Piszę dużo od…hm. Odkąd pamiętam. Z pewnością odkąd założyłam mój pierwszy blog w 2004 roku. Było to jeszcze na blog.pl, które dawno nie istnieje. Mój mąż, który aktywnie komentował moje pierwsze teksty, wydrukował je potem w prezencie na któreś moje urodziny.
Zobaczcie co to za tomisko:
A to i tak nie było pierwsze podejście do pisania, co najwyżej pierwsze publiczne.
Ponieważ za moment wyjdzie moja powieść, mogę w końcu zabić syndrom oszusta i uznać, że coś o pisaniu wiem. Ktoś mi za nie zapłacił i ktoś je kupi. Ponieważ trwa również, i trwać będzie przez cały rok, wyzwanie 400 słów, chcę zarzucić garścią wskazówek jak pisać. Mogą pomóc. Być może już stosujecie i znacie i będziecie kiwać głowami. A może nie. Może macie swoje, lepsze sposoby. Koniecznie chcę je poznać.
A tymczasem, ja mogę poradzić:
Najważniejsze jest pierwsze zdanie
Nie, nie chodzi o jego jakość. Może to być cokolwiek. Na przykład stwierdzenie, że nie wie się o czym pisać. Albo rant na psie odchody na chodniku. Albo oda do zupy pomidorowej. Chodzi tylko o to, by zacząć. Nie wpatrywać się w pustą kartkę przed sobą czy otwartą stronę na ekranie. Sam pomysł na ten tekst przyszedł mi właśnie w ten sposób. Nie wiedziałam jak zacząć i napisałam pierwsze zdanie w tekście wprowadzające, którego kolejne akapity stworzyłam wcześniej.
Czy to znaczy, że zawsze jak napisze się cokolwiek, to nagle odkręcamy kurek z weną? Nie, nie zawsze. Ale bardzo często.
Zaczynając dzisiaj od tego pierwszego zdania, w dzień, kiedy jestem zmęczona i nie mam weny, napisałam już ponad czterysta słów. I wciąż przychodzą.
W pisaniu prozy często notuję kawałki scen, po to, żeby się rozpisać. Czasem wracam do nich dopiero długie miesiące później. To nie ma znaczenia.
Zatem pisz. O tym, jak Ci minął dzień. Jak się czujesz w związku ze wzrostem inflacji. Jakie emocje wywołuje w Tobie pluszowy jednorożec Twojej córki, spoglądający na Ciebie z szafki nocnej (to akurat u mnie, mam wrażenie, że figlarnie mnie podgląda, ale dobrze mu z guzikowych oczu patrzy). Cokolwiek. Byle odkręcić kranik.
Nawyk to złoto
Cóż, o to przede wszystkim chodzi w 400 słowach. O nawyk.
Wiem, że niektórzy nie chcą i nie lubią pisać codziennie. Uważam co prawda, że większości osób zrobi to najlepiej, ale nie wątpię, że są i osoby, które tego nie zdzierżą.
Grunt, to ustawić rutynę. Jeśli zadziała Ci 1000 słów co dwa dni, niech i tak będzie.
Znajdź swój styl
Znów, nie chodzi mi o styl literacki. Ten znajduje się w praniu.
Mam na myśli styl, który pozwala kończyć rzeczy.
Są osoby, którym świetnie idzie pisanie według ścisłego planu. Ja nie jestem taką osobą. Lubię robić dużo notatek, pisać kawałki ze środka, z końca, z różnych etapów, a potem zespalać je w całość. Próbowałam pisać według planu i zabijało to we mnie radość. Było nienaturalne. Przestałam się zmuszać.
Zachowanie odpowiednich procedur ma wielkie znaczenie w pewnych dziedzinach. Podczas operacji chirurgicznej albo przy locie samolotem. Kreatywność może być…no właśnie, kreatywna. Nikogo nie skrzywdzisz, jeśli swoją powieść zaczniesz od ostatniego zdania. Nikt nie musi nawet wiedzieć.
Zawsze zapisuj genialne pomysły, na które wpadasz przed snem
ZAWSZE.
Nie, rano jak się obudzisz, nie będziesz ich pamiętać. Gwarantuję Ci to. Tak samo gwarantuję, że będziesz sobie pluć w brodę.
Niegenialne pomysły, na które wpadasz w toalecie, pod prysznicem czy podczas zakupów w spożywczaku też zapisuj. Nigdy nie wiadomo, co dobrego może wyrosnąć ze średniego pomysłu po odpowiednim przetrawieniu go.
Udogodnienia są od tego, żeby z nich korzystać
Żyjemy w XXI wieku. Każdy ma w kieszeni prywatnego skrybę, który zanotuje co mu podyktuje jego pan i władca. Nie musimy oszczędzać na papier, nie musimy ostrzyć piór ani zamawiać atramentu. Nie musisz zatem szukać idealnego momentu na pisanie. To jest właśnie prokrastynacja, którą zwalczam. Proces twórczy może mieć miejsce w autobusie albo na placu zabaw. Nie musisz nawet w ogóle pisać – możesz dyktować.
