Pewną prawidłowością w moim życiu jest, że wiedzie mi się dobrze, kiedy światu wiedzie się źle. A kiedy ja przeżywam rzeczy łamiące i sprowadzające mnie do parteru, świat ma się zupełnie w porządku.
Ostatnie kilka lat nie rozpieszcza ludzkości. Oczywiście, trwająca niemal dwa lata pandemia. A ja sobie w tym czasie napisałam książkę i urodziłam drugie dziecko. Nie powiem, bywało ciężko, ale w dobrym znaczeniu. Ciężko z niemowlęciem, a nie ciężko z pracą i zdrowiem. 2022 przyniósł napaść Rosji na Ukrainę, co oprócz tragedii Ukraińców pociągnęło za sobą pogłębienie istniejących problemów ekonomicznych i położyło się długim cieniem na sytuację gospodarczą znakomitej większości Europy.(Nie chcę tutaj analizować szczegółowo sytuacji geopolitycznej, to o czym wspomnę w oczywisty sposób kręci się wokół miejsca na świecie, w którym mieszkam. Nie oznacza to, że inne są obiektywnie mniej ważne, ale są mniej ważne na co dzień DLA MNIE.)
A tymczasem u mnie…minął rok odkąd zaczęłam brać leki antydepresyjne. Przez ten rok ani razu nie myślałam, że wolałabym nie istnieć. Że chcę nie żyć. Umrzeć. Ani razu nie fantazjowałam o, tak, samobójstwie (nigdy nie podjęłabym kroków, ale fantazje w życiu miewałam). Nie pamiętam czy po okresie dzieciństwa, miałam kiedykolwiek podobny rok. Być może pod względem samopoczucia był to najlepszy rok wszech czasów? Rok, kiedy mogę zupełnie bez “ale” przyznać, że jestem szczęśliwa.
Nie mogę powiedzieć, że nie miałam bardziej przykrych momentów, że nie było żadnych stresów ani problemów, a rzeczywistość była tylko różowa. Ale wszystkie te sprawy były takie…codzienne, życiowe i przemijające. Dzieci ogólnie chowają się dobrze i są zdrowe. Chociaż nie zawojowaliśmy z Ellem świata, to mamy za co jeść, mamy za co jechać na wakacje, mamy życie przynajmniej wygodne. Mamy nawet jakieś delikatnie ekscytujące perspektywy na przyszłość, coś, do czego możemy dążyć, coś nad czym warto pracować. Może być lepiej, ale grzechem byłoby narzekać. Z książką były przesunięcia, były zmiany personalne i przekładanie terminów ze względu na sytuację na rynku. Ale z grubsza wszystko czego bym chciała, dzieje się, chociaż czasem powoli.
Dostałam brytyjskie obywatelstwo i po miesiącach problemów dostałam nawet i paszport.
Zaczęłam nagrywać podcast, który sprawia mi sporo satysfakcji.
Zaczęłam pisać opowiadania i nawet wysłałam jedno na konkurs.
Pojechaliśmy na moje wymarzone wakacje w Norwegii.
Dzieci są z grubsza zdrowe i rosną w tempie ekspresowym. Wszyscy jesteśmy z grubsza zdrowi i sprawni.
Tak, są sprawy, które mnie ambicjonalnie stresują. Nie udaję, że wszystko mi tu wychodzi, bo wcale tak nie jest. Denerwuję się jak pójdzie mi z książką, która ma mieć premierę za kilka miesięcy. Moja kariera w social mediach nie jest taka, jak bym chciała. Ale jest. To więcej niż może powiedzieć większość ludzi…A kiedy za bardzo martwię się wynikami, uciekam w eskapizm życia rodzinnego. Wyjścia do muzeum albo do kina z dziećmi. I mogę, mam kiedy, mam za co, mam z kim. Jeśli to nie jest dobre, to nie wiem co jest. Potrzeby z niższych poziomów piramidy Masłowa mam zapewnione, pracować muszę jedynie nad samym czubkiem.
Jeśli przyszły rok będzie taki jak ten, to będzie bardzo dobry. Ma jednak spory potencjał, żeby zostać rokiem bardziej ekscytującym. Pożyjemy, zobaczymy.
Z mojej strony jestem bardzo wdzięczna za to co mam. I życzę wszystkim, żeby byli bezpieczni, syci i wśród bliskich i mogli poczuć to samo.