Luty to najgorszy miesiąc roku. Ale ten luty był ok. Nawet miły był.
Londyn nawiedziła Czajka. I jest jakaś magia internetu w tym, że nie widzisz kogoś pół roku, a czasem kilka lat (pamiętacie jeszcze pandemię?), a potem siadacie przy drinie i rozmawiacie jakbyście widywały się co tydzień. No magia.
W końcu i ja nawiedziłam Polskę.
Czy rano w dniu wyjazdu moje młodsze dziecko powitało dzień spektakularnym rzygiem? Czy cały dzień słabowało i marudziło? Czy zrzygało się na schodach, w taksówce i w samolocie?
To pytanie retoryczne. Wszyscy przeżyli. Było minęło. Jesteśmy silniejsi niż kiedykolwiek dotąd…
Fascynuje mnie też zależność, że to już drugi raz kiedy przyjeżdżam do Polski i z automatu robię się chora. Na co dzień w Londynie nie zdarza mi się to specjalnie często. Ba, rzadko choruję.
Po co przyjeżdżałam? Na ślub mamy. Niezapomniana ceremonia z nowodworską rurą wodociągową za oknem. W sumie to było miłe widzieć jak dynamika tych, którzy jeszcze zostali z naszej rodziny, wciąż ma w sobie ten odwieczny heheszek. Jak czekając na urzędniczkę, rozmawialiśmy głównie o tym co byśmy ukradli z sali ślubów i jak byśmy to przewieźli. Tak, wiem, brak klasy. Ale za to bardzo śmiesznie. Mąż mamy też heheszkował, więc pasuje.
W końcu trafiła mi w ręce moja własna książka. Jest niezwykle miła i przyjemna w macaniu. No fajnie jest wydana. Kupiłabym, gdyby nie fakt, że ją napisałam, więc dostanę kilka egzemplarzy.
Miałam też okazję czytać spływające recenzje od osób, które dostały prebooki od wydawnictwa. I były miłe. Oczywiście nie wiem czy nie jest tak w przypadku większości recenzentów ze związkami z wydawnictwami, bo może “nie wypada”. Weszłam nawet na Goodreads i lubimyczytać i nie było źle. Zakładam, że wkrótce przestanę tam wchodzić, bo Czytelników będą setki, a ja jestem jedna malutka i szkoda mi wydawać pieniędzy na terapeutę ze względu na recenzje…
I chociaż premiera ma miejsce 8 marca, Empik udostępnił już osobom kupującym w przedsprzedaży odbiór książki w salonie. I zaczęłam widzieć książkę w Waszych rękach. Więc moje nerwy są zszargane. Mam wielką nadzieję Was nie zawieść…
A jak jeszcze nie macie moich Elfów, to kupcie je tutaj 😉
Seriale i filmy
The Last of Us: Wydaje mi się, że jestem najbardziej zgorzkniałą osobą w internecie, bo nie płakałam na trzecim odcinku.
Nie kocham się też w Pedro Pascalu, więc coś musi być ze mną nie tak.
Sam serial o postapokaliptycznym świecie po pandemii grzyba, przemieniającego ludzi w zombie, ogląda się dobrze. Podoba mi się wizja upadłego społeczeństwa, wszystkie eksperymenty jak wyglądałoby społeczeństwo w ekstremalnych warunkach mnie interesują. Ogólnie – lubię. Kochać nie kocham, ale oglądam z przyjemnością.
Deathstalker II: Być może pamiętacie, mamy z mężem wspólną pasję do złych filmów sci-fi i fantasy z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Takich klasy B, a nawet Z.
Pierwsza część była poważnie bardzo zła. Druga część jest jeszcze gorsza, ale na innej zasadzie. Tak, jak złe są “Sharknado”.
Fabuła jest w skrócie taka sama jak poprzednio. Bohater na wzór Conana walczy ze złym czarownikiem, a wokół skąpo odziane cycate wojowniczki i inne księżniczki. Tym razem jednak aktorzy nie umieją nawet udawać, że traktują film na poważnie. Do oglądania ironicznego albo na imprezie idealne.
