Processed with VSCO with l7 preset
Picture of Riennahera

Riennahera

Miesięcznik Pogardy 2/2024

Od zawsze, to znaczy od ponad dwudziestu lat, uważam, że luty to najgorszy miesiąc roku. W tym roku obronił swoją pozycję. Bo chociaż dobrych momentów było niemało, to dawno żaden miesiąc nie przeorał mnie tak pod względem zmęczenia, przebodźcowania i konieczności zepchnięcia siebie na dalszy plan.

Co się działo? (Kolejność przypadkowa, a może chronologiczna…już nawet nie pamiętam)

  • Poznałam prawdziwą potęgę grozy, czekając, czy będę wybrana na 17 tygodniową sprawę podczas jury duty.
  • Poznałam prawdziwą moc przyjaźni, kiedy przyjaciółka Aśka kupiła mi na Green Lanes dwie paczki pączków.
  • Jury duty poszło nie tak jak się spodziewałam, nie tak jak liczyłam.
  • Poznałam wartość zdrowia, kiedy wszyscy w domu oprócz mnie zachorowali. Łącznie z dziadkiem, który przyjechał pomóc z wnuczką podczas szkolnych ferii, ale zmiotło go z planszy i przejęłam ferie. Oraz z najmłodszą córka, która choć niemal nigdy nie choruje, opuściła trzy dni przedszkola, które to przeleżała na mnie. Oczywiście ferie i choroba maleństwa nie miały miejsca na raz, o nie. To były dwa kolejne tygodnie.
  • Poznałam wartość siły woli, kiedy to postanowiłam, że ja nie zachoruję i…nie zachorowałam. Mimo spania z chorą toddlerką w jednym łóżku.
  • Miałam okazję obejrzeć pierwszy szkolny występ klasy mojej córki, podczas którego chłopiec z wielką werwą grający biegającego ziemniaka popłakał się, kiedy zobaczył, że robi furorę wśród publiczności. Dzieci są jednak super słodziakami.

Co dalej z “Elfami Londynu”?

Dokonałam przykrego coming outu. Głównie dla siebie, ponieważ wolę mówić otwarcie o trudnościach. A to jest moja duża emocjonalna trudność.
Reakcja ze strony mojej społeczności jak zwykle była wspaniała, wspierająca, budująca. Dziękuję. Wywindowaliście Elfy na top 100 w Empiku w kategorii fantastyki.

Nie składam broni. Może powinnam, ale jestem uparta jak osioł. Tworzyłam to w głowie 20 lat, porażka mnie nie pokona.

Vinted

Po zakupieniu kilku rzeczy, zadziałał mój mechanizm “PRZECIEŻ TEŻ MOGĘ” i zaczęłam sprzedawać.
Moje konto działa tylko na Wielką Brytanię (koszt wysyłki do Polski byłby chory), ale polecam się.
W kilka tygodni całkowicie się uzależniłam i czuję chęć sprzedania WSZYSTKIEGO. Ale również nie mam chęci kupowania niczego poza Vinted, skoro wszystko mogę znaleźć taniej…To chyba plan na ten rok. Wyciąć kupowanie nowych rzeczy i kupować tylko za balans ze sprzedanych na serwisie ubrań.

Wystawy

Po raz pierwszy w życiu miałam okazję odwiedzić British Library. Tak, wiem, wstyd.
Poszłam na wystawę Fantasy, która trwała do 25 lutego i bilety w ostatnim tygodniu rozchodziły się jak gorące bułeczki.

Mam mieszane uczucia. Czy była ciekawa? Z jednej strony dla mnie, jako dla pisarki i osoby zainteresowanej procesem twórczym mistrzów gatunku – tak. Ale jednocześnie miałam wrażenie, że jedynie skrobie po powierzchni tematu i opisy są mocno dla laików. Jednocześnie nie była to wystawa tak wciągająca, żeby zachwycić kogoś, kto już nie jest fanem. Nie do końca zatem wiem dla kogo była.

