Jesteśmy stworzeni przez popkulturę. Wielu z nas chciałoby być tworzonymi tylko i wyłącznie przez Ą i Ę kulturę wysoką, ale to pretensjonalne wyparcie. Nie ma co się wstydzić. Nie ma co udawać. Kształtowały mnie “Gwiezdne Wojny” i “Park Jurajski”. Kształtowały mnie Kucyki Pony, Czarodziejka z Księżyca i Troskliwe Misie. Sapkowski i Gaiman. Piosenki Spice Girls i Red Hot Chilli Peppers. Mickiewicz, Tołstoj i inne dziady też, Chopin i Mozart się przydarzali, ale czyż nie są oni po prostu kulturą popularną swojej epoki?
W końcu, kształtowały mnie seriale. Kiedy teściowa mówi, że nie oglądała we wczesnych latach dziewięćdziesiątych “Dynastii”, to ja mam moment zwątpienia w sens istnienia, bo co było wtedy innego do oglądania? Kiedy twierdzi, że wolała czytać książki, zastanawiam się czy ma na myśli lata dziewięćdziesiąte XX czy XIX wieku.
Pierwszym dorosłym serialem życia było dla mnie “Z Archiwum X”. Drugim – na pewno „Ally McBeal”. O ile Mulder i Scully to wciąż część dzieciństwa, przedstawiona w serialu wizja pracy w FBI jest tak wiarygodna jak „Park Jurajski”, o tyle „Ally McBeal” to serial mojego dorastania. Identyfikowałam się z Ally. Przeżywałam jej miłosne dramaty. Chciałam być jak ona. Ubierać się jak ona. Chciałam mieć włosy jak Georgia. Chociaż obecnie jej fryzura jest antytezą tego jak chciałabym wyglądać…Ech, te lata dziewięćdziesiąte.
Kiedy odkryłam wszystkie sezony dostępne na Amazon Prime, postanowiłam wejść z powrotem do magicznego świata prawników z Bostonu. Bo choć bardziej zbliżony jest do rzeczywistości niż “Z Archiwum X”, to wciąż cool wizja pracy, gdzie tylko mówi się o długich godzinach, a oglądamy siedzenie w barze. Chciałam zobaczyć jak serial przetrwał próbę czasu. Czy będę się śmiać jak mogłam oglądać coś tak obciachowego czy też dalej będzie mnie wzruszał.
Pod wieloma względami tekst kultury sprzed dwudziestu lat jest skansenem. Ciężko, żeby było inaczej. Moda serialu była wprawdzie dość neutralna, a Callista Flockhart jest tak szczupła, że niemal wszystko wygląda na niej dobrze, ale i tak zdarzają się stylizacje, na widok których mnie jest niezręcznie, a Ell się krzywi. Niektóre garsonki należałoby spalić. Pościel Billy’ego i Georgii należałoby spalić. Podobnie jak jej nocną koszulę. Moja świętej pamięci siedemdziesięciosześcioletnia babcia miała podobny styl…
Mam 36 lat i wciąż czuję, że to jest serial o ludziach mentalnie starszych ode mnie. Chociaż są niby młodsi. Ally rozpacza z powodu 28 urodzin i twierdzi, że 30stka to koniec życia. Nawet jeśli wziąć poprawkę, że Callista grając Ally miała 33 lata, to wszystkie te postaci są bardziej sztywne niż moi znajomi, niezależnie od zawodu.
Nigdy nie lubiłam postaci Billy’ego, ale oglądając serial jako osoba w mniej więcej jego wieku, nie szanuję go jeszcze bardziej. Jego trójkąt z Ally i Georgią jest okrutny. Relacje damsko męskie w ogóle są na tyle seksistowskie, żeby wywołać niejednokrotnie grymas zniesmaczenia na twarzy widza.
Gdybym miała wybrać kogo lubię najbardziej i jak kto chciałabym być…cóż. Byłby to Richard Fish. Z wiekiem zmieniają nam się wartości. Fish jest dziwny, ale jednocześnie jest szefem własnej kancelarii. Bywa idiotyczny, a zarazem skuteczny. Pozostaje sobą, a zdobywa wszystko co ważne (jeśli weźmiemy pod uwagę również dalsze sezony…). Tak, bywa bucem, bywa seksistą. Istnieje w końcu w serialu przełomu tysiąclecia…
Niektóre sceny wciąż są wywrotowe i ważne. Przejmujący odcinek o osobie transpłciowej bardzo bolał, nawet jeśli dzisiaj wywołałby kontrowersje odnośnie traktowania mniejszości. O scenie, w której Rennee nokautuje mężczyznę, gdy nie rozumiał, że flirt i pocałunek nie muszą oznaczać szybkiego seksu, dyskutowaliśmy z mężem przez jakieś pół godziny.
Po dwudziestu dwóch odcinkach jesteśmy wciąż w pierwszy sezonie. I już wiem. Dzisiaj serial sprzed dwudziestu lat nie zachwyca mnie jak dawniej. Właściwie nie zachwyca w ogóle. Wciąż jednak ma emocjonalne momenty i widzę, jak niektóre motywy wpłynęły na moje decyzje życiowe. Natomiast, nie ukrywam. Po tych dwudziestu dwóch odcinkach, wcale nie mam ochoty na więcej. Pewne rzeczy smakują wybornie na świeżo i starzeją się mało widowiskowo. A “Ally McBeal” to jednak nie jest “Twin Peaks”.
Wolę pamiętać dawne zachwyty, niż zmuszać się do kolejnych odcinków.