Miasto ikona. Miasto marzenie. Miasto cel i miasto aspiracja. Zwłaszcza w naszych rodzimych rejonach geograficznych, Paryż jest swego rodzaju mekką. Stylu, kultury, po prostu życia.
Kiedy po raz pierwszy postawiłam stopę w mieście, miałam mało lat i głowę wypełnioną wizjami z Amelii i Moulin Rouge. Nie do końca spełniło oczekiwania, chociaż nie do końca zawiodło.
Wracałam wielokrotnie, za każdym razem odnajdując coś innego. Za każdym razem szukając czegoś innego i będąc inną. Wiem, banał. Tak, jak banałem jest medialny obraz Paryża…
A jednak jest w nim coś takiego, że nawet kiedy o nim zapominam, to w końcu powraca. “We’ll always have Paris”, więc musi być w nim jakaś magia, która od wieków przyciąga. Nawet jeśli to czarna magia. Dzisiaj myślę trochę o tej magii.
1
Nie jestem w stanie uwierzyć, że nie byłam w Paryżu od siedmiu lat.
Nie jestem w stanie uwierzyć, że pierwszy raz byłam w Paryżu dwadzieścia lat temu.
2
Był okres, że wyłączyłam w sobie miłość do tego miasta. Zaczynam w tej chwili czuć ją po raz kolejny. A może nie miłość, a pewien rodzaj tęsknoty. Za czymś, co zupełnie nie przystaje do ostatnich kilku lat mojego życia. Paryż nigdy nie będzie moim miejscem na Ziemi, ale jest jak bardzo fajny znajomy, którego lubię widzieć często i z którym znam się już na tyle, że możemy razem gapić się w sufit popijając drina. Romansu z tego nie będzie, ale fajnie się spotykać.
3
Jest w Paryżu coś nieokiełznanego.
Takie je ne sais quoi, które sprawia, że to miasto jest dla mnie bardziej straszne, bardziej groźne niż inne znane mi miasta. Z pewnością to kwestia znajomości języka. Londyn jest o wiele większy, ale ponieważ po angielsku mówię biegle na co dzień od kilkunastu lat, potencjalna groza się niweluje. Ale nie znam również niemieckiego, a niemieckie miasta nie wydają mi się niemal wcale groźne.
I gdyby ktoś chciał uderzyć w rasistowskie tony i oskarżać emigrantów, to cóż, wszystkie wymienione kraje mają ich dużo, więc nie, nie chodzi o to.
Klimat mojego Paryża (w sensie, jego wizji w mojej głowie i moich odczuć, gdy tam jestem) przypomina mi klimat mojego Lwowa. Zachwyt i strach na raz. Być może to lęk przed tym, co niby podobne do tego co znam, ale jednak nieco różne. A w tej różności zawiera się wszystko.
4
Metro jest jak układ nerwowy miasta. Jednocześnie je określa i tworzy jego tkankę. Metro w Paryżu jest zupełnie inne w charakterze niż to londyńskie. Jest mniej przyjazne, jest bardziej skomplikowane. Jednocześnie miejscami jest tak piękne, że zapiera dech w piersiach. Lub tak brzydkie, że wywołuje zgrozę. Można by pokusić się o niezwykle egzaltowane stwierdzenie, że te dwa różne systemy komunikacji oddają różnice we francuskiej i angielskiej duszy. Z jednej strony raptem “w porządku”, tak “OK”, bez rewelacji, ale stabilnie, z drugiej wielkie skoki intensywności i estetyki.
5
Matkobosko jak ja tęsknię za beaujolais nouveau!
6
Nie chcę być już w Paryżu turystką. Jedno z moich najmilszych wspomnień to gdy szukałam sukienki na galę w pracy i poszłam na te zakupy w Paryżu. Było listopadowe popołudnie, zrobiło się już zupełnie ciemno, a ja chodziłam po sklepach i wyszłam z piękną sukienką z różowej koronki. Z sieciówki, ale jednak “z Paryża”! Było to dla mnie bardziej romantyczne niż pływanie promem po Sekwanie.