Zobaczyć notatki Gaimana, Ursuli Le Guin, Susanny Clark (mapa Domu z Piranesi – super wgląd w proces twórczy), zapiski twórców Monthy Pythona, manuskrypt Beowulfa z X wieku, to było ciekawe. Ale wszystko co przeczytałam w opisach sal już wiedziałam.
Wystawa “Science Fiction” w Barbicanie zachwyciła mnie. “Fantasy” w British Library wydało mi się trochę jak osiedlowa biblioteka.

Książki

Bogobójczyni: Młoda dziewczynka szukając pomocy w rozwiązaniu swojej tajemnicy wpada na profesjonalną zabójczynię bogów z mroczną przeszłością. Mimo wzajemnej niechęci i braku zaufania, będą musiały trzymać się razem w obliczu rodzinnej tragedii. Po drodze do zrozumienia relacji dziewczynki z małym bożkiem w. Postaci rogatego i skrzydlatego zająca, dołączy do nich dawny rycerz, będący na misji uratowania króla. Dotrą do miasta, w którym kilka lat wcześniej rozegrało się decydujące starcie w wojnie między bogami i ludźmi.

Mam z tą książką bardzo problematyczną relację, bo chwilami jest fajna, a chwilami nie. Mocny wstęp przyciągnął moją uwagę, żeby potem ciągnąć się, wprowadzając element powieści drogi, który moim zdaniem nie sprawdził się zbyt dobrze. Autorka lepiej radzi sobie z akcją i kiedy postaci mają o czym ze sobą rozmawiać w momentach wzburzonych emocji, niż z budowaniem dynamiki grup.

Ciężko było mi dojść do połowy, ale ostatnie rozdziały czytałam z wypiekami na policzkach. I chociaż spodziewałam się zakończenia, to na końcu dobrze się bawiłam. Skończyłam książkę o pierwszej w nocy, bo chciałam wiedzieć co dalej. Jednocześnie, zanim do tego doszło, musiałam przebrnąć przez sporo nużących stron…

Porównanie do Sagi o Wiedźminie jest konfundujące o tyle, że chociaż mamy postać zwalczającą nadnaturalne istoty i pomagającą dziewczynce, to nie ma tutaj nic z polotu Sapkowskiego w kwestii języka, relacji, postaci. Jest tu tyle z Wiedźmina co w “The Last of Us”. Co nie musi być wadą, dla młodszego czytelnika szukającego rozrywki może się sprawdzić. Dla kogoś, kto szuka bystrego umysłu Sapkowskiego – to nie to.

Z drugiej strony, mogę po prostu być na tę powieść za stara. Kwestia reprezentacji różnych środowisk nie jest dla mnie aż tak przyciągająca (nie twierdzę, że nie jest ważna, nie jest DLA MNIE aż tak cenna). Słodki zwierzak jako towarzysz naszej dzielnej młodziutkiej bohaterki jest dla mnie nawiązaniem do disneyowskiej nostalgii, ale ja jej aż tak nie czuję. Tytułowa bogobójczyni to też taka Merida Waleczna na sterydach.

Koncept fajny, ma fajne momenty, nie jest to majstersztyk. Czy chcę wiedzieć, co będzie dalej? No chcę.

Sapiens: Słuchałam w audiobooku.
To książka nieco na kształt “Jesieni Średniowiecza”. Niezwykle ekscytująca i wysnuwająca ciekawe tezy, które niekoniecznie są prawdziwe, lub do końca prawdziwe, dla osób mających głęboką wiedzę w temacie. Bo, powiedzmy sobie szczerze, żaden historyk nie jest znawcą całej historii świata.
Zaskakuje mnie na przykład, jakie bzdurne stwierdzenia autor wysnuwa o średniowieczu, które wg Wikipedii było jednym z okresów w których się specjalizował. I jak wiele rzeczy pomija, żeby lepiej pasowały mu do tez.
Niemniej, jest to książka ciekawa, pozwalająca spojrzeć na pewne tematy z perspektywy, o której nie myślałam, np. potencjalnie pozytywne aspekty imperializmu dla rozwoju cywilizacji – nie chodzi o uznanie imperializmu za ogólnie pozytywny, ale zauważenie zależności między nim i nauką. To tylko jeden z przykładów. Innym jest uznanie ideologii za de facto religię od XX wieku. Nie wiem czy się zgadzam, ale to ciekawe.
Traktowałabym jednak książkę Harariego jako właśnie wstęp do własnych poszukiwań i dalszej lektury, nie jako podręcznik historii ludzkości.

