Miałam 37 lat, kiedy pierwszy raz trafiłam na Pyrkon. Czyli tyle co teraz. Bo trafiłam tam kilka dni temu.
Jeśli masz mało czasu lub cierpisz na ciężki przypadek tl:dr, odpowiedź jest krótka. Warto.
Odpowiedź dłuższa: Tak. Warto. Bardzo warto.
Miałam ten wyjazd mocno po kosztach. Nie płaciłam za wejście, bo dzięki wydawnictwu Uroboros, miałam wejściówkę wystawcy.
Nie płaciłam za nocleg, ponieważ zatrzymałam się u rodziny pod Poznaniem. Największym kosztem był zatem przelot (130 funtów) oraz jedzenie na mieście i pamiątki dla dzieci (jakieś 400 zł).
A jednak, już myślę, żeby wybrać się za rok. Nawet całą rodziną. Bo mogłabym skorzystać o wiele lepiej, gdyby były ze mną dzieci i gdybym przygotowała się do uczestnictwa.
Atmosfera Pyrkonu jest niesamowita.
Po całym mieście i okolicach przewijają się przebierańcy w najróżniejszym wieku i w najróżniejszych stylach. Nikt się temu nie dziwi. I to jest super fajne.
Na ulicy zatrzymał mnie spiderman, który wymusił ode mnie przybicie piątki. Bez słów.
Poprosiłam o zdjęcie nastolatkę przebraną za Misato Katsuragi z Evangeliona. Miałyśmy okazję zamienić kilka zdań o tym jak wspaniała to postać i serial. Kiedy ostatnio rozmawiałam z tak młodą osobą o wspólnej zajawce? Nie pamiętam. Może nigdy?
Entuzjazm udzielił mi się do tego stopnia, że zawołałam na przejściu dla pieszych do wyjątkowo przystojnego Jedi “super pan wygląda”. Jakby co, to nie napastowałam młodzieży, pan był kilkanaście lat ode mnie starszy. I miał taką samą zajawkę, jak niektóre kilkulatki na konwencie.
To jest moment, kiedy czuje się na własnej skórze, że z innymi ludźmi więcej nas łączy niż dzieli. Jeśli skupić się na pozytywach.
Jest co robić na Pyrkonie
Prelekcje, strefa lego, strefa dla dzieci, warsztaty szycia, rysowania, walki na dmuchane pałki i na miecze, koncerty, sesje gier w strefach i na poszczególnych stoiskach…Zrobisz tatuaż i zapiszesz dziecko na obóz wakacyjny z fantasy programem. Jeśli masz czas i siłę (bo tej głównie mi brakło) to można spędzić tam całe trzy dni od rana do wieczora.
Jeśli chcesz coś kupić, to też znajdziesz tu wszystko. Oprócz naklejek z syrenkami, które zamówiła moja córka. Syrenki nie są teraz w trendach. Zadowoliła się tęczowymi kotami oraz jednorożcami.
Książek i komiksów znajdziesz tu tysiące, mainstreamowe i mocno niszowe. Opaski z rogami i grzybami, elfie i kocie uszy, gorsety i miecze, są. Mnie urzekła lalka Paula Atrydy, chciałam po nią wrócić, ale niestety nie udało mi się znaleźć ponownie stoiska.
W przyszłym roku chciałabym bardziej skupić się na prelekcjach, na które w tym roku nie załapałam się, bo tyle miałam do roboty i ludzi do spotkania.
Chciałabym też skombinować sobie naprawdę wykopany w kosmos kostium, bo same elfie uszy to za mało. Normalne ubranie sprawiało, że czułam się jak idiotka. Trochę podobnie było ze świadomością, że mogłabym być na legalu matką jakiejś połowy uczestników…
Można też na Pyrkonie spotkać super fajne autorki super fajnych książek. Na przykład Martę Dziok-Kaczyńską od “Elfów Londynu”. Bardzo polecam tę pisarkę. Nawet jeśli nie wie, gdzie postawić myślnik we własnym nazwisku, to przy podpisywaniu miała do rozdania czekoladowe cukierki.
Jakie Pyrkon ma wady?
Jest tłumno i jest głośno, jak na każdym tego typu wydarzeniu. Kolejki do jedzenia mnie odstraszały i radzę mieć coś swojego. Za to kolejki do WC były przyzwoite.
Jest to wielka przestrzeń i mnóstwo ludzi, może przebodźcować i przytłoczyć. Ale jednocześnie w tym jest i urok. Zakładam, że każdy zna swoje możliwości i wie czy takie coś to dla niego.
Sobotni tłok w pociągu z Gniezna do Poznania przez moją stację, Pobiedziska Letnisko, też mi się nie podobała. No, ale jakbym chciała ciszy i spokoju, to zostałabym cały dzień na polach w Pobiedziskach. Tam, gdzie się dzieje coś fajnego, tam są ludzie.
Jeśli zastanawiasz się czy jechać – jedź. Ja się wahałam, a teraz jestem wkręcona. I chcę zabrać kolejne pokolenie. I może mamę.
Widzimy się na Pyrkonie za rok.