Marzy mi się, żeby pojechać do Paryża i nie odwiedzić absolutnie żadnego z czołowych zabytków. Ba, jeszcze bardziej marzy mi się pojechać do Paryża PO COŚ. Pracować, w sensie. Moje najprzyjemniejsze wspomnienia dotyczą wieczornych spacerów, lekcji sushi czy zakupów na dziale kuchennym w Bon Marche. Oraz tych mojito pitych w kawiarni w XV dzielnicy.
Powiedzmy, że wiele moich marzeń jest sprzecznych z marzeniami moich dzieci i społecznej roli matki…
7
Zupełnie nie chce mi się jechać do Paryża z dziećmi.
Miasto kojarzy mi się z niezależnością i korzystaniem z uroków dorosłości. W ogóle nie mam ochoty przekonywać się na własnej skórze czy poruszanie się metrem z wózkiem jest wygodne czy nie, czy moje dzieci potrafią zachować się w paryskiej kawiarni i jak rozwydrzone są na tle francuskich rówieśników. Te wszystkie tematy po prostu zatruwają mi wizję Paryża.
Kiedyś powrócę. Może sama. Może we dwoje, gdy w końcu dzieci da się zostawić na noc z dziadkami lub ciocią. Może z koleżanką. Albo z córkami, kiedy będą już bardziej młodymi damami niż kartoflami grozy.
8
Miasta są zupełnie jak ludzie. Łapie się z nimi chemię lub nie. Nie potrafię zawsze obiektywnie wyjaśnić dlaczego w jednym miejscu czuję się dobrze, a w innym w ogóle.
Paryż mnie przeraża, owszem, nie widzę swojego życia w tym mieście, ale poza tym interesuje mnie, lubię go, czuję jego klimat, magię czy jak to inaczej nazwać. Czas spędzony w nim ma szczególny smak i urok. I latami wracałam. Wiele razy. Nie, nie widzę swojego życia w Paryżu, ale na pewno widzę się w Paryżu na kilka miesięcy.
Zupełnie nie czuję tego do wielu innych miast, które są uwielbiane za klimat czy piękno. Nie lubię za bardzo Rzymu, chociaż jest skończenie piękny. Nic mnie nie ujmuje w Barcelonie, chociaż jest ogólnie “fajnie”. Nie twierdzę, że to złe miejsca, bynajmniej. Po prostu niczego tam specjalnie nie czuję.
9
Ja wiem, że Francja to nie tylko Paryż i jest w niej dużo do zobaczenia, a jednak mój wewnętrzny mieszczuch ciągnie tam, a nie gdzie indziej. I nie chodzi tylko o wielkie miasta, bo ciągnie mnie do lasów i wzgórz i plaż nawet w samej Wielkiej Brytanii (i to bardzo), nie wspominając już o Skandynawii. Ba, marzy mi się wyjazd do Austrii, Szwajcarii czy Niemiec, nawet do USA, ale tylko w naturę. A Francja to w moim sercu jednak Paryż.
10
Siedziałam tak sobie i myślałam o Paryżu, aż pomyślałam…czemuż by nie pojechać tak, chociaż na jedną noc! Wsiąść rano w Eurostar na dworcu St Pancras i niecałe trzy godzinki później być w centrum miasta. Brzmi świetnie, prawda? Przecież dzieci wytrzymują noc beze mnie, przecież mogę, co może pójść nie tak? Czyż nie był to jeden z powodów, dlaczego zawsze chcę mieszkać blisko tego węzła komunikacyjnego?
A potem zdałam sobie sprawę, że mój kalendarz do końca roku jest wypełniony po brzegi i nie mam wolnego weekendu do końca stycznia. Nie wiem czy się chwalę, czy się żalę. Chyba jednak to drugie. Bo może i urodziny dzieci i inne święta czy wyprzedaż szafy są ok, ale nie są Paryżem.
Cóż, w tym roku się już nie spotkamy. Może w 2023 znów będziemy razem. Jednocześnie mnie to ekscytuje i…stresuje. Nie wiem, co powiem Paryżowi po takim czasie.