Jack the Reanimator: To jest moje odkrycie sezonu.
Zupełnie przypadkiem Apple Music poleciło mi dziwną piosenkę dziwnej dziewczyny, opowiadającą o…seryjnym ożywiaczu. Przeciwieństwie Kuby Rozpruwacza, współczesnemu mu jednak. Piosenka jest niezwykle plastyczna i świetnie napisana. Wizje bólu odczuwanego przez ożywające zwłoki aż wywołują ból u mnie. Wizje problemu z powrotem do społeczeństwa są też ciekawe. Aż odezwałam się osobiście do artystki, żeby wyrazić zachwyt.
Chciałam nawet zapytać, czy miałaby coś przeciwko, żebym napisała o tym opowiadanie. Bo taki pomysł, TAKI POMYSŁ. Ale…coś mnie tknęło. Włączyłam Google i…ona napisała o tym książkę. Kupiłam e-booka na Amazonie za całe dwa funty i…nie jest to najlepsza książka świata (ani najgorsza, moim zdaniem jej poziom jest bardzo przyzwoity), ale sprawia mi mnóstwo radości. To solidna pozycja dla fanów gatunki, epoki, Londynu i w ogóle creepy tematyki.
Serio, kup ją. To tylko dwa funty. Albo niecałe trzy dolary.
Jeśli interesujesz się Londynem, okresem wiktoriańskim, lubisz mroczne opowieści detektywistyczne i element grozy…to jest strzał w dziesiątkę. ZA DWA FUNTY.

Filmy i seriale

Society of Snow: Tragiczna i cudowna zarazem historia ocalałych z katastrofy lotniczej w Andach.
Zawiera jedną z najostrzejszych scen katastrofy lotniczej, jakie istnieją. Miałam jednak problemy z rozróżnianiem postaci, mimo, że czytałam życiorysy ocalałych. W końcu w połowie zaczęłam rozróżniać Nando, Roberto, ale niektórych do końca nie odróżniałam…
Zastanawiam się czy źródle problemu jest we mnie, w moim odwyknięciu od filmów nie po angielsku, czy może jednak w sposobie realizacji i scenariuszu, który nie podkreślał odrębności postaci. Macie podobne odczucia?

One Day: Serial na podstawie popularnej książki.
Również remake filmu.
Podczas imprezy z okazji ukończenia studiów (tzw. graduation) na University of Edinburgh, Emma i Dexter prawie idą do łóżka. To znaczy idą, ale zamiast seksu, całą noc rozmawiają. Przygoda na jedną noc przeradza się w wieloletnią przyjaźń pełną wzlotów i upadków. Widzimy ich tego samego dnia roku na przestrzeni kilkunastu lat.
W rolach głównych dwójka młodych brytyjskich aktorów, znanych z White Lotus oraz z This Will Hurt.
Cieszę się bardzo z tego serialu, bo muszę uczciwie przyznać, że nie znoszę Anne Hathaway jako aktorki. Nie mam pojęcia jaką jest osobą, ale każdy film z nią jest dla mnie trochę gorszy tylko z faktu, że w nim gra. Jakoś mnie jej ekspresja drażni. Natomiast historia, którą opowiada One Day, choć jest wyciskaczem łez, to wartościowym i fajnym. W tej wersji podobała mi się o wiele bardziej.

