Praca nad moim pierwszym cyfrowym produktem była stresująca i ekscytująca. Jak wszystkie nowe inicjatywy.
Stanowiła dla mnie absolutną nowość, robienie czegoś samej (w sensie, samej jako twarz produktu, bo przecież miałam osoby wykonujące dla mnie poszczególne zadania, czyli Simply Yourself) to nie to samo, co wydawanie ze wsparciem wydawnictwa. A sprzedawanie czegoś za realne pieniądze to nie to samo, co zapewnianie darmowych treści, za które płaci się co najwyżej lajkiem.
A jednocześnie, teraz mi głupio, że aż tyle czekałam z własnym przedsięwzięciem. To, co stresujące, bywa też jednocześnie ekscytującym i wartościowym doświadczeniem.
Chcę zatem podzielić się myślami na temat tego procesu. Może akurat zainspiruję Cię do własnego działania?
Wszystko trwa dłużej niż myślisz
Kiedy zakładasz jakiś deadline, wydarza się życie. Kontraktor ma problemy zdrowotne, Ty masz problemy zdrowotne. Jeśli robisz coś samej, nie na zlecenie etatowego kierownika, czasami priorytetem nie jest dokończenie pracy, ale zajęcie się rodziną. I to wszystko warto brać pod uwagę. I zostawić sobie margines czasowy, na wszystko co może się wydarzyć.
Okres przed Świętami nie jest najlepszy na promocję
Nic dziwnego, wszyscy mają inne rzeczy na głowie. Prezenty prezentami, fizyczna książka pewnie ma lepszy okres sprzedażowy niż książka cyfrowa.
Przełom grudnia i stycznia był o wiele lepszy.
Jak coś sprzedajesz, to warto mieć jak najszybciej makiety czym to jest
Przedsprzedaż dobrze robić, jak produkt jest prawie skończony, a nie mocno w trakcie. Pozwala to oszczędzić sobie stresu przed dniem premiery. Sama uważałam, że moja społeczność zna mój styl i wie czego się spodziewać i po części tak było. Natomiast zupełnie nie dziwię się, że mnóstwo osób chciało zobaczyć dokładniej co kupuje. Jakby…jest to logiczne. Teraz już wiem.
Tak piszę, ale przez osiem lat pracy w prasie i reklamie, widziałam dokańczanie składu na pięć minut przed odesłaniem do drukarni niemal co tydzień. Czasem częściej niż raz w tygodniu. Więc może ludzie zajmujący się pisaniem i wydawaniem po prostu karmią się adrenaliną…
Syndrom oszusta ssie.
Nawet jeśli robisz coś dobrze, to będzie bolał Cię brzuch z nerwów, że może jednak robisz to źle. Jesteś swym najgorszym wrogiem i najbardziej zaciekłym krytykiem.
Miałam spore emocjonalne skoki nastroju podczas sprzedaży, kiedy szła lepiej i gorzej. To chyba jednak nieodzowne dla osób z pewną wrażliwością czy nawet przewrażliwieniem, które chcą jednak wyjść z czymś do ludzi. Biorę to na klatę od lat.
Jeśli coś idzie fajnie, to uzależniasz się od tego uczucia
To akurat znam już z działalności stricte social-mediowej. I z wydawania książki. Jeśli dostajesz miłość, chcesz jej więcej i więcej. Co niekoniecznie jest zjawiskiem negatywnym. Może wręcz przeciwnie, motywuje, żeby nie osiadać na laurach. Czasem jednak obserwowanie cyferek, to, że nie sprzedało się dziś tyle co wczoraj i obserwowanie tego na żywo, nie jest najzdrowsze.
Napisanie czegoś, a nawet wydanie i puszczenie w świat to dopiero początek
I wcale nie najcięższy etap. Sprzedaż, to jest dopiero wyzwanie. Chociaż pracowałam w sprzedaży od 2011 roku (najpierw w eksporcie części samochodowych, potem w mediach), to sprzedawanie konsumentom jest dla mnie inne niż B2B. Poza tym sprzedaję teraz coś swojego i pośrednie również siebie. To stresuje bardziej niż spotkania z dużymi klientami w imieniu firmy.
I wydaje mi się, że to wciąż dopiero początek. E-book jest dostępny od ręki od trzech tygodni. To dopiero początek, a nie koniec.
Popełnisz błędy
Chciałabym napisać i wydać więcej e-booków i wiem już, że do kolejnych podejdę inaczej. Od okresu sprzedaży przez lejek sprzedażowy po promocję. Będę to zupełnie inaczej planować, a plan będzie elastyczny, a jednocześnie bardziej szczegółowy. Żeby na każdym etapie wszyscy wiedzieli co jest potrzebne, co robić, co następne. Nie żałuję natomiast niczego, ponieważ bez doświadczenia na własnej skórze co działa, a co nie, nie wiedziałabym co poprawić.
Robienie rzeczy jest fajne
Popełniłam błędy. Stresowałam się. Na koniec, mam jednak coś swojego. Coś, co jest przydatne dla osób, które mnie czytają. Nauczyłam się mnóstwo. Udowodniłam sobie, że umiem i mogę.
Zdecydowanie, było warto.
Ebooki będą okazyjnie w ciągu roku pojawiać się w krótkich okresach promocyjnych (kolejny w moje urodziny – 17 marca). Cena nie będzie jednak niższa niż była w pierwszym okresie sprzedaży, uważam, że to fair w stosunku do osób, które zaufały mi na samym początku. Chyba, że w połączeniu z kolejnymi e-bookami, w pakiecie. Ale to dopiero w dalszej przyszłości. Uważam też, ze jeśli jedziesz do Londynu, to cena stanowiąca równowartość jednego lunchu z kawą jest w porządku.
Dla moich Patronów podcastowych mam stałe 50% zniżki (niezależnie od progu i czasu wsparcia), możecie znaleźć kod w postach na Patronite.
Oferuję też stałe 10% zniżki subskrybentom newslettera. Kod będzie pojawiał się w kolejnych mailach. Następny pewnie jutro.
Jeśli kupiłaś mój e-book – dziękuję! Mam nadzieję, że podoba Ci się treść i forma, a zawarte w nim informacje zainspirują Cię do spacerów po Londynie. Z wielką przyjemnością przeczytam Twoją opinię, jeśli zechcesz się podzielić.