednak kiedy teraz myślę o tym, za czym najbardziej tęsknię, to nie jest to praca, nie jest wysiłek, nie pisanie esejów, praca w studio telewizyjnym i rozwijanie pasji. Najbardziej tęsknię za wstawaniem o której chcę i kładzeniem się spać nad ranem, bo wciągnęłam się w serial czy książkę.
No, dobrze, nieco tęsknię za uniwersytecką biblioteką, ale najbardziej za relaksującym marnowaniem czasu i nudą.

Wiesz, droga Czytelniczko, że lubię pisać. Może nawet jestem grafomanką. Piszę prawie codziennie. Od czternastego roku życia prowadzę blogi (to już dwadzieścia jeden lat…). Napisałam książkę. Mam w głowie dwa kolejne tomy. Jeśli mam jakiś talent (lub przekleństwo grafomanii), to pewni jest to pisanie. Ale przy tempie, które utrzymuję, wieczór z serialami, czy dzień, kiedy nie piszę absolutnie niczego użytecznego, smakuje słodko jak nic innego.

Minimalizm podbił świat mody, podbija nasze szafy, mieszkania, chcemy mieć mało, chcemy mieć czysty umysł. A jednak jeśli chodzi o pracę i wysiłek, minimalizm nie służy ograniczeniu tego, co nie jest niezbędne do życia i zadowoleniu z tego co się ma, a raczej robieniu przestrzeni na jeszcze więcej wysiłku. Jeśli masz prostą, zgraną szafę, oszczędzisz czas. Jeśli nie musisz sprzątać, bo masz mało, oszczędzisz czas.
Na co oszczędzasz czas? Żeby wstać o piątej rano, medytować, biegać, napić się zdrowego smoothie i od ósmej rano odnosić sukcesy godne tego, jakim wspaniałym człowiekiem jesteś.

Narzuciłam sobie mniej lub bardziej udaną rutynę i kiedy działa, to działa. Może działa nawet większość czasu. Robię to, czego nie udało mi się przez cały etap nauczania szkolnego i wyższego – pracuję systematycznie. Regularnie przychodzą jednak momenty zmęczenia materiału. Takie mini wypalenia, kiedy niby piszę i niby publikuję, niby robię zdjęcia i niby coś nagrywam, ale niczego nie czuję. Wszystko jest wtórne i miałkie i nie ma dla mnie wartości.

Wystarczy jednak dzień, dwa dni przerwy. Wyłączenie wszystkiego. Pozwolenie sobie na robienie niczego. Niczego produktywnego. Pozwalam sobie w ogóle nie chwytać dnia tylko leżeć pod kocem. Po czym wstaję rano i moje pięćset słów piszę w kilkanaście minut.

Wracając do sukcesu.
Im jestem starsza tym bardziej sukces stanowi dla mnie to wszystko, czego nie muszę robić. Fakt, że mogę zlecić komuś, często profesjonalniście z doświadczeniem, coś czego nie umiem, czego nie lubię, co mnie męczy. Sukcesem jest posiadanie czasu, który mogę zmarnować. Jeśli marnowaniem czasu nazywamy sen, spacer, siedzenie na trawie w parku, zabawę z dziećmi.
Jeśli tak, to pragnę marnować jak najwięcej czasu.

PS Poza tym nawet gdybym bardzo się postarała, i tak nie ogarnę mieszkania tak pięknie i hotelowo jak pani sprzątaczka. Tu jest jakby luksusowo! A ja w tym czasie bujałam huśtawki.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top