Internetowe dyskusje, komentarze i prywatne wiadomości są skarbnicą tematów. Oraz irytacji, frustracji i facepalmów. Zderzenie z osobami, które mają inne poglądy na w ogóle wszystko pozostaje często szokiem. Może po części dlatego, że ironia to jest dość efemeryczny środek literacki i nie każdy jest na nią wyczulony. O wiele więcej osób traktuje wszystko bardzo serio. Bardzo, bardzo serio.
Zastanawiają mnie zawsze dyskusje ideologiczne wynikające z ewidentnych żartów. Zostałam zapytana, po co mieć dzieci, skoro mi z nimi ciężko przez kilka dni w domu ( przerwa świąteczna ssie…). Natknęłam się też na gorącą dyskusję, dlaczego rodzice odbierają dzieci późno z przedszkola.
Jestem właśnie w trakcie lektury (chociaż niektórzy w internecie kłócą się z pasją, że audiobook to nie czytanie…) książki “Sapiens” Harariego, która przypadkiem odpowiada na te zagadnienia całkiem konkretnie. Nie jest to oczywiście żadne wielkie odkrycie, każdy z minimalną znajomością historii ludzkości dojdzie do podobnych wniosków. Ot, zbieg okoliczności,
Po co mieć dzieci, jak nie chcesz z nimi być?
To jest wspaniałe pytanie. Myślę, że u znacznej części rodziców wywoła parsknięcie.
Dzieci, jak wiadomo, są dużym wysiłkiem. Rodzice, jak wiadomo, bywają często zmęczeni i sfrustrowani. Oczywiście, że chcę być z moimi dziećmi. Chcę z nimi chodzić na spacery, do kina, bawić się, przytulać i czytać książki oraz jeść z nimi posiłki, zwłaszcza te zdrowe. Chociaż przyznam, że przebywanie z kimkolwiek przez niemal całą dobę, dzień w dzień, może doprowadzić do znużenia…Umówmy się jednak, czas z dziećmi może być wspaniały i budujący dla rodzica. Niestety, dzieci jako typ postaci bardzo często wolą leżeć na podłodze i krzyczeć, rzucać rzeczami, odmawiać wychodzenia z domu i przyjmowania posiłków i tak dalej, i tak dalej. Powiedzmy, że nasze preferencje i wyobrażenia o wspólnym życiu w dużym stopniu się rozmijają.
Natura dobrze to wymyśliła
Przebywanie przez większość czasu z własnymi dziećmi nie jest pomysłem natury. Pozostawanie z własnymi dziećmi samemu przez dłuższy czas jest nienaturalne dla naszej społeczności. Spędzanie czasu samemu w domu jest nienaturalne. Tak jak i praca przy biurku przez osiem godzin dziennie i sztuczne światło. I wiele innych rzeczy, które uznajemy za normę.
Jako gatunek nie rozwinęliśmy się z myślą o pracy na etacie w godzinach 9-17 plus dojazd do domu i wożenie dzieci na zajęcia dodatkowe. Rozwinęliśmy się jako zbieracze-łowcy, spędzający część czasu na aktywnym zdobywaniu pożywienia oraz znaczną część czasu na regeneracji. Kiedy zdobywasz pożywienie, Twoim dzieckiem zajmuje się ten, kto go właśnie nie zdobywa. Dzieci bawią się w grupie. Zajmuje się nimi starszyzna. Inni członkowie gromady. I tak dalej. Przerwa świąteczna nie istnieje.
Nie zawsze wszystko co naturalne jest idealne lub lepsze. Niektórzy radzą sobie z odejściem od naszej ewolucyjnej natury lepiej, inni gorzej. Niektórzy kochają monogamię i siedzenie samemu w domu. Inni w takich sytuacjach cierpią. Ot, życie.
Nie żyjemy zgodnie z naturą
Tradycyjny model rodziny to nie rodzina nuklearna, ten niejednokrotnie szkodliwy wymysł minionego stulecia. Tradycja wieków, tysiącleci, dziesiatek tysięcy lat to gromady, w których osobniki wspierają się. Kobiety jako norma nie rodziły w polu i nie szły go dalej orać po urodzeniu dziecka. Matki z majątkami w ogóle niekoniecznie sporo czasu spędzały z potomstwem. A i te bez majątków – różnie. Słynna w minionym roku książka „Chłopki” pokazuje, że matki nie miały na to po prostu czasu. Kiedy matka Jane Austen, pracująca w domu żona zwykłego pastora, rodziła kolejne dzieci, miesiącami wspierała ją w domu krewna. Po porodzie przez kilka tygodni nie ruszała się z łóżka. Po odkarmieniu dziecka piersią przez kilka miesięcy, oddawała je na opiekę piastunce we wsi i wracały na stałe do domu, kiedy były już ogarniętymi kilkulatkami. Nie chciałabym rozłąki z własnymi dziećmi, ale w takich warunkach z pewnością łatwiej wychować siódemkę. W naszych czasach samo przedszkole stanowi jakieś 20% naszego domowego budżetu (prawie tyle do rata kredytu…).
Na przestrzeni wieków, w najróżniejszych klasach społecznych i sytuacjach majątkowych, rodzice mieli społeczność, która przejmowała część odpowiedzialności za wychowanie młodych. Wszyscy znamy powiedzenie, że do wychowania dziecka potrzeba całej wioski. I taka była nasza natura, od zarania dziejów.
Żyjemy dziś inaczej, co ma swoje plusy i minusy. Odchodzimy od tradycji, przez co zyskujemy wolność, indywidualizm, kariery, spełnienie, a także na przykład prawo do głosowania dla kobiet i każdego niezależnie od statusu społecznego i majątkowego, niezależnie od koloru skóry. Zyskujemy większe prawo do decydowania o swoim życiu. Ale ponosimy za to również cenę. Rodzice zajmujący się sami dziećmi przez dwa tygodnie ferii to jeden z kosztów. Ponarzekanie sobie na ten stan to nie jest wielka dekadencja. Zwłaszcza, jeśli dzieci mimo wszystko są zadbane, zabawione, czyste, nakarmione i przytulone.
Kobiecie, która narzeka na pracę nie trzeba wyrzygiwać, że trzeba było się nie emancypować jeśli jest jej ciężko i niech się cieszy, sama chciała mieć prawa, pracę i wykształcenie. Pracującemu mężczyźnie nie ma co wygarniać, że przecież chciał być sam sobie panem zamiast odrabiać pańszczyznę, więc o co chodzi. A jak nie jesteś miłym krewnym, który odciąży rodziców w jakiś weekend albo chociaż raz na jakiś czas wieczorem w opiece nad ich potomstwem, to dla zachowania przyzwoitości daruj sobie komentarze.
Cytując klasyka:
Od bierdolta się od nas od naszego maleństwa i od nas.