Znacie to uczucie, kiedy idziecie na przyjęcie urodzinowe dla jednoroczniaka, a potem dostajecie sms “obawiam się, że synek X ma ospę…”? Akurat w momencie, kiedy elementy życiowej układanki zaczynają się zazębiać i do siebie pasować, tworząc ogarniętą całość? Kiedy macie energię i chcecie działać i zdobywać świat? Mam nadzieję, że nie znacie. Ale pewnie poznacie.
Czuję się jak te internetowe mimiczne matki organizujące ospa party. Bo party ewidentnie tym było, chociaż wbrew woli wszystkich zainteresowanych. Nie żeby miało to jakiekolwiek znaczenie…
Ospa jest już na szczęście za nami, pozwólcie jednak, że podzielę się z Wami zapiskami z tego rozrywkowego okresu. Niektóre zapiski w czasie przeszłym, niektóre w teraźniejszym, poczuj grozę, jakbyś siedziała w domu z nami!
1
Okres inkubacji ospy to 21 dni. Dwadzieścia. Jeden. To jak siedzenie na bombie zegarowej i wmawianie sobie, że może jednak nie wybuchnie. Cóż. W 90% przypadków wybuchnie. Ta nadzieja, że jednak nie, jest najgorsza.
2
Dlaczego nie zaszczepiłam córki na ospę? Ponieważ ostatni rok przeorał mnie w kwestii igieł i szczepionek tak, że nie pałałam do nich miłością. Starszą wysyłam na szczepienia z ojcem. Nie mogę znieść cierpienia. Poza tym szczepionka zalecana jest po ukończeniu roczku. I z pewnością bym ją rozważyła, gdybym zdążyła. Jednak nie zdążyłam.
Z drugiej strony 140 funtów zostało w kieszeni. Nie wiem czy nazwałabym to zwycięstwem, ale trzeba szukać jasnych stron życia.
3
Został mi też odebrany dylemat co jest gorsze – ospa czy ząbkowanie. Mieliśmy komplet, ząbkowanie w ospie. Dwa w jednym. Promocja. Oferta specjalna. Tyle wygrać!
4
Muszę przyznać, że jestem obecnie zakochana w starszej córce, która przesypia noce, ma wszystkie zęby, mówi co jej dolega (no, większość czasu, a przynajmniej da się to z niej wyciągnąć), można ją spacyfikować włączając “Encanto” i zasypia przytulona do mnie, gdy pracuję na komputerze. I, przede wszystkim, miała ospę prawie dwa lata temu. Wiem, że za jakiś czas będę miała drugą podobną delikwentkę i jeszcze zatęsknię za bobaskiem. Wiem, że wszystko minie. Ale w tej chwili jest mi po prostu źle i smutno.
5
Niewielu rzeczy w życiu żałuję. Ale tego, że poszłam na grupę zabaw dzień przed tym jak wyskoczyły nam kropki…tego żałuję. Bo myślałam, że nam się upiekło i jesteśmy w 10% cudownie odpornych osób. Chociaż został nam jeszcze jeden dzień do końca okresu inkubacji. Chociaż nie było kropek jak wychodziłam z domu. Nie chodzę do spowiedzi, ale z tego bym się wyspowiadała. Z tej pychy. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa.
6
Z drugiej strony, ospa w wieku dziesięciu miesięcy jest dużo mniej dramatyczna niż była w wieku osiemnastu miesięcy. Pamiętam też własną, kiedy miałam pięć lat, oraz różyczkę w wieku jedenastu i odrę w wieku dziewiętnastu (nie wiem jakim cudem, jestem pewna, że byłam szczepiona…) i cóż, lepiej nie pamiętać. Im później, tym gorzej. Na myśl o niemal miesiącu odry w trzeciej klasie liceum dalej się wzdrygam.
Właściwie to nawet lepiej, że ospa przyszła przed rozpoczęciem żłobka, odporność jest trochę jak super moc. Zwłaszcza, kiedy dostaje się maila „mamy w placówce ospę”. Nie boję się, gdy ciemno jest…
7
Oczywiście kiedy znajduję jakiś pozytyw w nieprzyjemnej sytuacji, zewsząd wyskakują ludzie, którzy mówią mi o tym jak to ich córka, kuzyn czy sąsiadka mieli ospę dwa, a nawet trzy razy! Co tam, miewają ospę co roku!
8
Nie martwcie się, jeśli groza ospy spotkała Was w dzieciństwie tak wczesnym, że w ogóle jej nie pamiętacie. Nie wszystko stracone! Ten sam wirus może powrócić w postaci niezwykle bolesnego półpaśca.
9
Czas ospy wyrwał mnie z życia niczym lockdown. Przekreślił wszystkie plany, włączyłam tryb przetrwania. Do tego stopnia, że musiałam sobie przypomnieć, że można dalej żyć, że lekarka powiedziała, że już możemy wychodzić na dwór i widzieć inne dzieci. Przestawienie się z powrotem na życie bywa problematyczne, kiedy przyzwyczaisz się już do zamknięcia i koca. Ale chyba wszyscy się o tym przekonaliśmy przez ostatnie dwa lata.
10
Człowiek tak sobie siedział i myślał o tej ospie, użalał się nad sobą i nawet nie zauważył, jak zza winkla zaglądał…COVID.
I cyk. Ospa się skończyła, ale dalej siedziałam z dzieckiem w domu. Najgorsze, że to nawet nie był mój COVID, moje testy były negatywne. Nie mogłam nawet się nad sobą poużalać.
Hello Darkness my old friend…
Wpisujcie zaospione miasta.