Poor Things: Zachwyt nad filmem w mojej social mediowej bańce przekonał mnie do samotnego wyjścia do kina pewnego niedzielnego wieczoru. Tego dnia dzieci poszły spać około dwudziestej, niezwykle wcześnie jak na ich standardy i miałam szansę na spokojne leżenie na kanapie. A jednak wyszłam do kina. Tak bardzo chciałam zobaczyć.
I było warto. Nie będzie to film mojego życia, ale Lathimos to solidna firma. Jego filmy mają zawsze wartość, nawet jeśli częścią tej wartości jest wywołanie obrzydzenia. Zmuszają do myślenia, nawet jeśli to myślenie o własnych granicach.
Fabuła nie jest wielce skomplikowana, ale nie do końca o nią chodzi. Kontrowersyjny, acz genialny naukowiec dopuszcza się wątpliwego moralnie eksperymentu naukowego. Wszczepia mózg noworodka w ciało zmarłej wskutek samobójstwa matki. Brzmi odpowiednio niesmacznie. Film prowokuje pytania o moralność, o to do czego prawo ma nauka, o zależność między tym co dla nas naturalne i pierwotne, a to co uważamy za właściwe. I o sens życia. Choć niekoniecznie wprost.
Ciężko też przeoczyć odwołania do neuroatypowości.
Przerysowana, fantastyczna i bardzo stylizowana estetyka nadaje historii metaforycznego rysu baśni, co pozwala zawiesić niewiarę wobec elementów fabuły i przymknąć oko na wiele obrzydliwości wszelkiego typu.
Z pewnością jest to sprawny i oryginalny film. A ze względu na piękne efekty, warto zobaczyć na dużym ekranie.

Filmy i seriale z dziećmi

Migracja: Rodzina kaczek przełamuje ojcowskie lęki i opuszcza swój staw, aby zobaczyć świat. Przy okazji, odnajdują siebie. I nowych przyjaciół. Pixar jak to Pixar, nawet jak nie jest wybitny, to ogląda się gładko i jest rozrywkowy. Siedziałam z dziećmi w kinie bez większego cierpienia.

Peppa Pig: Byłam w kinie na Peppie. Paradoksalnie, był to seans łatwiejszy niż Migracja, bo Peppa hipnotyzuje dzieci. Dla mnie to była godzina umiarkowanego spokoju.

Izzy w Świecie Koali: Chyba pierwszy zupełnie nieanimowany program, który pokochały moje dziewczyny. Opowiada o perypetiach kilkunastoletniej Australijki Izzy, która razem z rodzicami zajmuje się ratowaniem i leczeniem koali oraz wypuszczaniem ich z powrotem na wolność. Nie ma tu właściwie żadnej wątpliwej treści, miła dziewczynka zajmuje się puchatymi zwierzątkami. Polecam z całego serca, chyba, że macie problem z chwytliwymi piosenkami, to nie. Bo wszyscy w domu śpiewają “Kiedy koali jest źle i gdy boi się, Izzy tam jest, Izzy tam jest”…

Blog

Radziłam jak wziąć się za proces i wydać książkę.
We współpracy ze wspaniałą marką Nashe analizowałam, co zmieniło się w modzie przez ostatnie dziesięć lat.
Myślałam o dentystach.
W starciu z energią dzieci poddałam się w Walentynki.
Zastanawiałam się czy bycie najlepszą wersją siebie to dobry pomysł.

Podcast

Powróciłam na dobre.

Opisywałam kryzys brytyjskiej opieki stomatologicznej.
Polemizowałam z Działem zagranicznym w temacie brytyjskiej kolei.
Wyjaśniałam podstawy brytyjskiej edukacji.
Próbowałam wyjaśnić kryzys parlamentarny w związku z głosowaniem nad wezwaniem do zawieszenia broni przez Izrael.

Po napisaniu tego tekstu stwierdzam, że luty może nie wygląda aż tak żałośnie i dramatycznie. Ale tak właśnie się czułam. A może po prostu nie umiem oddać tego odpowiednio w piśmie.
Mam naprawdę spore nadzieje odnośnie marca, jednocześnie poprzeczka, żeby pokonać luty, nie jest bardzo wysoko…Musi być lepiej. Tego nam wszystkim życzę.

Cmok.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top