Ten miesiąc trwał pół roku. Działo się wszystko. Tylko nie to, na czym mi zależało. Retrogradacja Merkurego dała mi po łapach jak nigdy odkąd wiem o jej istnieniu.
Po raz pierwszy od dawna pojechałam do Gdańska, i do Polski w ogóle, nie w wakacje, kiedy mamy najlepszą pogodę i nie z okazji ekscytującego wydarzenia. W zeszłym roku w związku z premierą książki czy z wizytą Holly Black w Polsce, każdy mój przyjazd był rajdem bycia lubianą i zalewaną inspiracjami. Dlatego też Polska urosła mi do rangi mitycznej krainy, gdzie jestem fajna, he he. Miewałam Weltschmerz, że może źle wybrałam miejsce zamieszkania.
Teraz przyjechałam i było…zwyczajnie. Nie źle, ale normalnie. Codziennie. Bez kubłów endorfin wylewanych mi na głowę. I już nie czuję się tak pijana byciem tu. Ba, właściwie, to słaba pogoda i szarość na początku mnie przybiła. Na szczęście pogoda szybko się poprawiła i jakoś odbiłam się od dna mojej chandry.
Inna sprawa, że po czterech latach wróciły mi te sam lęki, które męczyły mnie w pandemii. Że nie robię niczego z życiem, nie pracuję na etacie, nie przykładam się do dobrobytu społeczeństwa ani zbyt mocno nie dokładam się do domowego budżetu. Czyli jestem niewystarczającym darmozjadem. Inna sprawa, że obecnie robię dużo więcej niż wtedy…Podcast, pisanie kolejnej książki już zakontraktowanej, e-booki…But still. Uczucia to uczucia.
Z lepszych wieści, otworzyłam sezon nadbałtycki, po raz pierwszy odwiedzając plażę. A nawet po raz drugi, trzeci i czwarty. Było ponad dwadzieścia stopni, co jest dla świata smutne, ale dla Martusi na plaży – tylko wesołe. Było mi bardzo miło i ciepło i zrobiłam mnóstwo ładnych zdjęć.
Udzieliłam też wywiadu prasowego. Jak tylko wyjdzie, podzielę się nim, bo jaram się bardzo.
Filmy i seriale
Physical 100: Zmagania czołowych koreańskich atletów w irracjonalnie ciężkich zadaniach testujących siłę i zwinność.
To jest nasze najukochańsze reality show. Nie mamy pojęcia kim są ci ludzie, dowiadujemy się czegoś nowego o świecie, obserwujemy też niesamowitą kulturę rywalizacji. Wszyscy są dla siebie mili i się wspierają, ba, szanują i podziwiają. Mindblown.
Diuna II: W przeciwieństwie do pierwszej części, tutaj nie nudziłam się i było dużo akcji.
Ten film ma wady. W pierwszej części roiło się od dłużyzn, tutaj nagle omijamy motywy, które stoją na drodze akcji i przyspieszamy wszelkie podróże, aby przejść do rzeczy.
Ogląda się dobrze, trzyma w napięciu, chociaż dobrze wiedziałam co zaraz się stanie i znałam wszelkie zwroty akcji.
Jest to wciąż film monumentalnie piękny, nie jest nawet nudny. Czy jednak będę chciała zobaczyć go jeszcze raz? Nie jestem pewna. Pierwszej części nigdy ponownie nie obejrzałam.
Fallout: Mój mąż jest miłośnikiem Fallouta odkąd go znam, będzie sporo ponad 20 lat. Oglądałam zatem serial z najgorszym typem komentarza kogoś, kto grał w gry od dziecka i kochał je całym sercem i pamiętał wszystko. A i tak mi się podobało. Jeśli jakimś cudem ktoś nie słyszał o grach, to jest to postapokaliptyczna rzeczywistość z motywami retro, westernu i kilkoma innymi.
To nie jest serial, który zmienił moje życie, ale jest przepysznie dobry. Sprawnie nakręcony, porządnie zagrany, wizualnie bez uchybień, fabularnie spójny, sensowny, dający rozrywkę, mający swój styl i klimat. Wciągnęliśmy 8 odcinków w niecały tydzień i brakuje mi go teraz.
