Po intensywnym miesiącu w Polsce, z przyjemnością zafundowałam sobie spokojniejsze tygodnie w sierpniu. Do czasu, oczywiście, bo właśnie wróciliśmy z Norwegii. O wakacjach mam już gotowy cały tekst z pięknymi zdjęciami, zapraszam na dniach.
Wielkim wyzwaniem jest dla mnie obecnie odstawianie córki od piersi. Idzie mi prawie w ogóle. Czas zajrzeć ponownie do źródła wiedzy jakim jest Parentflix Magdy Komsty…To moje zadanie na najbliższe tygodnie i miesiące.
Z tego względu staram się spędzać czas bez niej, zwłaszcza w nocy. Dlatego też miałam okazję zobaczyć się z dwiema przyjaciółkami i celebrować kobiecą przyjaźń ogniskiem, spacerami po polach i śpiewaniem Pocahontas. Było cudownie. Jak zawsze u Julii.
Start podcastu
Nazywa się „Korespondencja z Londynu” i posłuchasz go TUTAJ.
Na pomysł wpadłam ponad rok temu. Z wykonaniem wyszło…jak zwykle. Pierwszy odcinek nagrałam w minionym październiku, ale przez wiele miesięcy nie dałam rady go zmontować. Nie żebym nie umiała, bo na studiach zajmowałam się montowaniem video, dźwięk to mniej roboty. Ale właśnie dlatego wiem ile to pracy i nie chciałam dodawać jej sobie, kiedy i tak mam ograniczony czas. Zleciłam więc sprawy techniczne Kasi z Shehelps i to był strzał w dziesiątkę. Bo stroną techniczną nie zajmuję się w ogóle. Ani montowaniem. Ani uploadowaniem. Tylko nagrywam, opisuję co i jak i leci w eter. Czysta przyjemność.
Dodatkowym wielkim bonusem był debiut, który doszedł do 40 pozycji wśród polskich podcastów na Spotify. Wiem, że debiuty mają bonus na start, ale i tak cieszę się bardzo i dziękuję Wam, uważam to za sukces i rewelacyjną motywację.
Kolejny odcinek już zaraz. Jest nagrany i będzie publikowany jutro.
Książki
W końcu odblokowałam się i powróciłam do bardziej regularnej lektury.
The Sleeper and the Spindle: Jedna z graficznych powieści Neila Gaimana. Retelling Królewny Śnieżki i Śpiącej Królewny. Jest to pozycja dla dzieci, w oczywisty sposób dla tych, które są obeznane z obiema baśniami. Mocno feministyczne przesłanie, trochę smutna atmosfera. Natomiast ilustracje…ilustracje są wykopane w kosmos.
Stuffocation: W Polsce przetłumaczone jako „Rzeczozmęczenie”. Książce poświęciłam cały tekst, który opublikuję już niedługo.
Wciąż jestem w trakcie: Gruba, Czuła Przewodniczka, Fast Fashion, Factfullness…
Filmy i seriale
Sandman: Zanim napiszę o samym serialu, muszę wspomnieć w prologu o tym, czym był dla mnie Sandman. Uważam go za najlepsze, co stworzył Neil Gaiman, a stworzył on naprawdę ważne dla mnie rzeczy. Pewnie dzięki niemu mieszkam w Londynie.
Sandmana czytałam ponad pół życia temu. Miałam 16-17 lat. Był to tekst kultury, który wpłynął na moje wartości, podejście do życia. I wygląd. Nosiłam na szyi wielki Ankh, zainspirowany moją ulubioną postacią z komiksu, Śmiercią.
Sandman jako komiks jest monumentalny, jest epicki, skomplikowany, mroczny, poetycki i popkulturowy jednocześnie.
Wobec serialu nie miałam żadnych oczekiwań. Uznałam, że nie może być zbliżony do oryginału, bo oryginał jest wybitny. Poza tym pojawiały się plotki, że do roli Morfeusza szykował się Joseph Gordon-Levitt, a ja nie przepadam za oglądaniem go na ekranie. Na szczęście obsadzono główną postać inaczej i chwała za to.
