bridgertonowie sezon 3
Picture of Riennahera

Riennahera

Bridgertonowie sezon 3 – Słodkie ciastko, ale mdłe

Czekałam, czekałam i się doczekałam. Nadszedł 16 maja. Obejrzałam dostępne cztery odcinki w jeden dzień. Nie mogę powiedzieć, że nie sprawiły mi przyjemności.

Sprawiły mi jednak najmniejszą przyjemność z dotychczasowych sezonów.

Nie jest to jakaś wielka krytyczna analiza. Nie będę czepiać się dlaczego w bajce nie ma głębokiej analizy stosunków klasowych pierwszej połowy XIX-wieku, ani dlaczego kostiumy nie są historycznie poprawne. Nie po to ogląda się “Bridgertonów”. To Gossip Girl na koniach, w sukienkach mniej więcej z epoki. Tego chcemy, to dostajemy.

Serial jest cudnie cukierkowym eskapizmem, który nie udaje niczego innego. Przez to jest politycznie nieszkodliwy, w przeciwieństwie do pseudorealistycznych wizji “Downton Abbey”. I zdecydowanie, jestem fanką. Tym razem jednak czuję się nienażarta tym ciastkiem. Przyzwyczaiłam się już do estetyki, więc sam klimat to już za mało.

Bridgertonowie – czego bym chciała?

Brakuje mi postaci z ikrą.

Jasne, Nicola Coughlan stworzyła ciekawą postać w osobie Penelope, której ciężko nie kibicować. Francesca jest nieziemsko piękna, nie mogę oderwać oczu. Eloise jest poczciwa. Rodzina Penelope stanowi comic relief. Bracia Bridgertonowie s. sympatyczni. Nie są to jednak porywające osobowości. W poprzednich sezonach mieliśmy dużo ognia, w relacji Daphne z księciem, w relacji Anthony’ego z przyjaciółmi czy z Kate, teraz bardzo brakuje mi kogoś z charyzmą. Brakuje mi kogoś, kto kradłby sceny. Czuję się trochę jak królowa – patrzę i patrzę na kiecki i diamenty i jakoś mi spowszedniały.

Bridgertonowe uniwersum zaczyna się robić nieco dziwne. Kupuję stylistykę. Ba, po nią tu jestem. Kupuję wszystkie odcienie skóry, fantazyjność stroju, biorę estetykę w całości. Tylko nie klei mi się mentalność. Wcześniej “Ton” udawało Londyn, czuć było przepych, a teraz jest o wiele bardziej jakby akcja działa się w małym miasteczku z powieści “Jane Austen”.
Ponieważ z ust Eloise pada nawiązanie do pisarki, to miałoby ręce i nogi i zmiana optyki świata broniłaby się. Sytuacja bohaterów się zmienia, priorytety się zmieniają. Nawet matka rodziny uczy się i przestaje tak naciskać na dzieci. Tylko, że wciąż mamy plotki Lady Whistledown, które wszyscy czytają z zapartym tchem i rzekomo znają. Wciąż żyjemy blichtrem i sensacją. A jednak… Obserwujemy nieustanny napływ nowych Lordów i Lady, których nasi bohaterowie jakoś ich nie znają i mimo bycia na salonach już któryś sezon, nie wiedzą z kim rozmawiają. Możemy wybaczyć to debiutującej Francesce, ale na przykład kiedy Benedict poznaje piękną wdowę i nic o niej nie wie, wydaje się to mało spójne. Żyjecie plotkami, żyjecie tym, kto jest kim i co z kim robi, a nie wiecie kto wpada na bale?

Nawet wredne postaci dostają teraz drugie dno i nie są już tak wredne. Co jest fajne i ludzkie, historycznie realne, ale jednak w campowej opowieści opierającej sukces na konflikcie i porywach serca, trochę złoli i jadowitych motywacji jest potrzebnych. Bo inaczej mamy miłe, mocno współczesne osoby, które z jakiegoś powodu kultywują irracjonalne praktyki, zamiast dogadać się i wspólnie orzec, że to wszystko bez sensu. A nie o to chodzi, prawda? Zaczyna wyglądać jakby Whistledown była powodem zepsucia, a nie objawem tego jak żyją postaci.

Oczywiście, to połówka sezonu. Kolejne cztery odcinki mogą dodać smaczków, które doprawią opowieść. Przekonamy się za kilka tygodni. Na podstawie trailera można mieć nadzieję na trochę namiętności, niekoniecznie między kochankami.

“Bridgertonowie” wciąż są rozrywką przyjemną jak czekolada albo całe wiadro popcornu. Po prostu oczekiwania rosną. Po naprawdę mocnym i przejmującym spin offie “Królowa Charlotte”, pierwsza połowa sezonu wydaje mi się niewystarczająca.

Może jest tak, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. Serial wciąż wchodzi gładko, wciągnięcie połowy sezonu w jeden dzień to tylko dowód, że jest nakręcony sprawnie.

Dajcie mi jednak odrobiny pieprzu.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top