Ten tekst jest złożony z moich notatek i scenariusza do podcastu. Zdecydowałam się go opublikować, ponieważ nie wszyscy lubią (lub mogą) słuchać, a wiele osób interesuje temat biografii Księcia Harry’ego pt. „Ten Drugi”. . .Niemniej jest to powód specyficznej struktury i lekkiego braku składności, nie miał być tekstem, a pomocą przy nagraniu.
Nagrany odcinek, który zawiera więcej szczegółów i trwa czterdzieści minut, znajdziecie tutaj.
Są książki, które rozbudzają w człowieku radość czytania. Powieści Holly Black wciągam jak czekoladę i nie mogę się od nich oderwać. Nie jest to literatura piękna, ale za to duża przyjemność. Spare…nie jest taką książką. Ani w ogóle dobrą literaturą. Może w ogóle nie jest literaturą…
Są książki, które zabijają radość czytania. Prokrastynujesz, żeby nie spędzać czasu na lekturze. Dla mnie Spare było właśnie taką książką. Może nie przez cały czas, ale na pewno przez większość czasu.
Książka składa się z trzech części. Mniej więcej dzieciństwa, mniej więcej wczesnej kawalerskiej dorosłości i w końcu życia z miłością życia, Meghan Markle.
Pierwsza część wygląda jakby napisała ją egzaltowana licealistka. Pisałam blog odkąd miałam 14 lat i miał on nieco podobną formę…Krótkie urywane sceny z życia. I tak przez kolejne trzydzieści rozdziałów, w których jest naprawdę niewiele ciekawych informacji, ale za to dużo pretensjonalności. Nie rozumiałam, po co to czytam. Jedyne ciekawe informacje z pierwszej części to szyderstwo ze Spice Girls i refleksja odnośnie relacji, lub raczej jej braku, z księżniczką Małgorzatą. Tego widziałabym więcej, bo tu jest jakiekolwiek pole do głębszych rozważań odnośnie natury rodziny królewskiej…Ale głębszych rozważań nie ma.
Druga część interesuje mnie bardziej, opis wojny z perspektywy niecodziennego żołnierza. Wciąż w formie bloga nastolatki, chociaż piszemy o wojnie i zabijaniu. I tu są momenty niezwykle pretensjonalne. Harry nawet jak pisze o odnajdywaniu siebie i dorastaniu, musi wspomnieć, że zaliczył swoją dziewczynę. Naprawdę, domyśliłabym się jego seksu z Chelsy nawet gdyby nie zasugerował EJ SEKS Z CHELSY.
Przynajmniej jednak nie czuję się cały czas jakbym czytała za karę. Tylko większość. Ale nie cały. Jest to jakiś postęp.
Dwudziestu pięciu zabitych przez księcia na wojnie Talibów, z których prasa zrobiła skandal i kontrowersję, w kontekście rozdziału nie jest w ogóle kontrowersyjne. Harry wspomina o tym zastanawiając się nad tym jak w treningu wojskowym oddziela się śmierć od człowieka, jak dehumanizuje się obiekty ataku. I że to niezbędne, aby wykonywać zadania. Ale psychologicznie nie do końca w porządku, a w kontekście jego jako osoby z traumą i jego ogólnego odrętwienia emocjonalnego, to już w ogóle niezdrowe. Tyle. Książę nie śmieje się ani z wojny, ani z zabijania.
Trzecia część dotyczy ostatnich kilku lat i związku z Meghan. Jeśli widzieliście dokument Netflixa, to za dużo się tutaj nowego nie dowiecie. Bardziej wytyka winę pałacowym urzędnikom i po trochu macosze i ojcu. To tutaj William go popycha, a Kate robi lekkie fochy. W tym samym czasie on i Meghan są słodcy i pełni miłości.