Myślałam, że obejrzę go, wzruszę ramionami i zapomnę. Lecz nie. Tak jak nie rozumiałam zachwytów “Dobrymi Omenami”, tak w Sandmanie się zakochałam. Jasne, mam zastrzeżenia, ale uchwycono, na tyle na ile się da z przeniesieniem komiksu na ekran, oniryczną, refleksyjną atmosferę. Moja ukochana scena, pojedynek Morfeusza z Lucyferem, robi wrażenie. Odcinek w dinerze był wybitny. Odcinek bonusowy z Kaliope był cudny.
Dla mnie bardzo dobra i przyjemna produkcja. A czasami nieprzyjemna, w dobry sposób. I chcę więcej.
Only murders in the building: Trójka przypadkowo dobranych mieszkańców nowojorskiego apartamentowca poszukuje morderców sąsiada, jednocześnie nagrywając podcast true crime. Sympatyczne i ma krótkie odcinki, idealny serial na rozluźnienie. Wciąga, ogląda się łatwo, polecam.
Przy okazji, krytykowano nominacje do nagród dla Martina Shorta i Steve’a Martina przy braku nominacji dla Seleny Gomez, która ma przecież równorzędną rolę. Uznano to za seksizm. I tak, ma równorzędną rolę. Ale mam wrażenie, że naprawdę rzuca się w oczy różnica doświadczenia zawodowego. Przy całej mojej niechęci do patriarchatu i gloryfikowania bogatych białych mężczyzn…Dziwnie mi z tym, ale jednak Martina Shorta uwielbiam od…przynajmniej dwudziestu lat…
Ród Smoka: Wszyscy wiedzą chyba, o czym jest serial. Nie będę zatem spolerować, podzielę się tylko wrażeniami. A wrażenia są…niespecjalne. Wizualnie jest ładnie, jasne. Smoki są najlepsze w telewizji jako takiej, jasne. Ale wieje nudą. Opowiadanie historii, zwłaszcza wizualnie w filmach, serialach czy na scenie, powinno opierać się w dużej mierze na zasadzie “show, don’t tell”. A tutaj wszystko wynika z dialogów. Poznajemy historię postaci z dialogów. Póki co obejrzałam dwa odcinki, ale nie czekam z zapartym tchem na kolejne.
Kulturalnie
Przebojem był dla mnie Obliteration Room Yayoi Kusamy w Tate Modern. To kolejna inicjatywa dla dzieci we współpracy z Uniqlo. Dzieci szalały, ale mnie samej też spodobało się tak bardzo, że poszłam dwa razy. Niestety instalacja jest już zdjęta, ale nie mogę doczekać się kolejnej oferty Tate Modern dla dzieci.
Blogowo
Znów nie pisałam dużo, w porównaniu do tego jak kiedyś potrafiłam publikować co dwa, trzy dni, bo wakacje dają po statach, a mnie to demotywuje. Wolałam działać na insta i cieszyć się własnymi wakacjami.
Dzieliłam się doświadczeniem kreatywności przy przyjmowaniu leków antydepresyjnych.
Rozważałam jak to jest spędzić noc bez dzieci.
Wąchałam perfumy pachnące śmiercią.
Myślałam o Gdańsku.
Znajdowałam wolność w rutynie.
Przedstawiłam szóstą odsłonę scen rodzinnych.
Świętowałam siódmą rocznicę ślubu tekstem o związku, jak co roku.
Linki
Wgląd w brytyjską politykę mieszkaniową połączy z wglądem w brytyjską politykę w ogóle. Ciekawy artykuł o wyprzedawaniu mieszkań socjalnych, który powinien zainteresować anglofili i osoby żyjące w Zjednoczonym Królestwie.
Dlaczego ludzie kończą z zainteresowaniem muzyką po trzydziestce? Z mojego punktu widzenia tym bardziej ciekawe, że jestem dokładnie w tym punkcie życia i zainteresowania muzyką, a kiedyś nie wyobrażałam sobie, jak można nie znać list przebojów, odkrywać nowych artystów i nie żyć melodiami. No cóż. Można.
Przepiękna i sensualna sesja zdjęciowa Lee Pace’a. Tu nie ma nic do dodania, trzeba patrzeć.
Myślę, że to będzie fajny miesiąc na blogu i nie tylko. Cmok.