Moje dziecko poszło do szkoły mundurkowej. Większość brytyjskich szkół takich jest, chociaż oczywiście nie 100%.
Podejścia są różne. Niektórzy są zdecydowanie przeciw, inni bardzo za. Ma to niby z jednej strony sprawiać, że dzieci zachowują się bardziej godnie, przywdziewając specjalne ubranie, przywdziewają równocześnie szkolną personę. Mam troszkę zastrzeżenia do tego podejścia, bo jak dla mnie każdy powinien być (dobrym/dobrą) sobą w każdej sytuacji, ale może się nie znam. Z drugiej strony, oszczędza to targowiska próżności, rozmyślania w co się ubrać i niweluje różnice społeczne (ha ha ha ha ha ha ha, tak, Brytyjczycy lubią naklejać takie plasterki na otwarte złamania).
Przekonuje mnie, że nie ma codziennie dyskusji o ubranie, bo NIE JA USTALAM ZASADY. Poza tym mundurki, które kupiłam, są dość śliczne. Właśnie. Niektóre szkoły pozwalają na zakup mundurków w formie ubrań w ich kolorach, dając wytyczne co do typu, np. żadnych bluz z kapturem i jeansów, ale spodnie, spódnice, t-shirty, polo, swetry i bluzy w ich kolorach – z dowolnego źródła. To nasza szkoła.
Są szkoły, które wszystko muszą mieć ze swoim logo i z konkretnego sklepu. Wtedy te różnice niby są zniwelowane, ale trzepią dalej po kieszeni.
Nasz dyrektor powiedział, że jemu to zasadniczo wisi, czy mundurki w ogóle są, ale rada szkolna chce, to są. Przyznam, że właśnie dyrektor zdobył nasze serca podczas dni otwartych. Przy kolejnych spotkaniach również robił nadal pozytywne wrażenie. Lepsze niż inni dyrektorzy.
A co sama sądzę?
Nie wiem. Mam mieszane uczucia. Uważam, że są super słodkie i widzę w nich romantyzm podsycany przez popkulturę, „Harry Potter” to na pewno ważny jej element. I „Czarodziejka z Księżyca”…i „Gossip Girl”…i „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”…Natomiast czy sama chciałabym je nosić…Moja edukacja przypadła na rządy koalicji PiS z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin. Kiedy ministrem edukacji był Giertych i wprowadzał obowiązkowe elementy stroju, zdaje się w podstawówkach. Byłam wtedy w liceum i gardziłam tym pomysłem.
Dla mnie osobiście ubranie było od dziecka niezwykle ważne. Aż zbyt. Być może z powodu innych relacji i mechanizmów rodzinnych, chciałam mieć kontrolę nad tym jak wyglądam. W czwartej klasie potrafiłam spędzić godzinę na wybieraniu ubrania do szkoły. Nie przesadzam. Nie codziennie, ale często. Nie, nie uważam, że było to zdrowe, był to objaw problemu.
Do tego stopnia, że w późniejszych klasach, gdy miałam przyjść ubrana na galowo z jakiegoś wydumanego powodu jak wizytacja komisji czegośtam w szkole, udawałam chorobę. Mama pozwalała mi zostać w domu.
Gdyby wprowadzono mi mundurek, chyba bym się załamała. Ale…jeśli mundurki są powszechną tradycją, to może nie jest to taki problem? Mocno liczę na to, że dla moich dziewczyn będą po prostu faktem, nad którym się nie zastanawiają. I że pomoże nam to ograniczyć ilość ubrań…I kupować tylko takie najładniejsze i najfajniejsze…I nigdy nie potrzeba będzie stroju galowego. Codziennie nosi się jego odpowiednik.
Co sądzą dzieci?
Przyznam szczerze, że bałam się jak zareaguje moja córka. Ma po mnie upartość w kwestii ubioru i nie wyjdzie w domu w byle czym, albo w sukience, która tego dnia nie współgra z jej nastrojem. I prawie zawsze nosi sukienki – nikt jej nie zmusza, ma mnóstwo rzeczy, po prostu sukienka i getry to jej ulubiony zestaw.
Jak zatem przekonałam małą ikonę stylu do mundurka? Nie musiałam przekonywać! Kupiłam sukienki, bo przecież sukienki są najważniejszym ubraniem, i samo poszło. Była radosna zakładając rano po raz pierwszy “nową suknię”. Zachwycona białymi skarpetkami z falbankami. Wszystkim chciała pokazać nowe szkolne buty. Poszło bezproblemowo. Łatwiej niż zwykle. Pierwszy tydzień szkoły minął w mgnieniu oka i obyło się bez jakiegokolwiek marudzenia z powodu porannego ubierania się.
Może zatem te mundurki to fajny pomysł?