downtonabbey
Picture of Riennahera

Riennahera

Downton Abbey – warto czy nie warto oglądać?

Ten tekst to notatki do podcastu, pisany jako częściowy scenariusz do nagrania. Pewne sprawy przedstawione są nieco szerzej w odcinku, którego można posłuchać na spotify.

Pomysł na dzisiejszy podcast wziął się z serii Q&A na instagramie i dziękuję bardzo za sugestię.

Kiedy włączyłam po raz pierwszy odcinek Downton Abbey, w 2010 albo 2011 roku, wpadłam jak śliwka w kompot. Jak wielu z nas. Świetna obsada, estetyczne wnętrza, kostiumy, wydumane problemy wyższych sfer i wiernie ich wspierający służący – czego tu nie lubić? Cięte teksty granej przez Maggie Smith wdowy Grantham rządziły internetem. Oglądałam z otwartymi ustami świąteczny odcinek, w którym zginął Matthew i po którym życie już nie było takie samo. Z biegiem lat serial tracił na jakości scenariuszowo, ale jeszcze jarał. Poszłam jeszcze nawet na film, z sentymentu, chociaż był dość słaby jako film. Jako odcinek specjalny serialu – bardziej dawał radę.

Teraz sama jestem babcią, jak Lady Violet, i cóż…nie mogę powiedzieć, żeby mnie wciąż jarał.
Bo sęk w tym, że o ile sprzedawano Downton Abbey jako estetyczny bajkowy eskapizm, to nie jest niewinna bajce.

Każdy film jest polityczny.


Każdy serial również.
Odwołuję się tutaj do eseju Comolliego i Narboniego z Cahiers du Cinema.
Byli sobie kiedyś tacy panowie, Comolli i Narboni, którzy w bardzo znanym filmowym czasopiśmie Cahiers du cinéma zaryzykowali tezę, że każdy film jest polityczny.
To, że ktoś napisał, nakręcił, narysował, nagrał coś w taki, a nie inny sposób, jest wyrażeniem sumy poglądów, przekonań i wierzeń, które pochodzą z konkretnych systemów wartości.
Każdy tekst powstaje w rzeczywistości politycznej.
Wyraża wizję, serwuje zestaw wartości.
Jeśli ciężko to zrozumieć, to pomyślcie o filmach powstających w różnych epokach i w różnych krajach. Będą inaczej ukazywać rodzinę, romantyczne związki, inaczej podejdą do wielu zagadnień, bo różne kultury inaczej postrzegają życie i mają inne wartości.Nawet w obrębie filmów Disneya, które w dużym stopniu są ekspresją imperialistycznego kapitalizmu, narracja zmienia się od czasów Kopciuszka do czasów np. “Frozen”.

To tak ogólnie o tekstach kultury. Przy czym “Downton Abbey” jest akurat bardzo konkretnie polityczne. Mamy tutaj opowieść o klasie rządzącej. Z perspektywy chociażby kontynentalnej Europy szlachta to już wspomnienie, ale ta klasa do dzisiaj istnieje w Wielkiej Brytanii i do dzisiaj rządzi. I tutaj leży pies pogrzebany. Twórca serialu, Lord Julian Fellows zasiada w Izbie Lordów z ramienia Torysów. Ciężko o bardziej upolitycznioną funkcję.

I ten oto człowiek snuje nam wizję stosunków klasy rządzącej z ich służbą. Stosunków głównie ciepłych, choć oczywiście nie bez napięć. Melodramatyczny kontekst, estetyka i jasny podział na dobrych i złych (a nasza dobra arystokracja w postaci rodziny Crawleyów zawsze staje po stronie dobra) sprawiają, że mamy tu rys bajkowości, która jak najbardziej nadaje się na comfort watch. Tylko po kilkunastu latach rządów partii konserwatywnej, która ustanawia prawa sprzyjające najbogatszym, to nie jest taki komfortowy watch.