White Lotus: Bogaci ludzie robią głupie rzeczy w dziwnym hotelu na Hawajach. Naoglądałam się tyle memów i tyle razy internet się zachwycał, że w końcu włączyłam.
Jestem wciąż w trakcie, ale niezręczności i małe świństwa to zdecydowanie coś co mnie bawi i co lubię oglądać. Na ekranie, w fikcyjnej opowieści. Bo w życiu to wiadomo, wolę puchatość. Więc w ramach katharsis Biały Lotos mocno bawi.
You: Ładny morderca powraca z nowym sezonem, a ja z miejsca siadłam i zaczęłam go analizować pod względem londyńskości.
Lubię ten serial, bo jest ładny i emocjonujący.
Mam jednak kilka ale. Pierwsza część tego sezonu sprawia, że Joe jest jednak zbyt miłym facetem. Uwielbiam produkcje wprowadzające relatywizm moralny, ale o ile do tej pory kibicowaliśmy mu, chociaż był psychopatycznym mordercą, tak teraz kibicujemy mu, bo jest miły. A to nie jest ok.
Oglądam z przyjemnością, ale czuję zgrzyt.
Pamela – A Love Story: Kurczę, ta Pamela wydaje się być osobą, z którą byłoby fajnie się zaprzyjaźnić. Jest jakaś taka ludzka i bezpretensjonalna. Nie wydaje się bardzo gwiazdorzyć, nie wydaje się mieć odzywek diwy. Jeśli to tylko poza, być może jej wielki talent aktorski został zupełnie zmarnowany.
Physical – 100: Ogólnie nie jestem widzką reality show. Zwłaszcza takich o relacjach międzyludzkich, w ogóle mnie ten format nie interesuje. Za czasów pierwszego Big Brothera widziałam kilka odcinków, żeby wiedzieć o kim mówi się w szkole. Widziałam na studiach jeden odcinek “Keeping up with the Kardashians” i nie mogłam uwierzyć, że to nie parodia.
ALE…lubię programy reality bazujące na zadaniu. Jak Project Runway. Jest też brytyjskie show o makijażu, kiedyś było o fryzjerach. Kulinaria mnie nie interesują, ale moda – jak najbardziej. Tylko nie Top Model…
W każdym razie, wkręciliśmy się z Ellem totalnie w to przedziwne reality show. Z jednej strony pewnie dlatego, że sami trenujemy i ludzie z mięśniami są ciekawi. Z drugiej – to są ludzie z bardzo dużymi umiejętnościami, ciekawie patrzy się na to jak dany typ sylwetki sprawdza się w różnych konkurencjach.
No I te konkurencje są wykopane w kosmos…
Dobra, napisałam właśnie 150 słów na temat reality show, w którym umięśnieni ludzie z Korei robią dziwaczne zadania. Samo to jest chyba najlepszą rekomendacją.
Filmy i seriale z dziećmi
Skończyła się Era Roszpunki, weszliśmy w Erę Frozen II. Łezka się w oku kręci, bo byłam na tym filmie z roczną Ioną, która biegała po kinie i w ogóle nie oglądała filmu, za to ukochała sobie rząd K, cokolwiek w nim było (seans był tylko dla rodziców z małymi dziećmi).
Moc Księżniczek: Cztery przyjaciółki z owocowych królestw pomagają sobie w tarapatach. Uwaga, jedna ma tatów gejów, jedna ma samotną mamę, jedna ma ciemną skórę i tak dalej. To znaczy ja uważam, że to wspaniale. Produkcja Netflixa ma wszystkie znamiona kreskówki, która będzie próbowała sprzedawać mnóstwo gadżetów. Ostrzegam – niestety ich nie sprzedaje. A niestety, ponieważ moje dziecko zakochało się i pragnie bransoletek jak księżniczki. Więc babcia musiała robić ją sama z brzęczącego breloczka. Dobrze, że byłyśmy u babci, bo ja nie mam zdolności konstrukcyjnych…
Książki
Las na Granicy Światów: Pragnę zaprotestować przeciwko okrucieństwu Holly Black, ponieważ bohaterka ma we wspomnieniach psa, który nazywa się tak jak moja najukochańsza suczka, która umarła 10 lat temu, a którą wychowałam od szczeniątka ze schroniska. I mi łzy płyną do oczu. Więc protestuję.