Mamy główną bohaterkę, która jest prawdziwie silną kobiecą postacią, bez potrzeby bycia twardzielka. Rzeczywistość zmusza ją czasem do przemocy, ale pozostaje wrażliwa, empatyczna, miękka w dobrym znaczeniu.
Mamy męskich bohaterów na dwóch końcach spektrum – jeden to “dobry chłopak”, który robi słabe rzeczy, ale na koniec okazuje się być rzeczywiście dość dobry choć zagubiony. Drugi to “czarny charakter”, który robi jeszcze słabsze rzeczy, ale rozumiemy dlaczego. Przynajmniej na końcu.
Jest humor, jest groza, jest przemoc, jest tysiąc odcieni szarości.
Kawał dobrego serialu.
Baby Reindeer: Dobry serial to czasem taki, od którego cierpnie skóra i robi się niedobrze. Opowieść o stalkerce, która podąża za młodym barmanem śledząc każdy jego krok. Naprawdę jednak to opowieść o nienawiści do siebie i traumie. Tak dobra, jak zachwycają się wszyscy w internecie.
Feud: Zaczęłam oglądać z braku laku, ale w sumie wciągnęłam się w pierwszy sezon. To opowieść o konflikcie legend Hollywoodu, Bette Davis i Joan Crawford, podczas pracy nad filmem “What happened to Baby Jane?” oraz po zakończeniu zdjęć. To w pewnym sensie taka “Sukcesja” w Hollywood, z refleksją o pozycji kobiet i o starzeniu się.
Obecnie jestem w trakcie drugiego sezonu o Trumanie Capote i jego konflikcie z przyjaciółkami z wyższych sfer Nowego Yorku. One mu ufały i przygarnęły pod swoje skrzydła (dosłownie nazywa je łabędziami), a on opisał ich problemy w artykule, a potem w książce. Ten sezon jest jeszcze bardziej glamour niż poprzedni, ale jednocześnie Truman jest okropnym skur…czybykiem i chociaż mamy usprawiedliwienia jego traum i problemów, to w sumie jest mi obojętny. Bo tak odpycha.
Teatr
Nye/National Theatre: gdy zobaczyłam trailer, wydawało mi się, że to sztuka stworzona dla mnie. Dramat o ministrze Aneurinie Bevanie, który stworzył NHS. I był Walijczykiem. W roli głównej Michael Sheen. Kupowałam bilet z wypiekami na twarzy.
Tymczasem spektakl okazał się największym dotychczasowym teatralnym rozczarowaniem.
Nie, nie był zły. Właściwie był dobry. Nie rewelacyjny, ale dobry. Ciekawa scenografia, dramat, który jednocześnie bawi i edukuje w tragikomicznym klimacie, porządnie zagrane. Wizualnie było dobrze, właściwie pod każdym względem było “dobrze”.
Jednak kiedy dotarłam do teatru, okazało się, że Sheen jest niedysponowany i główną rolę zagra kto inny. I dźwigał sztukę i dawał radę, ale nie ukrywam, przyszłam na Sheena. Dobrze, że zapłaciłam tylko 22 funty, bo byłoby mi strasznie przykro.
Po godzinie od podniesienia kurtyny nastąpiła też 10 minutowa przerwa techniczna, podczas której miałam nadzieję, że zaraz wszyscy zostaniemy odesłani do domu i zwrócą pieniądze. Nie stało się tak, przedstawienie kontynuowano i szczerze powiem, że nie nudziłam się ani przez chwilę. Jednak rozczarowanie brakiem Sheena wciąż boli.
Sztuka grana będzie do 11 maja.
Mała ciekawostka: Winstona Churchilla gra aktor indyjskiego pochodzenia. Siostrę Bevana, białą Walijkę, gra czarna aktorka. I nikt nie robi żadnego halo z powodu PRZEKŁAMYWANIA HISTORII i rzekomego wokeismu. To jest brytyjski teatr. To jest zupełnie naturalne, że każdy gra każdego, jeśli może go dobrze zagrać.
