Z zamiłowaniem staram się uprawiać minimalizm. “Staram się” to właściwie określenie, bo ani nie wkładam w to całego możliwego wysiłku, ani nie idzie mi wybitnie. Ale się staram. Przynajmniej już umiem spakować się na kilkudniowy wyjazd, żeby zabrać tylko potrzebne rzeczy i ubrania i zmieścić się w małej torbie. Uznam to za sukces na miarę moich możliwości.
Generalnie nie kupuję też rzeczy, których nie potrzebuję na pewno. Bibelotów, filiżanek, kubków, kolejnych herbat, ozdóbek, biżuterii i tak dalej, i tak dalej. Nawet ze szminkami i kosmetykami się wstrzymuję z całych sił.
No same widzicie, TROCHĘ się staram.
Ale czasami mam ochotę odpuścić cały rozsądek i KUPIĆ. Tak hedonistycznie, tak bez sensu, tak zbędnie. Nie robię tego, ale mam ochotę. Postanowiłam zatem puścić wodze wyobraźni i zrobić to w tekście. Napisać o czymś to już prawie jak kupić…Everything you imagine is real…I tak dalej.
Powyobrażajcie sobie ze mną. Dołączam również pretensjonalne zdjęcia.
Kapcie
Czasami myślę, że kapcie to najlepszy pomysł świata. Takie luksusowe kapcie Ugg albo Emu, mięciutkie, cieplutkie i piękne. Różowe, a może kremowe, choć jeszcze ładne są szare…Wyobrażam sobie jak mi w nich wspaniale. W głębi duszy czuję już jak stąpam w nich, jakbym stąpała po chmurach.
A potem chodzę po domu w skarpetkach. Te zwykłe, góralskie kapcie, które noszę od wieków, zaginęły gdzieś, jeden w szafie, drugi pod łóżkiem. Chyba.
Piżama
Jak to piżama jest niepotrzebna?! – zapytacie.
Cóż. Nie śpię w piżamie. W tym roku spałam w piżamie może dwa razy, jak zrobiło się bardzo zimno. Ostatni raz nosiłam regularnie piżamy zapewne w okolicach studiów. Niemniej, ładna piżama to jest dobro luksusowe i kiedy widzę na przykład wzory Lunaby, niejednokrotnie nachodzi mnie ochota na piżamę. Żyją we mnie dwa wilki – jeden chce, drugi mówi “po co będziesz wydawać setki złotych lub dziesiątki funtów na coś, czego nie nosisz”.
Jednak oba wilki wyglądałyby super słitaśne w pięknych piżamkach…
Ładna walizka
Jak to ładna walizka jest niepotrzebna?! – zapytacie.
Od czasów pandemii wyjeżdżałam RAZ. Poza tym wciąż jestem operatorką wózka, więc nie ciągnę walizki. Bagażowym jest Ell. Po co zatem kupować śliczną walizkę, skoro i tak nikt mnie z nią nie zobaczy? Skoro Ell zarzuca na plecy wielką torbę i tak oto jedziemy na rodzinny weekend? Oczywiście, że nie ma sensu.
W tym roku mamy już zaplanowane wakacje, więc o ile nie będzie w Norwegii wojny, pandemii czy smoków, możliwe, że walizka stanie się rzeczywistością. Ale niczego sobie nie obiecuję, podchodzę do wakacji i walizek z dozą sceptycyzmu. Bo kto kilka lat temu wyobrażałby sobie pandemię i wojnę? Smoki przy tym nie wydają się zupełnie nierealne…
Oprócz ładnej walizki mam też ambicję posiadania idealnej torby na weekend. Oczywiście, taka torba nie istnieje, ponieważ jestem okropną bałaganiarą i w każdej zrobię, nie przymierzając, rozpierdziel.
Piękna kosmetyczka
Tak samo jak powyżej. Kosmetyczka to dobro wyjazdowe. Mało obecnie wyjeżdżam.
W domu trzymam kosmetyki na półkach i w szufladkach w łazience.
To też nie tak, że nie mam żadnej kosmetyczki. Mam cztery. Po prostu żadna nie jest piękna, idealna ani nawet godna uwagi. Każda jest za to przypadkowa, po kimś, otrzymana jako gratis.
Z piękną kosmetyczką jest jeszcze ten problem, że nie jestem do końca pewna jak wygląda. Czy minimalistycznie i hipstersko czy raczej na bogato, z haftami i boho wzorami.
Jeśli kiedyś się dowiem, może kupię kosmetyczkę.
Maska na oczy
Oczyma (hehe) wyobraźni widzę siebie ucinającą sobie drzemki z dzieckiem i maską na oczach. Ponieważ często nie jestem w stanie zasnąć w dzień. Musiałabym jednak mieć taką maskę zawsze pod ręką, ponieważ drzemka następuje na mnie. Tak, jestem patologiczną i nieporadną matką, która pozwala dziecku spać na sobie i ceni święty spokój wyżej niż odkładanie do łóżeczka lub trening snu. Trudno.
Biurko
Jeśli czytałaś tekst o tym jak pracuję, pamiętasz pewnie epopeję o braku biurka. Wciąż jednak wyobrażam sobie, że idealne biurko gdzieś na mnie czeka. Będzie zgrabne, śliczne, tylko moje i wcale nie będę zostawiać na nim śmieci, rachunków, listów z urzędu skarbowego ani innych paragonów. Będzie instagramowalne aż diabli. I kiedy do niego zasiądę, wcale nie będzie mi się od razu chciało spać, o nie. Poczuję przypływ weny i energii.
Ta. Yhy.
Zresztą, nawet gdybym to wszystko, albo cokolwiek, kupiła i miała, z pewnością bym poniszczyła, pobrudziła, wygniotła, zrobiła bałagan. Ale kto zabroni marzyć?
Macie rzeczy, które chcecie mieć, ale jednak nie na tyle, żeby je mieć?