Jestem absolutną tatuażową nowicjuszką i nie mam tutaj na celu żadnego wymądrzania się w temacie.
To jedynie garść refleksji.
1
Chciałam mieć tatuaż odkąd miałam dziewięć lat i zostałam wielką fanką Spice Girls. Wiedziałam dokładnie jaki i gdzie ma tatuaż każda z nich i to, że sama też bym chciała mieć, było oczywiste. Chociaż nie chciałam go najbardziej na świecie. Tak po prostu, chciałam.
Potem wydarzyło się życie.
Mama by mi nie pozwoliła, a ja nie chciałam się kłócić, miałam większe tematy do kłótni (na przykład wyjazd na studia do innego kraju…). Na studiach nie miałam pieniędzy na takie zbytki jak wakacje gdziekolwiek indziej niż w Polsce w domu rodzinnym czy tatuaże. Potem wszystko było zawsze jakoś ważniejsze i ten tatuaż nigdy nie był na pierwszym planie.
I właściwie to można by wtedy uznać, że tak naprawdę nie chcę tatuaży. Ale pomyślałam sobie, wynosząc gorzką lekcję z mojej terapii, że może przez lata wytrenowałam się w wierze, że mi nie wolno, nie zasługuję i tak dalej, a najlepiej to żebym się nie odzywała i była grzeczna. W wielu tematach się tak wytrenowałam.
Po czym uznałam, że nie chcę tak żyć.
2
Potem myślałam, że mam niski próg bólu i to na pewno straszne. Ale to nieprawda. Mam wysoki próg bólu. Znowu wmówiłam sobie coś, co mnie upupiało. Chciałam zatem spróbować jak to boli.
Pewnych rzeczy musiałam doświadczyć na własnej skórze, żeby móc autorytarnie oświadczyć, że:
- poród boi jak cholera, niemal nie do zniesienia, ale jednak da się znieść
- da się robić mnóstwo rzeczy jako matka i dziecko nie jest wymówką, jeśli chce się je robić i…ma w domu ogarniętego partnera
- tatuaż…trochę boli, ale wolę tatuaż niż ból zęba albo poród, albo nawet użądlenie osy, no i to taki ból, podczas którego mogę czytać książkę, chwilami tylko coś piecze i szczypie
3
Przez wiele lat myślałam, że to jednak nie dla mnie, po tym jak ktoś powiedział, że tatuaże są takim ornamentem klasy robotniczej i nikt na poziomie sobie ich nie robi. A jak widzi kobietę z tatuażem, to od razu przestaje go pociągać.
Nie wiem czemu w ogóle go słuchałam, bo historycznie tatuaże miały osoby z najróżniejszych środowisk i o najróżniejszych życiach i poglądach. A poza tym „klasa robotnicza” to nie jest jakaś obelga. Jeśli dla kogoś jest, ten ktoś jest bucem. I w ogóle dlaczego obchodziła mnie opinia osoby, której w ogóle nie szanowałam, ze względu na nielegalne działania chociażby.
Zresztą, zdążyła już umrzeć. Przedwcześnie. Na serce. Z powodu niezbyt zdrowego stylu życia. Cóż…Nigdy zatem nie dowiemy się co sądzi o moim tatuażu.
4
Kiedy dałam już sobie pozwolenie, nadszedł kolejny problem. Jaki wybrać wzór?
Myślałam o Aurynie z Niekończącej się Opowieści, ale potem znalazłam tatuaże z Aurynem i w ogóle mi się nie podobały. Rozważałam też: jednorożca, trójkąt, galaktykę, jelenia z Wilton Diptych.
I zawsze mnie coś powstrzymywało. Czy ten wzór wyraża całość mnie w najlepszy możliwy sposób?
5
Moja przyjaciółka wybiła mi w końcu z głowy szukanie wyższego sensu w tatuażu. Stwierdziła, że jesteśmy pokoleniem, któremu wmawiano, że tatuaż nie może być po prostu ładny, a jak najbardziej, może. I żeby po prostu to zrobić.
No i zrobiłam.
6
Mam kwiatki. Banalne, bez wielkiej filozofii. Dlatego, że estetycznie wyglądają. Polne, bo polne, pospolite kwiaty są dla mnie najbardziej urocze. Tyle. Nie wiem czy mnie w ogóle wyrażają. Ale są ładne i lubię niebieski kolor.
7
Bałam się, że tatuaż mi się znudzi. Że nie będę mogła po jakimś czasie na niego patrzeć. Właściwie nie wiem dlaczego się tego bałam. Mam tego samego faceta od dwudziestu lat. Prowadzę tego bloga od piętnastu. Czym wobec takich zobowiązań są kwiatki na łapie?
8
Wydaje mi się, że mam więcej znajomych z tatuażami niż bez.
9
Wspomniana w punkcie trzecim osoba twierdziła, że ludzie na poziomie nie tatuują się, bo wolą inwestować w swoje umiejętności i edukację niż ozdabiać ciało. To jest dla prostych osób.
Cóż, oznaczałoby to, że każdy kto się odchudza, trenuje, robi operacje plastyczne, maluje paznokcie czy farbuje włosy jest prosty.
Skończyłam studia magisterskie, różne szkolenia i kursy, wydałam książkę…kurde, no w tej całej inwestycji w umiejętności i edukację, chciałam sobie, pardon my French, pierdolnąć ładne kwiatki.
Matka Churchilla była lady, a też miała tatuaż.
10
Podobno jeśli raz się zacznie, to się już nie przestanie. Na razie nie wiem. Nie mam dalszych wizji. Może nadejdą. Może nie.
Trzymam w notatniku zapas tekstów. Publikuję je, kiedy “czuję”, że to czas na dany temat. Napisałam punkt 10 kilka tygodni temu. A dzisiaj już mam dalsze wizje. Nie spieszy mi się do ich realizacji, ale wizje istnieją. Kiedyś pewnie się zmaterializują.
Dawajcie swoje tatuaże.