Inne atrakcje
Kew Gardens: Nie wiem co powiedzieć, bo oczywistym jest, że ogromy ogród z mnóstwem miejsc do łażenia jest super. Cena za wejście jest dużo mniej super, bo to prawie 30 funtów, ale warto. To chyba moja czwarta wizyta, a wiosną jest tam chyba najlepiej.
Madame Tussauds: Polecam tekst, w którym szczegółowo opisałam naszą wyprawę. Oraz rolkę na instagramie.
Vinted
Moje wkręcenie w Vinted trwa. Staram się trwać w postanowieniu kupowania nowych rzeczy głównie tam, tylko za pieniądze ze sprzedaży. Nie udaje się w 100%, ale idzie dobrze.
Jeśli mieszkasz w Wielkiej Brytanii, polecam się.
Książki i czasopisma
Jakoś nie bardzo książkowo szedł mi czas w Polsce, z nadmiaru bodźców i wrażeń pewnie. Oraz z ogarnianiem dzieci, których rytm wyskakuje na wyjazdach przez okno i wszystko trzeba ustawiać na bieżąco.
Mogę jednak zdecydowanie polecić kwietniowy numer Miesięcznika Znak. Analizuje on między innymi powody zwiększonego zainteresowania astrologią i ezoteryką. Chociaż nie znalazłam tutaj zaskakujących wniosków (bo sama interesuję się astrologią i tarotem…), to na pewno rzetelne podejście.
Zachwyciły mnie natomiast teksty związane z Georgem Steinerem, fragment jego książki oraz esej o nim. Poruszane są tam tematy moralności i istnienia Boga i znajduję te teksty tak cudownie spokojnymi i krzepiącymi. Miesięcznik dostałam w prezencie od Redakcji.
Obecnie czytam jedną książkę w papierze i słucham audiobooka Diuny. To mój comfort time, sprzątam sobie i słucham o Arrakis.
Neil Gaiman – Art Matters : Książka przyszła do mnie w momencie zwątpienia w siebie i ogólnego zniechęcenia. Znalazłam ją za 2 funty w Charity shopie. To trochę jego złotych myśli z ilustracjami. Właściwie większość jakoś tam znałam, czy to z jego masterclass, czy to z wywiadów czy z “The View from the Cheap Seats”. Ale może akurat potrzebowałam? Trochę poprawiła mi humor. Trochę uwierzyłam w siebie.
Podcast
Podziwiałam zielone papugi w drodze do przedszkola i tropiłam jak trafiły do Wielkiej Brytanii.
Opisywałam moje doświadczenia jury duty.
Opowiadałam o tragedii na stadionie Hillsborough w okolicy 35 rocznicy wydarzenia.
Przedstawiałam aktualności z życia w Wielkiej Brytanii.
Blogowo
Chyba sama ze sobą prowadzę konkurs o jak najmniej tekstów na miesiąc.
Tekst o papugach był również na blogu. Podobnie jak o jury duty. Wiem, że nie wszyscy lubią słuchać, dlatego niektóre odcinki publikuję w formie pisanej.
Odwiedzałam Madame Tussauds i dywagowałam nad uczuciem zazdrości.
Newsletter
Robię kurs Asi Glogazy odnośnie newsletterów. Teraz wychodzą co tydzień, w czwartki. Śmiem twierdzić, że mogą być najlepsze w historii. Mojego wysyłania niusów, oczywiście.
Chcesz przeczytać? Zapisz się.
A na marginesie:
- Wciąż piszę książkę o Anglii. Mam około 1/3, ale jak zwykle w moim procesie twórczym, są to fragmenty. Ale chyba kończę powoli pierwszy, spójny rozdział. Yay!
- Wciąż piszę Elfy Londynu 2. Chociaż powoli, bo muszę jakoś poradzić sobie z tym nakładem, który pozostał.
Przyjemnej majówki, kochane elfiaki. Cmok.
PS Takie bluzy jak w nagłówku robi moja koleżanka i można je mieć za 15% mniej z kodem SPRING15. Wysyłka w Polsce i UK gratis.