Dlatego też…
Priorytety, priorytety…
Ostatnio napisał do mnie ktoś z pytaniem, ile czasu spędzam dziennie na pisaniu. Po dwóch latach czterystu słów spędzam mało czasu. W najgorszy dzień – godzinę. Zwykle 30-45 minut. Teraz piszę fragmenty w przerwie między pieczeniem z dziećmi ciasta i wyjściem na spacer. Terry Pratchett wymyślił metodę 400 słów, kiedy sam pracował na etacie. To jest absolutne minimum, wykonalne dla każdego. Sama zaczęłam w pandemii, kiedy dziecko nie miało żłobka.
Żeby być pisarzem, publicystą, blogerem, dziennikarzem, trzeba pisać. Nie ma innej drogi. Warsztat szkoli się w praktyce. Jeśli nie piszesz dużo, to nie będziesz szkolić warsztatu.
Czasami oznacza to, że nie idziesz się spotkać ze znajomymi lub nie oglądasz serialu. Czasami oznacza to, że tracisz trochę snu. Mnie się z tym łatwo pogodzić, bo od lat piszę blog. Czterysta słów to po prostu systematyzacja procesu. I wygospodarowanie czasu na duży projekt jakim jest książka.
Pamiętajmy jednak, że nie każdy musi pisać. Ludzie mają różne talenty i predyspozycje. I priorytety. Znam to z doświadczenia, bo sama lubię rysować, ale większość życia nie mam samozaparcia, czasu ani motywacji, żeby dużo ćwiczyć. I akceptuję, że to mój wybór. Za to piszę jak szalona.
Więc wybieraj swoje bitwy i swoje priorytety. Może wymiatasz w innej dziedzinie. To tak samo fajne i dobre, co jakieś tam 400 słów.
A może i nie wymiatasz, bo jesteś w momencie życia, kiedy musisz skupić się na czym innym. Są takie momenty. Nie namawiałabym na przykład na 400 słów świeżo upieczonej młodej mamy, albo osoby dochodzącej do zdrowia po operacji, i tak dalej.
Ale jeśli chcesz pisać, to nie masz wymówki. Terry Pratchett pisał po pracy na etacie. Stephen King też, na dodatek w komórce, z dzieckiem na kolanach (o czym opowiada w swojej autobiografii). Tak więc samo to, że ma się na głowie pracę i dom, rozbija się o doświadczenia osób, które mimo to pisały i piszą. Jeśli chcesz, znajdziesz sposób. Jeśli nie chcesz, znajdziesz wymówkę.
Znów, to nie jest krytyka Ciebie, tylko trzeźwe podejście do codziennych wyborów i priorytetów. Posiadanie innych priorytetów nie jest żadnym grzechem.
Ciekawostka: dzisiaj napisałam 400 słów w jakieś 25 minut. Bo tyle miałam. Pracuję w takich warunkach, jakie mam. Staram się wykorzystać je jak najlepiej. Poza tym, jak coś jest napisane, zawsze można to poprawić i zredagować!
Wyznacz własny wykonalny target
Pomysł: Być może Twoim targetem nie powinno być 400 słów, a właśnie 10/20/30 minut? Cokolwiek zadziała i wyrobi nawyk. Pierwszego dnia napiszesz w 20 minut 100 słów. Po dwóch tygodniach – może 400.
W tym wszystkim nie chodzi ogólnie o to, żeby znaleźć kolejny powód do samobiczowania się, tylko sposób, który się sprawdzi. To nie jest konkurs kto ile dziennie napisze i ile słów będzie mieć na koniec tygodnia, miesiąca czy roku. To tylko i wyłącznie narzędzie. A jeśli chwalę się jak dobrze mi idzie na instagramie czy w grupie, to tylko na zasadzie wzajemnej i własnej motywacji.
Pracuj z tym co masz
Są dni, kiedy nie mam wyboru i muszę pisać na kolanie, podglądając jednym okiem dzieci i to czy się nawzajem nie zabijają. Tak jest i już. Ale są dni, kiedy celebruję ten czas i wychodzę do kawiarni, z ułożonymi włosami i w fajnych ciuchach. Kiedy indziej znowu piszę zaraz przed treningiem, w ciuchach na siłownię.
Nie czekam na idealny moment i idealne warunki. Jeśli mogę wyjąć komputer, to jest to idealny moment. Czasami notuję w telefonie, chociaż to zwykle krótkie zdania. Ale wiem, że są i ludzie, którzy wystukują całe teksty w autobusie. Nie musisz tego robić, ale możesz.
Jasne, najmilej jest pisać przy instagramowalnym biureczku na pięknym krześle lub w hipsterskiej kawiarni. I cenię takie momenty. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Pisanie traktuję jako rzemiosło, nie romantyzuję go. To robota, którą trzeba odwalić. I tyle. Jak sprzątanie łazienki czy zmywanie naczyń. Mnie to podejście pomaga. Kiedy zabieram się za coś równie rutynowego i praktycznego co naczynia, odbieram umysłowi argument do prokrastynacji.
A jeśli Ty masz lepsze sposoby…To dawaj. Jestem bardzo ciekawa i może sama też skorzystam.