Siadłam właśnie w fotelu z zamiarem napisania moich codziennych pięciuset słów. Bo nawyk to potęga, z nawyków i pracy rodzą się wspaniałe rzeczy. Jak książki. Jak moja książka. Kup tutaj. He he.
Przyznam jednak, że chociaż mam w tym momencie czas, bo córki zasnęły wykończone po kilkugodzinnym wyjściu do bawialni, to po prostu nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Niestety ja też byłam w tej bawialni i podnosiłam dziewczyny do drążka, na którym lubią dyndać. A potem podnosiłam inne dzieci, które ustawiły się w kolejce. Obecnie mój mózg dynda.
I myślę sobie, siedząc w tymże fotelu, ile rzeczy jednak nie udaje mi się i ile jest w rozsypce, na ile brakuje mi doby. Mój ebook o Londynie leży i kwiczy. Jak mała Orla, która właśnie się obudziła. A miałam mieć czas…Nic to. Idę ją polulać i wracam do pisania. Powieść w odcinkach też leży i kwiczy. Opowiadania zaczęłam trzy, ale skończyłam jedno. Kolejne skończyłam prawie, brakuje mu dwóch scen. Trzecie bardzo kwiczy. Powinnam pewnie postować częściej i bardziej strategicznie, powiązać wszystkie moje aktywności tematycznie, wyrabiać pozycję eksperta…A przede wszystkim przesyłać ofertę reklamową do agencji i potencjalnych klientów…
Powinnam zająć się dietą, bo przecież prawie skończyłam karmienie piersią, za kilka miesięcy, a może i tygodni, będzie po wszystkim i czas zadbać o figurę. Owszem, zajęłam się aktywnością fizyczną, ćwiczę regularnie, ale waga kwiczy.
No i dzieci, oczywiście. Odstawienie od piersi, pracowanie nad samodzielnym usypianiem i spaniem we własnym łóżeczku młodszej córki. Zajęcia baletowe lub gimnastyczne dla starszej, która zaczyna regularnie o nie prosić, poza tym ma predyspozycje. Jak ja kiedyś, tylko niczego z nimi nie zrobiłam…Tym razem nie powinnam powtarzać błędu…
Wszystko zawsze można zrobić lepiej. Zawsze można zrobić więcej. Każde przeszłe działanie mogło być podkręcone i przynieść lepsze efekty. Ze wszystkim co robię dzisiaj mogłabym przeć mocniej do przodu…Ale nie mogę. No nie mogę i już. Nie mogę się zmusić.
Rozsyłając propozycje wydawnicze odkryłam, że z moim wydawnictwem, z konkretną redaktorką z działu, pisałam już pięć lat temu. Tyle, że wtedy poroniłam i nie miałam w głowie pisania książki. Więc wtedy nie wyszła mi ani ciąża, ani książka. Dodatkowo całkowicie o tym zapomniałam, wyparłam z pamięci. Zupełnie jakbym miała traumę, nie?
Wiele z Was jest ze mną od dawien dawna i wie jak wygląda moja droga. Ale w najbliższych tygodniach i miesiącach będę podróżować, promować książkę, jeździć na wakacje i tak dalej i może przez chwilę będzie się wydawać, że jestem niemal człowiekiem sukcesu. A to dobra fala, która nadchodzi po pewnym okresie bez fal. Wcześniej było mniej fajnie i pewnie za jakiś czas znów będzie. Ot, życie. Nie chcę narzekać. Jestem bardzo dumna z tego co mi wychodzi i wdzięczna wszystkim, którzy mają w tym udział. Ale czasami tak po prostu jest. Nie mam wystarczająco siły, samozaparcia i czasu, żeby oddać się wszystkiemu co chciałabym robić tak intensywnie, aby stało się sukcesem. Albo w ogóle się stało czymkolwiek poza pomysłem. Przez wiele lat nie miałam w sobie zasobów na nagrywanie podcastu. A obecnie nie mam zasobów na to, żeby odcinki były dłuższe niż 40 minut czy żeby co dwa tygodnie miały formę rozmowy. Działam tak jak daję radę.
Piszę to zainspirowana Tekstualną, która po raz kolejny zaczyna od nowa. I mówi i pisze o tym otwarcie. I lubię to, bo w momentach, kiedy mnie nic nie szło, chciałam widzieć, że nie jestem sama, a niekoniecznie widziałam. Taka natura social mediów. Teraz jest nieco inna i nieco inny przekaz idzie w świat. I dobrze.
Nie zliczę ile razy uważałam, że skoro nie utrzymuję się z bloga, to po co mi on. Że skoro innym wychodzi, a mnie nie, to jestem niewystarczająco dobra. Ile razy nie doceniałam siebie, tego co mi się udawało i plułam sobie w brodę dlaczego nie umiem lepiej. A teraz wszystko jakoś się składa. Wiele rzeczy, które nie miały sensu, nabierają go. Moje priorytety są inne, chce być kim innym.
Mam przed sobą fajny, ekscytujący czas. Bardzo się z niego cieszę. Chwilami jestem z siebie szczerze dumna.
Jest to natomiast tylko czubek mojej góry lodowej. A pod powierzchnią jest mnóstwo zmęczenia, prania, frustracji, nieprzespanych nocy, niezrealizowanych pomysłów, zarzuconych projektów i innych rupieci.
Jak u Ciebie.