Wiedzę o stosunkach społecznych między klasami i między feudalnymi pracodawcami i ludem pracującym lepiej czerpać ze wszystkich innych źródeł niż seriale. A przynajmniej ten serial.
Jest taki serial “The Mill”, który o wiele lepiej oddaje realia. Na przykład owsianka dawana w brudne ręce na lunch i przywiązanie dzieci z domów pracy do darmowej pracy na całe lata. Brzmi mniej romantycznie, prawda?
Jest taki film “Peterloo”, który rzetelniej pokazuje, jak klasa wyższa kochała swoich pracowników. I jak wypuszczono na protestujących kawalerię, a po śmierci 18 protestujących zabito opowieść w ówczesnej prasie (stąd wziął się Guardian, założy przez świadka wydarzenia).

Służące w Downton Abbey są czyste, odżywione, szczęśliwe. Miewają może wyższe aspiracje, miewają rozterki ambicjonalne, ale przecież źle im nie jest, a praca jest cnotą, przyjmują ją z pokorą. Mam nadzieję, że coś zaczyna Wam już zgrzytać.

Służący odnoszą się do siebie nawzajem z odpowiednim szacunkiem, co najwyżej się nie lubią i dokuczają sobie, a nad wszystkim trzyma pieczę czcigodny lokaj. Kiedy Anna zostaje zgwałcona, to tragedia, skandal, oburzenie, odcinek nas traumatyzuje i zaburza dotychczas stosunkowo idylliczną atmosferę. Szkoda tylko, że to raczej było normą niż wyjątkiem.

Nieco o Julianie Fellowesie. Pochodzi z rodziny właścicieli ziemskich, jego ojciec był dyplomatą w Egipcie. Nie, to nie są sfery lordowskie, ale są to wyższe sfery.
Jego żona była damą dworu księżnej Kent. Motyw z Downton Abbey i dziedziczeniem tytułu pochodzi bezpośrednio z jej życia, nie mogła odziedziczyć tytułu hrabiowskiego wuja i przepadł.
Dodajmy, że redagowała scenariusz.

No i jakby…co w tym złego?


Kiedy 1% społeczeństwa pisze historie o sobie i o tym jak traktuje swoich podwładnych, to trochę jak poleganie na przekazach Rzymian dotyczących ludów germańskich, z którymi walczyli. Powiedzmy, że są przynajmniej nieobiektywne. Ale to rozrywka! Powiecie. Tak i nie. Ciężko mi uznać to za niewinną rozrywkę. Jeśli potraktujemy to jako opowieść klasy wyższej o sobie – w porządku. Ale to jest jak najbardziej ideologiczna i polityczna opowieść.

James McAvoy i Christopher Ecclestone mówią otwarcie jak ciężko byłoby im teraz zostać aktorami, bo śmietanka brytyjskiego aktorstwa to obecnie absolwencie Oxfordu i Cambridge. W Downton Abbey nawet służąca grana jest przez prawdziwa arystokratkę z zamkiem.

Downton Abbey to taka opowieść jakby Trump nakręcił Gossip Girl, albo jak PiSowska telewizja. Po latach radykalnych cięć wydatków socjalnych, po przewałach pieniędzy podczas pandemii i jednemu prawu dla plebsu a innemu dla partii rządzącej, powiedzmy, że czar bajkowej opowieści o szlachcie wydaje mi się mało czarujący.

Pamietajmy, Fellowes reprezentuje partię, która przeprowadziła Brexit, w której interesie jest dezintegracja praw pracowniczych. Wg Guardiana w pierwszych siedmiu latach rządów torysów gig economy zwiększyła się o 70%.
W tym świetle opowieść o czarujących arystokratach i ich wspaniałych relacjach z służba zakrawa o propagandę. Nie, nie posądzam Fellowesa o perfidne wymyślanie propagandowych dzieł mających zniewolić umysły społeczeństwa. Ale posądzam go o snucie baśni, która zawiera elementy fantastyczne przedstawiające w jak najlepszym świetle to czym żyje on i na czym jemu zależy. I uważam, że nasze interesy są sprzeczne.

Nie zabraniam oczywiście nikomu oglądać, ani nie każę znienawidzić serialu. Warto znać kontekst polityczny. Dla mnie Downton Abbey jest jak Przyjaciele. W swoim czasie lubiłam, dużo oglądałam i sprawiało mi radość. A teraz z niego wyrosłam.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top