Mam wrażenie, że w wielu miejscach ta książka nie jest aż tak bardzo różna od trylogii o Cardanie i Jude, ale nie jest to wada. Bo ten świat bawi na tyle, że mogę czytać odgałęzienia tej samej historii i wariacje na temat podobnych scen.
Znów mamy dzielną dziewczynę w wieku nastoletnim, która walczy mieczem i lgną do niej elfy. Znów mamy magię i nieco krwi i potwory. Troszkę inna sceneria, ale klimat Holly Black ten sam. To książka bardziej dla fanów Black niż mniej, bo ci będą mieć z tej książki więcej przyjemności. Ja miałam. Jakbym zjadła całe pudełko lodów.
Obecnie czytam Kosiarzy, jestem w drugiej połowie, ale jeszcze za wcześnie na recenzję.
Książki z dziećmi
Od wydawnictwa Wilga dostaliśmy historię o Mikusiu w przedszkolu. Opowieść jest prościutka i nadaje się dla naprawdę małych dzieci. Kreska jest przyjazna, a dodatkową atrakcją są przycisku wydające dźwięki. Dla mnie te dźwięki są sympatycznie i niemęczące. Ba, nawet mój mąż, krytykant wszystkiego, stwierdził, że to jest urocza lektura, a odgłosy są dobrane i przemyślane. Ogólnie książka przyjęła się od razu między 4-latką i 2-latką. Nie wiem czy kupiłabym ją specjalnie dla starszej córki, bo może jest nieco duża, ale dla młodszej – totalnie.
Dziewczyny pokochały też od razu książkę Dagmary Sen pod tytułem “Mam Pomysł”. Dostałam ją w prezencie, ponieważ Dagmara jest moją Czytelniczką. Na dodatek książka będzie mieć premierę tego samego dnia co moja!
Prezent prezentem, ale w stosie innych propozycji, obie córki przynoszą tę książkę i chcą ją czytać. Nawet się o nią kłócą! Zakładam, że to zasługa prostego, bezpretensjonalnego tekstu i przyjemnych ilustracji, które są estetyczne, ale bez zbytnich kombinacji.
Książka jest totalnie sympatyczna i polecam ją, pewnie nieco starsze dzieci skorzystają z niej bardziej, ale już spędzamy z nią miłe chwile.
Blogowo
Szukałam w macierzyństwie elementów rozwoju osobistego.
Podzieliłam się notatkami odnośnie książki “Ten Drugi”.
Zastanawiałam się dlaczego od wieków kręcą nas elfy.
Po raz dziesiąty dzieliłam się scenami rodzinnymi.
Podsumowałam dwadzieścia lat związku.
Wspominałam wakacje z dziećmi.
Zestawiałam wyobrażenia o byciu autorką z rzeczywistością.
Podcast
W końcu zrecenzowałam autobiografię księcia Harry’ego.
Zrzymałam się na system opieki nad dziećmi.
Opowiadałam o Shamimie Begum i Nicoli Sturgeon, czyli o dwóch kobietach, które były w lutym na ustach Brytyjczyków.
Zakupy
Do tej pory miałam bluzę Marsala, którą uważałam za najlepszą na świecie. I jest bardzo dobra. Lepsza niż większość bluz.
Za poleceniem mojej trenerki kupiłam Warsaw Saints i OLABOGA to jest najlepsza bluza na świecie. Długa. Bardzo ciepła. Mięsista.
Chcę drugą. Chcę nosić tylko te bluzy.
Marzec będzie…będzie wszystkim. Będzie premiera, wywiady, sława i spotkania z Wami. Będą urodziny. Będzie się działo.
Trzymajcie kciuki i do zobaczenia.