To jest książka kierowana przede wszystkim do Amerykanów. Harry rozpływa się nad tym jacy są otwarci i szczerzy, w przeciwieństwie do pasywno-agresywnych Brytyjczyków, którzy ukrywają się za metaforami i niedopowiedzeniami. Tak, to jest różnica kulturowa. I tym kontekście rozumiemy jego wybór żony. I fajnie. To kwestia preferencji, ja się odnajduję w świecie Brytyjczyków lepiej niż w mentalności polskiej z jej wysokimi tonami i mesjanizmem, a mentalność amerykańska jest dla mnie zbyt inwazyjna. To nie jest wyścig, która jest najlepsza, tylko kto gdzie pasuje. Tyle. Rzeczywiście mam wrażenie, że Harry nie pasuje, a czasem może, że nie wie czego chce.
No dobrze, ale czy ta książka nie ma żadnych pozytywów? Ma. Widzę jeden zupełnie i całkowicie poważny, który muszę docenić, chociaż cała książka nie sprawiła mi żadnej przyjemności. Uprzywilejowany biały mężczyzna, książę, były żołnierz, a więc człowiek nauczony bycia twardym, mówi otwarcie o trudnościach z psychiką i potrzebie leczenia się. Potrzebie terapii. Jakkolwiek zła nie byłaby książka, to jest potrzebny temat. Jako kobiety mamy łatwiej z wyrażaniem naszych emocji, jest to społecznie usankcjonowane, “mamy prawo”. A problemy psychiczne nie wybierają. Mogą się zdarzyć każdemu. Mężczyznom ciężej się do nich przyznać i ciężej szukać pomocy.
Pokazuje, że kiedy przechodzi się terapię, bliscy często mają z tym problem. Co jest niestety dość uniwersalne.
Widzę w ogóle w konwersacji na moich kanałach społeczościowych trochę typowych punktów.
„Książka jest zła? A przecież on wydaje się spoko.”
Cóż, książka to utwór i jego jakość nie zależy od tego czy ktoś jest miły czy nie, tylko czy umie pisać czy nie. O ile zdaję sobie sprawę, że takie książki piszą ghostwriterzy, to jednak na podstawie narracji Harry’ego. W ogóle czuję często rozdźwięk między jego opowieścią, a sposobem doboru słów, który pokazuje, że są tu dwie osoby i to zgrzyta.
Osoby bardzo nie spoko piszą często rewelacyjne książki. A facet, z którym fajnie byłoby się napić piwa, jak książę, tworzą gnioty. Czy napiłabym się z nim piwa? Poszłabym z nim na kawę? Zaprosiła do domu na obiad albo ciasto? Jasne. Wydaje się miłym gościem. Czy chcę czytać dalej o jego życiu? Błagam, nie…
“Mnie się podoba.”
Cóż…osobisty gust nie jest tożsamy z jakością dzieła. Mnie się podobają i książki Holly Black i Tołstoj, a nie powiem, że są równie dobre, prawda? Oraz średnio podobają mi się filmy Wesa Andersona (rety, w końcu odważyłam się to głośno powiedzieć!), a nie powiem, że są złe.
Nie, nie twierdzę, że mam lepszy gust od Ciebie. Twierdzę, że oceniam książkę, a nie czy mi się podoba.
Chociaż owszem, nie bardzo.
Jakaś dziennikarzyna z Daily Mail wzywała do ukarania Harry’ego za upokorzenie korony i Brytyjczyków. Nie widzę jak niby to zrobił. Obnaża króla jako egoistę, Królową jako starszą panią nie panującą do końca nad dworem, dwór jako bandę walczących o wpływy osób. Pokazuje konflikt między rodzeństwem. Nihil novi. Family being a family. Royalty being a royalty.
I spoglądam z utęsknieniem na kolejne pozycje Holly Black, za które wezmę się jak tylko skończę “Spare”. I błagam, błagam, żeby żaden inny członek rodziny królewskiej nie wydawał już autobiografii. Przynajmniej nie przez następne kilka lat…