Dwa lata temu w lipcu dostałam receptę na leki.
Napisałam do lekarki z prośbą o receptę, ponieważ na dźwięk krzyku niemowlęcia miałam ochotę płakać, rzucać kurwami i kopnąć wózek. Czego oczywiście nie robiłam, ale miałam ochotę. A potem było mi źle z tym, że miałam ochotę. A potem, z tym, że znowu krzyczy. Miałam też ochotę schować się przed światem, bo byłam tak obleśna, brzydka, gruba i najgorsza. I chociaż wszystko w moim życiu układało się po mojej myśli – miałam super męża, którego podziwiałam, miałam zdrowe i słodkie dzieci oraz stabilną sytuację ekonomiczną, wciąż czułam ścisk w żołądku i że jestem najgorsza.
Po pierwszym dziecku ktoś też powinien zauważyć, że dobrze byłoby mi dać leki. Kiedy dostawałam nudności na dźwięk dziecięcego płaczu. Kiedy czułam się bezsilna i beznadziejna, chociaż racjonalnie wiedziałam, że to nieprawda.
Ktoś powinien był zauważyć, że przydałyby mi się leki kiedy nie mogłam spać ze stresu, że ktoś włamie się do mieszkania. Kiedy bałam się zgasić światło.
Wiele razy w życiu moje samopoczucie wskazywało, że lepiej by mi było na lekach. Lepiej późno, niż wcale…
Mam misję przekonania ludzi, żeby się leczyli z depresji
Czy każdy z epizodami depresyjnymi potrzebuje leków? Nie wiem. Nie jestem lekarzem. Czy każdy z epizodami depresyjnymi poczuje się lepiej na lekach? Nie wiem, nie jestem lekarzem.
Wiem jednak, że każdy, kto ma problemy z samopoczuciem i psychiką, powinien iść do lekarza. Tak, może się zdarzyć, że lekarz będzie niekompetentny i niepomocny. Wtedy powinno się znaleźć innego lekarza, który będzie lepszy.
I tak, wiem, że w małych miejscowościach jest z tym ciężej, a jak chodzi się prywatnie, to kosztuje. I tak dalej. I nie bagatelizuję tego. Wiem też niestety, że jeśli nie zadbasz o swoje zdrowie psychiczne, nie zawalczysz o nie, czasami mimo wielkich trudności, to nikt inny prawdopodobnie tego nie zrobi. Z wielu powodów. Po pierwsze, to widać mniej niż złamanie ręki czy oparzenie. Często zresztą same nie mówimy, że coś jest nie ok. Poza tym, dla wielu osób może być wcale niekorzystne, żebyśmy się zmieniały.
A zaręczam, że po depresji, życie bez epizodów depresyjnych to totalny kosmos. Od dwóch lat czuję, jakbym z podziemnych labiryntów wyszła na słońce.
Depresja zawsze będzie częścią mnie
Wiem, że muszę obserwować się i uważać na nastroje. Wiem, że może się kiedyś pogorszyć, dlatego staram się jak mogę nie dać chorobie możliwości wejścia.Nie mam obecnie potrzeby zejścia z leków. Może za jakiś czas będę mieć.
Nie wmawiam sobie, że jestem już na zawsze zdrowa i wyleczona.
Depresja jest moim “ciemnym pasażerem”, tak jak morderca Dexter miał swojego dark passengera, który kazał mu zabijać. Mój pasażer kazał mi chcieć umrzeć. Nie aktywnie, ale dobijał mnie regularnie i z sukcesem. Zabierał radość życia, chociaż miałam z czego się cieszyć.
Tak, miewam gorsze dni, kiedy czuję się przytłoczona. Ale to tylko dni. Od prawie dwóch lat w ogóle nie myślę już o tym, że nie chcę żyć. Czasem chowam się pod kocem. Czasem wyładowuje złość na siłowni. Czasem mam wszystkich dość, nawet siebie. Ale nie chcę umrzeć. Nie chcę nawet nie żyć. Albo nie istnieć. Jestem stosunkowo zadowolona z codzienności i całkiem szczęśliwa. Mam siłę cieszyć się. Przynajmniej po pierwszej kawie, bo przed kawą, to wiadomo jak jest.
Jeśli to nie jest dobre, to nie wiem co jest.
Nie ukrywam, że poprawa samopoczucia na co dzień jest zabójcza dla mojej marki osobistej. Nie tylko pisanie o byciu zadowoloną klika się gorzej niż pisanie o nieszczęściu, ale straciłam też pretensje do bycia największą malkontentką internetów. Nawet zaczęłam uśmiechać się na zdjęciach! Na szczęście nie na wszystkich…